Jeszcze MO nie zginęło…

Wczoraj na Facebooku pojawił się wpis:

Serdecznie dziękuję policjantowi o numerze służbowym: 96 58 30 i Policji za skuteczne zniwelowanie 20 lat mojej pracy wychowawczej.
Wracającego znad Wisły 20-latka policja zaprosiła do radiowozu za znaczek Razem  na plecaku.
ZA ZNACZEK NA PLECAKU.

Tam, w zaciszu, bez świadków, policjant-kozak mówił, że nie lubi lewackich kurew i pedałów. Zapytał, czy młody lubi w dupę i czy bzyka się z pedałem Zandbergiem.
Zapytał, czy jest komunistą czy tylko lewacką spierdoliną.

Pierwszy błąd — delikwent założył, że nie zrobił nic złego i może nie mieć dowodu.
Drugi błąd, że potem jednak ten dowód znalazł.
Panowie policjanci mu do wyboru mandat albo Kolska. Błąd trzeci — młody mandat przyjął, chociaż pałowania i paralizatorów w ofercie nie było, ale może był to pakiet specjalny.
Błąd czwarty — uwierzył w to, co mówił policjant, że mandat 200 zł i podpisał nie sprawdzając kwoty.

W efekcie dostał mandat za 600 zł za „wprowadzenie funkcjonariusza w błąd i używanie słów uznanych za obraźliwe”.
Jeśli nie dopisali znieważenia funkcjonariusza na służbie, do znaczy, że musiał mówić „do kroćset”, „olaboga” i „sacrebleu”.
Panów było czterech, gówniarz sam, świadków nie ma.

Przepraszam synu, że Cię dwadzieścia lat okłamywałam, że obywatel, nawet lekko nietrzeźwy, nie musi obawiać się policji.
Że policja tak naprawdę jest po Twojej stronie. Przepraszam, że nauczyłam Cię, że żeby cię ukarać, musisz być winny i że mandaty dostaje się sprawiedliwie. Niestety również nauczyłam Cię, że się je płaci i teraz muszę Ci pożyczyć 600 zł, które ze swoich studenckich dochodów będziesz mi spłacał trzy miesiące.

Panie Mariuszu, Marianie lub Marcinie, numer służbowy 96 58 30, już wiemy, że wróciły czasy, w których noszenie nieprawomyślnych znaczków jest niebezpieczne, że przed policją znowu należy uciekać.

Wychowałam się w latach ’80, wiedzę jak omijać milicję wyssałam z mlekiem matki. Może pan być pewien, że ją przekażę synowi, żebyście z niego nie zrobili Grzegorza Przemyka Dobrej Zmiany.

A Panu i kolegom serdecznie dziękuję za rozwianie naszych złudzeń.

Tekst ten jest też wciąż dostępny na Google+.

Gdyby nie to, że Annę-Marię i Jakuba uważam za wyjątkowo wiarygodnych, to byłbym pełen wątpliwości, co do prawdziwości tego wpisu. Niestety, wszystko wskazuje na to, że to prawda.

Dzisiaj okazało się, że taka relacja „jest niezgodna ze standardami społeczności Facebooka”:

facebook_dupa

Update: Facebook wpis przywrócił, ale bardzo możliwe, że „po znajomości”, bo nie każdemu się tak udaje.

Nie sądziłem, że tak szybko doczekamy się czasów, gdy krytyka działania Policji będzie natychmiastowo „zdejmowana z internetu”. Tak, wiem, tu raczej chodzi o słabość polityki i algorytmów Facebooka niż o korupcję, ale i tak nie wygląda to dobrze. Toż to nawet kobiecym sutkom zdarza się na FB dłużej wisieć.

Jeszcze niedawno mój brat wyrażał zaskoczenie i prawie podziw dla Policji, która Razem w demonstracjach nie przeszkadzała, a wręcz im służyła (w końcu od tego „służby” są). Gdy parę lat wcześniej działał w innych organizacja, którym z władzą było nie po drodze, zdarzały się szykany. No cóż, myślę, że właśnie został przywołany do rzeczywistości. Chociaż nie sądzę, żeby faktycznie miał jakieś złudzenia.

Oczywiście nie można uogólniać. Nie ma powodów sądzić, że już cała Policja jest zła, ale jednak to, że taki przypadek się zdarzył nie świadczy o instytucji dobrze. Ciekawe co będzie z tym dalej. Oczywiście bez dowodów sprawa jest nie do wygrania w sądzie. W demokratycznym państwie prawa, w świetle takich, i tylko takich, oskarżeń, policjant musiałby być uniewinniony. Ale jakoś nie sądzę, żeby to był pojedynczy przypadek i jeśli policjant ma przyzwoitego i odpowiedzialnego przełożonego, to powinien być teraz porządnie sprawdzony i przypilnowany. To powinno wystarczyć, żeby szybko z roboty wyleciał. Nie ma tam dla niego miejsca. Mam nadzieję, bo przy tym co się ostatnio słucha o zbrojeniu organizacji paramilitarnych itp., to może właśnie takich władza poszukuje i ceni…

Nie dziwi mnie też specjalnie, że taka osoba jest funkcjonariuszem policji. Miałem w życiu raz do czynienia z Milicją Obywatelską (jako dzieciak miałem nieprzyjemność być przesłuchiwanym, w roli podejrzanego) i parę razy z Policją. Z Policją już zawsze jako praworządny obywatel, ale niekoniecznie wyglądało to tak, jak powinno.

Pamiętam składanie wyjaśnień w sprawie kradzieży, której byłem ofiarą na Przystanku Woodstock w Szczecinie. Pół roku po zgłoszeniu, zostałem zaproszony na posterunek Policji w mieście w którym mieszkam. Panowie policjanci przyjęli moje zeznania, wyglądało to mniej–więcej tak:

– Byłeś na tym festiwalu i ukradli ci namiot?
– Tak.– To chujowo. Tam były wszystkie dokumenty itd.?
– Tak.
– To chujowo
[…]

Muszę przyznać, że policjanci byli, na swój sposób mili. Wykazali się nawet empatią. Ale jakoś nie byłem zachwycony, że właśnie takie osoby są odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo. Obskurny pokoik, z przestarzałym sprzętem nie pomagał wizerunkowi Instytucji.

W innych przypadkach sami policjanci sprawiali lepsze wrażenie, ale warunki ich pracy zawsze wydawały się przygnębiające. Trudno sobie wyobrazić, żeby ludzie o lepszych perspektywach pchali się tam do pracy drzwiami i oknami. Poza paroma idealistami raczej muszą tam trafiać tacy, co niekoniecznie gdzie indziej by pracę znaleźli.

Teraz do kiepskich warunków (chociaż te akurat chyba się ostatnio trochę polepszyły) i kiepskich kadr dochodzą jeszcze nie najlepsze sygnały z góry. To ulgowe traktowanie skrajnie-prawicowych ugrupowań i osłabianie wszelkich instytucji od obrony praw obywatelskich i równouprawnienia, nie wróży nic dobrego. Ustawa „antyterrorystyczna”, dająca służbom kolejne przywileje, raczej też nie ukróci nadużywania władzy przez funkcjonariuszy.

Chciałbym móc ufać Policji, chciałbym, żeby przypadek Jakuba okazał się tylko okazją wyrzucenia zgniłego jabłka z koszyka. Niestety, jakoś obecnie słabe są na to widoki. Chwała władzy, że „jeszcze nie pałuje”, ale jakoś to trochę mało.

Schizofrenicznie…

Od paru miesięcy odnoszę wrażenie, że mam jakieś alternatywne osobowości… wszystko przez konto na gmailu ‚imie.nazwisko@gmail.com’. Przez lata nic ciekawego tam nie przychodziło, ale od paru miesięcy pojawiło się trochę „kwiatków”. Dzisiaj dostałem dwa, niezwiązane ze sobą.

Ale może po kolei…

Zdezorientowana Kasia

Date: Mon, 07 Nov 2011
From: Kasia --------------- <kasia.--------@gmail.com>
Subject: Dzień dobry :)

Dzień dobry Jacku :)

Co slychac? Jak minał Ci weekend
Date: Mon, 07 Nov 2011 11:33:35 +0100
From: Kasia --------------- <kasia.----------@gmail.com>
Subject: Re: Dzień dobry :)

???

K. ------------

Użytkownik Jacek ---------- <jacek.-----------@gmail.com> napisał:

> Dzień dobry...
> 
> A kto właściwie pyta? Znamy się?
> 
> 2011/11/7 Kasia --------- <kasia.---------------@gmail.com>
> 
> >
> > Dzień dobry Jacku :)
> >
> > Co slychac? Jak minał Ci weekend?
Date: Mon, 07 Nov 2011 12:31:55 +0100
From: Kasia ---------- <kasia.------@gmail.com>
Subject: Dzien dobry

Witam ponownie,

Serdecznie przepraszam za wcześniejszego maila. Już wiem, że pomyliłam adresy.
Jeszcze raz przepraszam.

Pozdrawiam,
Kasia ---------------

Tu przynajmniej wszystko się wyjaśniło.

Zdeterminowany asystent

Date: Mon, 28 Nov 2011 12:05:06 +0100
From: "jacek.------" <jacek.------@vp.pl>
Subject: próba łączności

ciągle dostaję maile zwrotne z błedem
Date: Mon, 28 Nov 2011 12:12:23 +0100
From: "jacek.h----" <jacek.h-----@vp.pl>
Subject: Obrzyce bud. nr 14 - oświetlenie

To już piąty raz próbuję wysłać maila, może tym razem się uda.  przesyłam
rysunek jako poglądowy z opisem (pod rysunkiem) sposobu montażu opraw oraz
krótki tekst, który mogłbyś odesłać do wykonawcy na adres podany na początku
tekstu. Będę bardzo wdzięczny za pomoc. Prace na obiekcie juz trwają.
Pozdrawiam jacek. 

[-- Attachment #2: Szpital.doc --]
[-- Type: application/msword, Encoding: base64, Size: 29K --]

   ----.-----@----.eu

   Witam

    

   W nawiązaniu do dzisiejszej rozmowy telefonicznej proszę o potwierdzenie
   przez projektanta Pana Jacka K-------- możliwości wieszania opraw „A”,
   „A1”, „B”, „B1” bezpośrednio na suficie na obiekcie Całodobowego Oddziału
   Rehabilitacji Psychicznej w Międzyrzeczu - budynek nr 14.

[...]

   Sprawy dotyczące instalacji elektrycznej można uzgadniać z asystentem
   projektanta inż. Jackiem H-------, który prowadzi nadzór autorski
   niniejszego zadania.


[-- Attachment #3: oswietlenie.pdf --]
[-- Type: application/pdf, Encoding: base64, Size: 247K --]

Pomogłem jak mogłem – potwierdziłem, że mail udało się wysłać, ale wyjaśniłem, że ja to nie ja. ;-)

Roztrzepany profesor, zgraja akademików i System

To było ciężkie… długie i wyczerpujące…

Date: Tue, 13 Dec 2011 09:10:29 -0500
From: EDAS Administrator <help@----.com>
Subject: Your EDAS account password

Dear Jacek -------:

An EDAS publication management account has been created for you,
for one of the following reasons:
- you are a co-author of a paper;
- you are technical program committee member;
- you will be asked to review a paper;
- you will be asked to chair a session.

The account was created for any conference by ------ ----- with the information:
Poznan University of Technology
AT

Your EDAS user name is jacek.-------@gmail.com, your ID number ######
your initial password is

wish4sick2interfere6

You can log in at http://-------------/

Your EDAS account can be used for all EDAS-managed conferences and
journals. You should not create a new account for each conference.

Regards,

The EDAS manager
help@-----.com

Razem z tym przyszło 12 takich maili (z różnymi osobami w temacie, w pierwszym „ja”):

Date: Tue, 13 Dec 2011 09:12:18 -0500
From: EDAS <help@------.com>
Subject: [----- 2012] Author Jacek ------- has been added to paper #-------
To: M.---- D.----- <-----@-----.pl>
Cc: ----, ----, ----, ----, ....

Dear Prof. M---- D----:

Information about your paper #------ ('New Coding Technology --------') for 
---- 2012 was changed. Typically, this means that one of the authors changed
the author names, paper title, or abstract. On occasion, changes are also made
by the conference chair or an administrator. No further action is required from
you.
[...]

No to prosta sprawa, wydawałoby się, widać kto jest za to odpowiedzialny (prof. M. D.), jest do niego mail, można wyjaśnić sprawę…

To: M.---- D.----- <-----@-----.pl>
Subject: Re: [----- 2012] Author Jacek ------- has been added to paper #-------

Witam,

Chyba nastąpiło jakieś nieporozumienie. Nie przypominam sobie, żebym
pisał jakąś pracę na taki temat (chociaż tematyka ciekawa) ;)

Proszę zweryfikować swoją książkę adresową i usunąć moje konto (dodane przez
pomyłkę) z systemu EDAS.

Pozdrowienia,
        Jacek ----------

No i sprawa załatwiona, prawda? Niee…

Date: Tue, 13 Dec 2011 17:50:56 +0100
From: M.---- D.----- <-----@-----.pl>
Subject: RE: [----- 2012] Author Jacek ------- has been added to paper #-------

Panie Jacku, jest Pan jednym z dziesięciu autorów pracuy o kodeku.
Date: Tue, 13 Dec 2011 17:54:56 +0100
From: M.---- D.----- <-----@-----.pl>
Subject: RE: [----- 2012] Author Jacek ------- has been added to paper #-------

Jeszcze będzie podobny na PCS - chodzi o to by szybko rozpropagowac w
IEEEExplore nasze osiagniecie.

Pozdr  MD

Na dalsze próby kontaktu z profesorem nie było odzewu. Próbowałem samodzielnie usunąć „swoje” konto z tego systemu. Brak uprawnień. Próbowałem zmienić maila – to samo. Napisałem w opisie że ja to nie ja, uczelnię zmieniłem na „Does not matter” i napisałem do helpdesku systemu…

Date: Wed, 14 Dec 2011 14:52:54 -0500
From: EDAS <help@------.com>
Subject: [------ 2012] Help request 772699 has been resolved

Thank you for submitting a help request to EDAS Conference Services for ---- 2012, paper 1569544063.

I have cc'd Prof D------- for notification and further assistance. Please let
us know if you need further assistance with EDAS.

Tak… rozwiązali moje zgłoszenie… ale konto jakby nadal tam było… i po jakimś czasie:

Date: Tue, 31 Jan 2012 09:06:10 -0500
From: EDAS <help@-----.com>
To: M----- D----- <d----@-----.pl>
Subject: [----- 2012] Author K------ K------ has been removed from paper #--------
Cc: ---, ---, ---, ---, [...]

[...]
Date: Tue, 31 Jan 2012 09:07:53 -0500
From: ---- 2012 <b----.w----@-----.ac.at>
Subject: [----- 2012] The manuscript for paper 'New Coding Technology -----' has problems
To: g----.d-----@----.ac.at
Cc: ---, ---, ---, ---, [...]

[...]

…i kilka podobnych maili. Wkurzony odpisałem na jeden z tych maili, nie zważając za bardzo do kogo to idzie. Dostałem odpowiedź:

Date: Tue, 31 Jan 2012 15:51:32 +0100
From: S---- M----- <-----@-----.edu.pl>
Subject: Re: [----- 2012] Manuscript for #----- has been uploaded by ftp

Witam,

po raz pierwszy teraz dowiaduje się o tym problemie od Pana. U mnie w
pokoju jest kolega o imieniu i nazwisku takim jak Pan, probujemy w
EDASie odkręcić to powiązanie ale jest z tym problem bo ktoś na siłę
przypisał autorstwo (może system) naszego artykułu mylnie do Pana.

Postaramy się rozwiązać ten problem najszybciej jak się da.

Przepraszam za kłopot.

Pozdrawiam,
S---- M-----

O! Wreszcie ktoś rozsądny. No to problem z głowy! Nie na długo…

Date: Fri, 09 Mar 2012 04:39:51 -0500
From: J---- F---- <j-----.f----@----.ac.at>
Subject: [---- 2012] ----- 2012: Advance Programme available online

Dear ---- 2012 participants,

the 19th ---- Conference on -----,
----- 2012 will take place in the city of Vienna, Austria from April -- to
April --, 2012 and will be hosted by the Vienna University of Technology.  The
------ 2012 advance conference programme is now available online at
<http://----------->. Please consult also the main
conference website <http://-----/> für latest news.

Looking forward to meet you in Vienna,
best regards
J---- F---- on behalf of the ----- 2012 chairs and organizing committee.

Zacząłem się zastanawiać, czy rzeczywiście jest tam dla mnie zarezerwowane miejsce na konferencji i czy ktoś mi zafunduje wycieczkę do Wiednia…

Na tego maila już nawet nie reagowałem, podobnie jak na parę kolejnych z EDAS… Aż do:

Date: Thu, 15 Mar 2012 08:15:23 -0400
From: ------ 2012 <b-----.w----@----.ac.at>
Subject: [---- 2012] Your paper #----- (New Coding Technology -----)

Dear Mr. K-----:

please enter out your affiliation.
At the moment it is filled out with "Does not matter". This will be shown in
the conference CD and printed in the conference program.

Thank you.
Regards,
B------ W-----

Ktoś tam zauważył, że coś jest nie tak? Odpisałem, czemu tam coś takiego wpisałem i że mnie korci, żeby tam wpisać coś bardziej „nasty”.

Date: Thu, 15 Mar 2012 20:14:04 +0100
From: B---- W---- <b-----.w-----@----.ac.at>
Subject: Re: [----- 2012] Your paper #----- (New Coding Technology for -----)

Thank you!

It is now corrected. Sorry for bothering.

Greetings,
B----- W----

Oczywiście nie miałem najmniejszego powodu w te zapewnienie uwierzyć… ale od tamtego żadnego już maila od nich nie dostałem. :-)

Natalia i jej Oblubieniec

No i pierwsze z dzisiejszych:

Date: Tue, 17 Apr 2012 12:41:48 +0200
From: Natalia ----- <n----@wp.pl>
Subject: ad kursu Oblubieniec

 Cześć Jacek!

Tu Natalia, wczoraj po mszy pytałam o to czy mógłbyś , wraz z Martą,
wspomóc muzycznie oprawę kursu dla kobiet. Oblubieniec odbywa się 18-20
maja. Kurs jest stworzony, by wewnętrznie i zewnętrznie kobiety poczuły
się pięknymi i szczególnymi-to tak najkrócej mówiąc. Byłabym wdzieczna za
w miarę szybką odpowiedź.

p.s: dziękuję też za Twoją wczorajszą posługę, dla mnie muzyka jest bardzo
ważna podczas modlitwy, pomaga mi wejść w głebię tego Spotkania.

Pozdrawiam w Panu!

Natalia

Czyżbym miał to dostać w jakimś równoległym wszechświecie, gdzie się nie rozminąłem z powołaniem jak w tym? ;-)

Chyba odpiszę Natalii, że mnie z kimś pomyliła, bo bajeczki o „Panu” to zupełnie nie moje klimaty. ;-)

Tajemnicza przesyłka

Nie zdążyłem się jeszcze do końca nacieszyć korespondencją od Natalii, a tu jeszcze jedna niespodzianka:

Date: Tue, 17 Apr 2012 16:31:25 +0200
From: Awizo@dbschenker.com
Subject: Awizo przesylki - nr 3-------

   DB Schenker na prośbę firmy P.P.H.U W---- informuje, że w dniu
   17.04.2012 została wysłana do Państwa przesyłka.

   Nr przesyłki: 3-------

   Przewidywana data dostawy: 18.04.2012
   Liczba opakowań:     1
   Waga:                      6 kg
   Miejsce nadania:
   P.P.H.U W-----
   12-160 Wielbark

   Miejsce dostawy:
   JACEK --------
   AL. -------
   02-7-- WARSZAWA

   DB Schenker. Na czas. Na miejsce. Na pewno.

[...]

Tak… na pewno. ;-)

Re: Głos w sprawie blokowania stron internetowych

siwa spisała swoje wnioski z toczącej się dyskusji o blokowaniu stron internetowych. Ja pozwalam sobie mieć nieco inne zdanie. No cóż, miejscami jestem zatwardziały liberał.

Zanim zdecydujemy się jak walczyć, trzeba zdecydować z czym mamy walczyć. O jakie zagrożenie chodzi, kogo mamy bronić. Czy złe jest to, że ktoś produkuje
„treści pedofilskie”, czy to, że ktoś je zobaczy? Normalny człowiek
(przypadkowy Kowalski) gdy na coś takiego trafi od razu nie zacznie molestować
dzieci. Raczej się oburzy, oleje sprawę, albo zawiadomi odpowiednie służby. Bo
problemem nie jest przypadkowy Kowalski, który tam trafi, tylko ci którzy te
treści opublikowali. Dlaczego więc wprowadzać kosztowne, nieprecyzyjne i
podatne na nadużycie przepisy blokujące przypadkowego Kowalskiego? To jedynie
sprawi, że dla przypadkowego Kowalskiego problem pedofilii zniknie (przestanie być widoczny). Dla niego pojawi się, najwyżej, problem znikających przez pomyłkę innych stron, czy celowego nadużywania tych przepisów. Nawet zwolennicy regulacji przyznają, że jest takie ryzyko (jak czasem aresztowanie niewinnego człowieka). Nie widzę jednak sposobu, żeby takie blokady w jakikolwiek sposób pomogły rzeczywiście wykorzystywanym seksualnie dzieciom.

Jeśli chodzi o argument, że „radzimy sobie z wydawnictwami, gazetami i płytami z nielegalną treścią” – nikt nie włazi ludziom do domu i nie zabiera z półek książek z niewłaściwymi treściami. Era palenia książek też już minęła. Indeks ksiąg zakazany? To już historia, myślałem że wszyscy się zgodzili z tym, że niechlubna…

Naloty na dystrybutorów, czy konfiskaty płyt się zdarzają, ale to raczej chodzi o prawa autorskie niż o treści. I też niekoniecznie mi się podoba jak to czasem wygląda.

Sam w domu nie mam pedofilskich pisemek, ale mam na pewno coś co obraża czyjeś uczucia religijne, albo nawołuje do łamania jakiegoś przykazania (według czyjejś
interpretacji). Wiem że w niektórych krajach by chętnie i mnie z tym spalili,
ale mam nadzieję że u nas jest jednak cywilizacja. Nawet jeśli ktoś by miał
jakieś „pedofilską książkę” (kto ocenia co jest pedofilskie? „Kot który
przenika ściany” Heinleina jest dość pedofilski?), to wolałbym, żeby trafiła do
jakieś biblioteki (nie koniecznie na łatwo dostępną półkę) czy archiwum, a nie
zostało spalone. Już zbyt wiele dzieł zostało utraconych na zawsze tylko dlatego, że ktoś je uważał za niewłaściwe. Zdaje się że spotkało to np. traktat „De non existentia Dei” Łyszczyńskiego, który jest teraz znany tylko z cytatów…

Ja wiem, że to wkurzające, że takie rzeczy „wiszą w sieci”. To pokazuje że nie radzimy sobie z problemem. Ale tu „leczenie” widocznych objawów problemu nie rozwiązuje, a wprowadza realne ryzyko i koszty. Jeśli regulacje miałyby wejść trzeba by te koszty bardzo dokładnie oszacować i zminimalizować ryzyko błędów i nadużyć. To dodatkowe koszty. Jesteśmy w stanie je ponieść. Mamy dość kompetentnych prawodawców? Może byłbym w stanie się zgodzić na jakieś przepisy umożliwiające wprowadzanie blokad… ale na razie nikt nie był w stanie zaproponować nic co byłoby w jakimkolwiek stopniu akceptowalne. I nie wiem czy ktoś w ogóle może być w stanie. Bo jak się wprowadzi większą kontrole to będą i większe koszty i mniejsza skuteczność (długi czas zanim blokada będzie aktywna). Jak się wprowadzi precyzyjne i wąskie kryteria oceny treści, to więcej niewłaściwych stron może uniknąć blokady. Da się osiągnąć kompromis? IMHO nie ma sensu próbować, można więcej zrobić podchodząc do problemu z innej strony i naprawiając to co teraz nie działa poprawnie, a można poprawić (np. sądownictwo i policję).

Wreszcie jakieś konkrety na temat grypy H1N1 i szepień

Sporo szumu ostatnio o „świńskiej grypie” i szczepionkach przeciwko niej… w tym szumie głównie polityka i różne teorie spiskowe. Na szczęście w końcu trafiłem na artykuł z konkretami: Harriet Hall „Wywoływanie lęku przed szczepieniami przeciwko świńskiej grypie”

Wreszcie dowiedziałem się o co chodzi, że podobna grypa już kiedyś zabiła miliony ludzi, że innym razem niepotrzebne ofiary spowodowało szczepienie przeciwko grypie H1N1. Dowiedziałem się jakie jest rzeczywiste ryzyko, dla kogo szczepionka jest bardziej skuteczna, dla kogo mniej. Itp. Nie wyjaśnia to czemu nasz rząd nie kupuje szczepionki (stawiam na pieniądze i nie rozumiem, czemu nie mówią tego wprost, to dobry powód), ale też nie przekonuje do obaw z tego powodu. Generalnie potwierdziło to moje przypuszczenia, że większość tego szumu który do nas dociera jest niepotrzebne i bezwartościowe.

Z fragmentów które mi się szczególnie spodobały przytoczę jeden:

Twierdzenie: Mercola mówi „Wprowadzanie organizmów do swojego ciała w celu wywołania odporności jest sprzeczne z naturą”.

Fakt: Natura zabija ludzi. Działanie wbrew naturze jest tym, czym zajmuje się medycyna. Jest to dobra rzecz.

Walka z symbolami

Mimo, że nie jestem miłośnikiem kościoła, a nauczaniu religii w ramach szkoły publicznej jestem jak najbardziej przeciwny, to wcale nie podoba mi się wczorajsze orzeczenie Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie krzyży w szkolnych salach.

Walka z jakimikolwiek symbolami jest bezcelowa. Symbol w ten sposób tylko zyskuje siłę, a poza tym jest to praktycznie niewykonalne. Każdy symbol może się komuś nie podobać, a nie da się wszystkich z przestrzeni publicznej usunąć.

Czy ta „obywatelka włoska pochodząca z Finlandii” składała może wcześniej skargę na krzyż w fińskiej fladze?

Mnie tam krzyż w szkole czy urzędzie nie przeszkadza, dopóki nie jest tam wyposażeniem obowiązkowym i dopóki nikt nie wymaga ode mnie klękania przed nim, czy w jakikolwiek sposób „okazywania mu szacunku”. To po prostu element wystroju wnętrza. Moim zdaniem niezbyt gustowny. To przecież narzędzie tortur… no ale z gustami się nie dyskutuje, a tradycja jest tradycją.

Nawet gdy religia straci swoją pozycję, krzyż może zostać. Zapewne przybierze wtedy inne znaczenia. Myślę, że już teraz dla wielu ludzi jest to bardziej symbol śmierci/grobu niż religii. W takim kontekście jest przecież używany np. na mapach. Też z tym walczyć?

Chyba bardziej niż w szkole drażnią mnie krzyże nad wejściem np. w pokojach gościnnych w pensjonatach czy innych agroturystykach. Ale podobnie by mnie drażniły ściany pomalowane tam na różowo. I tyle.

Cenzura, czy autocenzura?

No i się narobiło… W związku z moim ostatnim wpisem (i tak nie dostępnym dla wszystkich) pojawiły się w stosunku do mnie dwa zarzuty:

  • Że publikuję na swoim blogu coś, co inni uważają za nieodpowiednie.
  • Że cenzuruję komentarze.

No i jestem w kropce… Bo albo powinienem wprowadzić autocenzurę, żeby się komentujący nie mogli przyczepić, albo pozostaje cenzurować komentarze, jeśli jednak pójdą one w kierunku, który mi się nie spodoba (np. zrobi się off-topiczna dyskusja o tym, czy ja szanuję cudze zdanie, czy nie). W sumie, z tych dwóch rzeczy wolę ograniczać „wolność wypowiedzi” niechcianych gości niż swoją. To mój blog i chyba do mnie należy decyzja o tym co tu się znajduje.

Długo miałem szczęście. Właściwie nie musiałem żadnych komentarzy usuwać. Nawet jak dyskusja była gorąca, to zbytnio w nikogo nie uderzała i była na temat, albo zbaczała na temat równie dobry. Usuwanie komentarzy ograniczało się do spamu i jakiejś twórczości „dzieci neostrady”, które trafiły tu przez pomyłkę i nawet po polsku nie umieją pisać. Niestety w końcu nadeszła ta chwila, gdy okazało się, że jednak z trollami trzeba brutalnie. I wcale mi się to nie podoba.

Oczywiście jest jeszcze inne opcje: zamknąć bloga, ograniczyć dostęp do wąskiej grupy użytkowników albo zablokować komentarze. Te jednak odrzucam, bo główną wartością tego miejsca dla mnie jest jednak to, że ktoś to czyta, że mogę poznać zdanie innych na dany temat. Że jednocześnie dzielę się swoją notką z cząstko tutejszego joggerowego społeczeństwa, grupką wirtualnych przyjaciół. Dokładnie niezdefiniowaną grupką. Jakiekolwiek próbowałbym listy dostępu tworzyć, kogoś z tej grupki wykluczę.

Czarne listy też nie mają sensu, bo jak troll się uprze, to i tak znajdzie sposób, żeby uprzykrzyć życie. A nawet jeśli nie, to czy zasługuje na specjalne traktowanie, żeby go aż gdzieś do konfiguracji wpisywać? Poza tym, znowu będę tym złym, który odmawia ludziom prawa do wyrażenia swojego zdania (tylko czemu na moim blogu? wśród moich gości, a nie kolegów trolla?).

No cóż… ostatnio prowadzenie bloga kosztuje mnie trochę za dużo nerwów… ale przecież w końcu znowu się uspokoi i będzie jak dawniej. Pusto i nudno ;).

Świat Gu – kupiłem sobie gierkę na Linuksa

Zajrzałem sobie na Linux News i od razu rzuciła mi się w oczy informacja, że jakaś Linuksowa gra, normalnie kosztująca $20 jest teraz (do 19 października) dostępna za „co łaska”. World of Goo niewiele mi mówiło, ale po przejrzeniu opisu i obrazków uznałem, że czemu by nie spróbować. Może nie dałem ile gra jest warta, ale tylko tyle na ile obecnie mnie stać (nowe mieszkanie jednak nieźle wysysa bankowe konta), ale to zawsze lepsze od „piracenia”.

[screenshot]

Gierka to takie połączenie starych dobrych „Lemingów” z popularnymi ostatnio grami „konstrukcyjnymi” (typu: zbuduj most, żeby pociąg przejechał). Trzeba spuścić sympatyczne gluty (kulki Goo) rurami. Te same gluty służą jako element konstrukcyjny drogi do celu. Może nie ma powalającej fabuły, ale jest sympatycznie i dużo ładniej niż w większości gier dostępnych pod Linuksem. Ja już chyba kończę pierwszy rozdział, a Krysia skończyła pierwsze trzy poziomy. Nawet, jeśli za tydzień się znudzi, to trochę rozrywki jest. :-)

Dziś zdobyłem sprawność mechanika samochodowego

Miesiąc temu mieliśmy problem z samochodem. Wpadał w wibracje na niskich obrotach. Problem udało się rozwiązać w nieautoryzowanym serwisie Renault, za 200zł. Niestety, wczoraj wieczorem, gdy żonka jechała na gimnastykę dla ciężarówek, stwierdziła, że autko znowu „się trzęsie”.

Przykre, bo to piątek wieczorem, a na weekend wolelibyśmy sprawny samochód. Zadzwoniłem do mechanika „zza płotu”, a on raczej bronił się przed zaglądaniem do samochodu: „to może być któraś z tych bardzo drogich części, to trzeba by pod komputer podłączyć, lepiej, żeby to ten fachowiec od Renault obejrzał… ale jak pan bardzo chce, to może podjechać w poniedziałek albo we wtorek, lepiej we wtorek”. Wtorek mnie nie ratuje. Na „fachowca od Renault” na sobotę nie liczyłem, a poza tym, czy na pewno trzeba kolejne 200zł wydawać? Bo wyglądało na to, że to dokładnie to samo co poprzednio, gdy cewka zapłonowa padła, a na Allegro takie cewki można znaleźć za 70zł…

Postanowiłem więc najpierw samemu się temu przyjrzeć. Poczytałem na Wikipedii o układach zapłonowych, potem spytałem wujka Google o cewki w silnikach Renault 16V i dowiedziałem się, z serwisu dla elektroników, że to powszechny problem w takich samochodach i jak to można próbować naprawić. Wiedząc już gdzie szukać tych cewek i czego się po nich spodziewać zajrzałem pod maskę. Okazało się, że na cztery cewki zapłonowe tylko dwie są takie same. Jedna z pozostałych to zapewne ta wymieniona miesiąc temu, druga musiała być wymieniona jeszcze gdy to teść był właścicielem samochodu (powinni mu wtedy wszystkie wymienić). Oczywiście te dwie „fabryczne” okazały się być marki Sagem. Lepić ich silikonem czy czymś innym jednak nie chciałem. Z ośmioletnim samochodem nie próbowałem nawet jechać na darmową wymianę do autoryzowanego serwisu. Na dostawę z Allegro mógłbym z tydzień czekać… postanowiłem poszukać gdzieś w Gliwicach.

Najpierw pojechaliśmy do Norauto… w końcu taki „hipermarket”, to może ma wszystko. Świece, czy kable zapłonowe były, cewek nie prowadzą. No to pojechaliśmy jeszcze do samochodowego sklepu w centrum. Tam cewki mieli na miejscu, ale za 150zł. Na poniedziałek mogą zamówić nieoryginalne zamienniki za 100zł. Nie chcieliśmy czekać, postanowiliśmy kupić te oryginalne. Teraz czas na chwilę prawdy…

Najpierw wymieniłem tę cewkę, którą podejrzewałem o usterkę (po eksperymentach z odłączaniem kabelków z każdej po kolei). Nic, dalej trzęsło. Pozostała druga. I po wymianie tej drugiej autko odżyło. Nie trzęsie no i moc ma znowu jak należy. :-)

Została nam jeszcze jedna felerna cewka Sagema w silniku… to zamówię sobie na Allegro i będziemy wozić ze sobą zapas. Na razie jeszcze ten Sagem działa.

Przy okazji taki wniosek: wcale te dzisiejsze samochody nie są takie skomplikowane jak niektórzy twierdzą. Układ zapłonowy wręcz wydaje się prostszy… gdyby jeszcze mieć kod źródłowy oprogramowania tego komputera co tym steruje i móc się do niego jakimś gdb podłączyć, to mógłby sobie w tym dłubać, jak jakiś dziadek w swoim „maluchu”. ;-)

Siła nadprzyrodzona może być tylko jedna!

U Boskiego Ateisty natrafiłem na ciekawy artykuł z psychomanipulacja.pl: „Trzymam kciuki” – uprzejmość czy przesąd?. Rozbawiło mnie to, jak wszelkie „tępienie przesądów” prowadzone przez kościoły. To jak ktoś głosząc istnienie jednej siły nadprzyrodzonej próbuje walczyć z wiarą w inne. Szczególnie, że jak ktoś jest podatny na taką wiarę to często wierzy i w katolickiego Boga, i np. w homeopatię. Takie same podstawy, ten sam mechanizm.

Pomyślałem jednak jeszcze o jednym: że sam też wartościuję przesądy. Gdy ktoś mówi, że trzyma za mnie kciuki, to jest mi po prostu miło. Gdy ktoś stwierdzi, że się za mnie pomodli, czuję dyskomfort. Podobnie, gdy usłyszę np. „niech Bóg ma Cię w swojej opiece”. Jednocześnie, stwierdzenie „niech Zeus ma Cię w swojej opiece” potraktowałbym znacznie przychylniej. Dlaczego? Gdzie jest różnica?

Różnica polega na tym, że gdy ktoś powie „trzymam kciuki” to raczej nie traktuje tego poważnie, po prostu życzy mi powodzenia. Nawet jeśli rzeczywiście w kluczowym momencie będzie zaciskał swoje pięści, to bardziej na zasadzie „pamiętam o nim” niż jako próba zagwarantowania sukcesu. Jeśli jednak, ktoś odwołuje się do Boga, szczególnie zadeklarowany katolik (a takich mamy większość), to na zapewne traktuje to poważnie. A ja nie chcę uczestniczyć w jakimś magicznym rytuale. Uważam wiarę we wszelkie siły nadprzyrodzone za naiwną, a czasem szkodliwą i wolę, żeby mnie w to nie mieszać.

Co innego tradycja, folklor, kultura, zabawa. Nie przeszkadza mnie, gdy w „Dni Morza” marynarze i mieszkańcy portowych miast czczą Neptuna. Bo to zabawa i tradycja. Nie mam nic przed świętowaniem Bożego Narodzenia (nazwa i geneza mi nie przeszkadza). To też element kultury, wesołe święto, ludziom takich trzeba, od czasu, do czasu.

Będąc ateistą nie oczekuje porzucenia katolickiej tradycji, jednak póki jest ona traktowana dosłownie, to bywa krępująca. Pilnuję się, żeby nie używać wyrażeń „dzięki Bogu”, „o Boże!” itp., bo jeszcze zostanę potraktowany dosłownie. Co też jest trochę śmieszne, przecież większość katolików używając tych słów raczej dosłownie ich nie traktuje… i nawet sejmowa modlitwa o deszcz była, swego czasu, przez nasze wierzące społeczeństwo wyśmiana. No cóż, znowu wychodzi na to, że ateista czasem traktuje Boga dużo poważniej niż jego wyznawcy… ;-)

Jak kupowałem koszulkę dla ciężarówki

Żonce zamarzyła się ciążowa koszulka. Niestety, na ThinkGeek jest drogo, szczególe jak się chce wysyłkę do Polski. Udało się jednak podobną koszulkę znaleźć w innym sklepie, niejakim Cafe Press. O, taką:

http://t-shirts.cafepress.com/item/green-baby-loading-maternity-dark-tshirt/236272998

Mimo, że to też Ameryka, to wychodziło znacznie taniej. Postanowiliśmy więc kupić, przy okazji wypróbowałem swoją nową (i pierwszą) kartę kredytową… po jakiś dwóch tygodniach przyszło coś takiego:

To nie koszulka, którą zamówiłem

Nie muszę chyba wyjaśniać, że ani ja, ani tym bardziej Ika z towaru nie byliśmy zadowoleni. Złożyłem więc reklamację. Postanowiłem dać im jeszcze szansę i poprosiłem o wymianę. Dostałem maila z przeprosinami i informacją, że wyślą nową, a ja nic nie muszę odsyłać. Znowu minęły dwa tygodnie i przyszła kolejna paczuszka:

To też nie

Wow! Udało im się poprawić lokalizację obrazka!

Tym razem żądam zwrotu pieniędzy.