Konkursowo

Jakiś czas temu Krysia zaczęła coś wspominać o jakimś konkursie informatycznym. Ok, nic nowego, ona ciągle na jakieś konkursy w szkole chodzi, czy to muzyczne, czy przedmiotowe, nawet na konkursie ortograficznym była (!). Z wygrywaniem bywa różnie, ale przecież liczy się udział.

Nie przejmowaliśmy się szczególnie tym konkursem, coś tam do nas dochodziło, że to drużynowe, że już ćwiczyli zaciskanie kabelków Ethernet, że będzie HTML i mógłbym pokazać.

Ciekawiej się zrobiło, gdy przekazała maila od pani, w sprawie konkursu „Avatarek”… że trzeba dać 100zł na bilet do Grodziska Wielkopolskiego oraz śpiwór, bo będą tam nocować. I trzeba wybrać, czy jadą w południe, czy po południu. Yyyy… to nie jest jakiś wewnątrz szkolny konkurs?

W zeszłą sobotę „nauczyłem” Krysię HTMLa. W 15 minut. Znaczy się, pokazałem tagi <html>, <p>, <h1>, <ol>, <li> i niewiele więcej. Pobawiła się tym chwilę i tyle. Z Wordem było podobnie, tyle że bez Worda – coś poklikała w Open Office, Ika jej w czymś pomogła i na tym koniec. Normalnie szał nauki i przygotowań na konkurs. 🙂

Na szczęście wiemy, że Krysia w drużynie jest ze swoim genialnym kolegą, więc nie powinno być wielkiego wstydu. Na wygraną nie mają pewnie szans, ale zawsze będzie wycieczka i jakaś przygoda.

Na konkurs pojechali wczoraj, po południu, bo przecież jeszcze w szkole była „liga przyrodnicza”. Ta opcja dojazdu oznaczała, że na miejsce dojechali po 23. Po drodze córka nawet nam się meldowała, ale potwierdzenia, że dojechała na miejsce nie dostaliśmy. Dopiero rano jakieś oznaki życia. Trudno, nie było się co spodziewać więcej.

Dzisiaj, przed wyjściem z pracy, uznałem, że pewnie konkurs już się skończył i postanowiłem zażartować, wysyłając SMSa:

I jak? Wygraliście? 😉

Odpowiedź mnie nieco zaskoczyła:

2 miejsce

Pogratulowałem oczywiście. Po godzinie dostałem kolejnego SMSa:

Tableta rozpakuję w domu 🙂

Pogooglałem trochę, z dzisiejszego finału nic nie znalazłem, tylko coś o różnych eliminacjach regionalnych (?!) i zdjęcia z poprzedniego finału (też w 2016, żeby bardziej zamieszać). Nie bardzo rozumiem co się stało, ale chyba mi się to podoba. A może powinienem poczekać aż córka z tym rzekomym tabletem przyjedzie do domu?  😉

Update: faktycznie przywiozła tableta, może wartego więcej niż te bilety. 😉

Koncerty końcoworoczne

Ostatni weekend roku szkolnego, podobnie jak w poprzednich latach, upłynął nam pod znakiem koncertów końcoworocznych szkoły Yamaha. Tym razem dla nas były aż trzy. Ja się powyżywałem trochę z aparatem i chyba nawet, mimo pewnych braków sprzętowych (lampa błyskowa!) coś mi z tego wyszło…

W sobotę odbył się koncert wokalistów. Krysia z koleżankami zaśpiewały „Bądź gotowy dziś do drogi” i „A ja wolę moją mamę”:

Krysia –  „Bądź gotowy dziś do drogi”
Krysia – „A ja wolę swoją mamę”

Krysia z koleżankami –  „Bądź gotowy dziś do drogi”

Inne wokalisty też się nieźle zaprezentowały:

Yamaha PMS, koncert końcoworoczny – wokaliści
Yamaha PMS, koncert końcoworoczny – wokaliści

Yamaha PMS, koncert końcoworoczny – wokaliści

W niedzielę przed południem wystąpił… Krzyś. Tak, to półtora roczne dziecko, które do szkoły muzycznej zaczęło uczęszczać, zanim jeszcze rok skończyło… ;-)

Krzyś – „Niemowlak” z Krainy Dźwięku
Krzyś – Niemowlak z Krainy Dźwięku

Były tam oczywiście też inne dzidziusie („Niemowlaki w Krainie Dźwięku”) i odrobinę większe dzieci („Szkraby i Muzyka”):

Inny Niemowlak z Krainy Dźwięku
Szkraby i Muzyka

Po południu wystąpiła znowu Krysia, z klasą keyboardu:

Krysia przy keyboardzie
Krysia z czerwoną chustą

Dziewczynki przy keyboardach
Niektórzy nie tylko grali, ale i tańczyli

Finał koncertu klasy keyboardu

Gwarki

Po letnich festiwalach uznałem, że kiedyś warto byłoby Krysię zabrać na jakiś koncert. Drogie biletowane imprezy odpadały, bo jednak szkoda biletu na dziecko, które może wcale tego nie docenić. Małe, „klubowe” koncerty też, bo tam dla odmiany takie zadymienie papierosowe, że i dorosłemu nie życzę… Pozostały otwarte imprezy plenerowe.

Pierwsze podejście było podczas gliwickiego pikniku militarno-lotniczego. Impreza była fajna… poza koncertem. Jednak Afromental to nie moje klimaty, Krysia też chętnie po pierwszej piosence uciekła.

Żona chce taki na autostradę ;) Dromader zrzuca bombę wodną

Akrobacje lotnicze
Krysia na „Małyszu”

Kolejna okazja nadarzyła się dzisiaj, przy okazji tarnogórskich Gwarków. Mnie najbardziej interesował grający tam dzisiaj Biff którego ostatnio mi usilnie Last.fm poleca. Przed Biffem miały zagrać Mass Kotki – na to zabrać Krysię polecał mi kumpel na Facebooku (i możliwe, że żartował). Wstępne przesłuchanie na YouTube do Mass Kotek nie zachęcały, do Biff już owszem. Krysia też zaaprobowała taki zestaw, to wybraliśmy się tak, żeby na kawałek Kotek zdążyć i Biffa wysłuchać, a potem się zobaczy. Hey już ostatnio widziałem tyle razy, że mi nie zależało i odpadł problem z jakimś wracaniem po nocy.

Koncerty się opóźniły, więc zdążyliśmy wysłuchać Mass Kotek od początku. I warto było, bo na żywo brzmiały dużo lepiej. Biff też nie zawiódł, a przesympatyczna wokalistka Ania miała świetny kontakt z publicznością z rodzinnego miasta. Widać jednak było, że to nie główne atrakcje miejskiego festiwalu – przed sceną było stosunkowo pusto, większe tłumy w uliczkach wokół rynku, gdzie były inne atrakcje (stragany, wesołe miasteczka itp.)

A’propos innych atrakcji. Ustaliliśmy, że po koncercie coś zjemy i pójdziemy się zabawić do „wesołego miasteczka”. Zaproponowałem Krysi jakąś wypaśną karuzelę, widząc, że już ośmiolatki tam wpuszczają (pod warunkiem że mają co najmniej 120cm). Krysia jednak wzgardziła moją propozycją, stwierdzając, że chce na to (sorry za jakość zdjęcia – komórka, już prawie po ciemku):

„Katapulta”

Nie przejąłem się tym na początku, bo przecież takich dzieci na to na pewno nie wpuszczają, ale Krysia stwierdziła, że owszem, pokazała tablicę z informacją, że dozwolone od lat 8 i 130cm… przymierzyliśmy do załączonej miarki i okazało się, że warunki spełnia… Spytałem jeszcze kilka razy, czy jest pewna, ale wyszło na to, że nie uda się wybić jej tego pomysłu z głowy… W kasie też potwierdzili, że „takie dziecko” może, jak ma 8 lat. Tylko, że na to coś musi być para. O to, to nie, ja na to nie wejdę! Ale jakiś pan był bez pary… Krysię więc wystrzelono:

Ja zostałem na dole i mimo to zrobiło mi się niedobrze. Gdy kula w końcu opadła poszedłem ratować dziecko… a Krysia wyszła całkiem zadowolona. Przynajmniej po takie atrakcji już na żaden „dmuchany zamek ze zjeżdżalnią” nie chciała 😉 Kupiliśmy jeszcze prażone migdały dla Iki, wiatraczek dla Krzysia i pojechaliśmy do domku.

Dwa SMSy

Wczoraj wieczorem długo nie wracałem do domu… Jakoś po 23, prawie w tym samym momencie, dostałem dwa SMSy, o podobnym przesłaniu:

Idziemy już spać. Kocham Cię :-* miłej pracy

i:

Wrocisz dzis laskawie do domu?

Niestety… ten pierwszy to jakaś pomyłka z nieznanego numeru…

;-)

Wakacje z DADĄ

Zeszły tydzień (od niedzieli, do niedzieli) spędziłem w Lubuskiem, w lesie, niedaleko jeziora, gdzie asfaltowe drogi już się skończyły…

Znaki

Z córką pojechaliśmy na „Wakacje z DADĄ”. To takie wczasy z organizowanymi zajęciami („twórczymi” i „sportowymi”) dla dzieci, a wieczorami dla dzieci i rodziców. Odbywało się to w „Domu pod Lipą” w Silnej Nowej. Bez większych luksusów (np. wspólne łazienki), ale bardzo przyjemne miejsce.

Dom Pod Lipą i ten ogród…

Pokoik

Krysia kąpała się z innymi dziećmi w jeziorze (zajęcia „sportowe”), robiła flagę (patrz wyżej), farbowała koszulkę, gotowała krówki itp. Ja w tym czasie sobie wypoczywałem szwendając się po lesie, albo czytając książkę. Na „warsztatach” rodzinnych jednak i ja musiałem się wykazać, robiąc kwiatka z filcu, czy np. taką „kotosienicę” (projekt Paskudy):

Kotosienica

Miałem też okazję spróbować fotografii otworkowej – robienia zdjęć dziurawą puszką zamiast aparatu za parę tysięcy, a potem wywoływanie ich w kabinie prysznicowej „uszczelnionej” czarną folią:

Domek na drzewie

Zdjęć przywiozłem niewiele i raczej z lasu niż z warsztatów… pewnie dlatego, że fotografowanie dzieciarni mnie nie pociąga i trzymałem się z dala dziecięcych warsztatów (zgodnie z zaleceniami organizatorów, zresztą) … Bo tam strasznie dużo tych dzieci było… ale jakoś dałem radę. ;-)

A w lesie zrobiłem, o takie:

Ważka
Dzięcioł

Mrówki

Zabawa w video

Żonka porobiła Krzysiowi trochę filmików swoją komórką i w końcu chciała to opublikować. Moim zadaniem było znaleźć coś czym się to uda obrobić…

Obróbką video się nigdy nie bawiłem… zobaczyłem co tam mamy w PLD. Wszystko co miało coś wspólnego z KDE odrzuciłem z góry. Znalazłem jakieś PiTiVi i Cinelerra. Poza tym wiedziałem, że i Blender (program do grafiki 3D) ma jakiś edytor video. Do testów zabrałem się na laptopie żony… raczej słabiutkim…

Cinelerrę odpaliłem, załadowałem jeden filmik z komórki, wcisnąłem play… zobaczyłem jak to się muli… i dałem sobie spokój. Wyglądało to też jakoś… dziwnie.

PiTiVi wyglądało w miarę normalnie… ale trochę trwało zanim mi się udało tam jakiś filmik załadować… okazało się, że brakowało mi wielu modułów do GStreamer’a. Gdy już wszystko działało… okazało się, że to „wszystko” to prawie nic. Skleić filmiki razem to i cat potrafi 😉

Został Blender. Na początku oczywiście odrzucał ten kosmiczny interfejs użytkownika. No, trzeba przyznać, że „bardzo oryginalny”… w każdym razie różny od wszystkiego co się na co dzień używa. Jednak jak już się załapie co i jak to nie jest taki zły. I zasobów nie zżera wiele (zawsze mnie to fascynowało – Blender to jeden z niewielu programów z OpenGL, które jakoś da się bez sprzętowego wspomagania używać), i funkcji trochę ma… dla kogoś kto w obróbce video nie jest nawet amatorem to aż za wiele.

Trochę zabawy z tym cudem i udało się w „coś” połączyć dwa filmiki i parę zdjęć. Skorzystam z okazji i od razu <video> z HTML5 wypróbuję (proszę docenić, że żadnego Flasha nie potrzeba)…

Tu jest filmik dla tych, co mają dość nowe przeglądarki, innych zapraszam do Iki 😉

Jakby ktoś pytał o muzykę, to Ika gdzieś znalazła… ja tylko wklejam gotowe „dzieło”… jakby coś 😉

Wiosna się trzyma

Słonko wyszło, to na dzisiejszy niedzielny spacerek postanowiłem wziąć aparat, żeby odwołać ogłoszone tydzień temu nadejście wiosny. Jednak, ku mojemu zdziwieniu, raczej nazbierałem materiały pokazujące, że, mimo mrozu i śniegu, wiosna miejscami wciąż się trzyma:

Śnieg w kratkę

Wiosna Walcząca

Wiosna vs Zima

Przebiśniegi pod sosenką

Krysia mnie dziś wyciągnęła na plac Grunwaldzki, żeby się wyszaleć na tamtejszym placu zabaw:

Krysia na „pajęczynie”

Krysia na karuzeli

Na lodzie

Tydzień temu w sobotę wybrałem się na basen. Otworzyli ostatnio nowy w Gliwicach, a do końca lutego jest promocja: pierwsza godzina za 3zł. Basen całkiem przyzwoity, do tego nie było tłumów… ale ja nie o tym…

Wychodząc z basenu, który powstał na gliwickim „Kąpielisku Leśnym”, zauważyłem, że tam dzieje się coś jeszcze. W niecce letniego kąpieliska działało małe sztuczne lodowisko. Obejrzałem cennik (4 zł dorosły, 2 zł dzecko), zajrzałem do wypożyczalni łyżew i uznałem, że chyba warto spróbować się tam z Krysią wybrać.

Krysia nigdy wcześniej na łyżwach nie jeździła, ale spodobał jej się ten pomysł. Bałem się, że będzie jak przy nauce jazdy na rowerze, czy próbach jazdy na nartach – najpierw wielkie ambicje (do pierwszej próby), a potem tylko ryk, że ona nie umie, że to za trudne i że ona nie chce. Mimo to, w niedziele wieczorem wybraliśmy się na to lodowisko.

Wypożyczyliśmy łyżwy. Udało się jakoś zejść po gumowej macie do lodowiska – bez wielkiego marudzenia, mimo jednego upadku. Po drodze pan z obsługi uprzedził, żeby „nie jeździć po tym mokrym, bo po ciepłym dniu lód im popękał i pospoinowali, ale jeszcze nie zamarzło”. Rzeczywiście, na lodzie były dwie mokre szczeliny, które trzeba było omijać. Poza tym całkiem ok.

Jak można było się spodziewać, Krysia prawie cały czas trzymała się bandy. Ja sobie jeździłem w kółko swoim tempem co jakiś czas sprawdzając co u niej, ewentualnie dając jakieś rady. Troszkę pojeździliśmy też za rękę. Pod koniec Krysia już potrafiła się trochę przemieszczać z dala od bandy. Bardziej to wyglądało jak bieganie niż jeżdżenie, ale zawsze coś. :-)

Kolejny raz wybraliśmy się w środę (Krysia chciała jeszcze „podczas ferii”), tym razem na „Taflę”. Od mojej ostatniej wizyty na Tafli trochę się tam zmieniło. Przede wszystkim lodowisko zostało zadaszone. Ludzi też więcej niż na Leśnym, ale że lodowisko większe to ostatecznie nie robiło to różnicy. Gdy wypożyczyłem łyżwy, to pierwsze co mi przyszło do głowy, to to, czy przypadkiem nie są to te same, co wypożyczałem 10 lat temu. Na nowe nie wyglądały i nosiły wyraźne ślady zużycia. Wiązane były zielonym sznurkiem (oryginalnych sznurowadeł już raczej nawet nie pamiętały). O dziwo, okazały się wygodniejsze niż te „nowoczesne” z Leśnego.

Krysia też zauważyła różnice w sprzęcie. Podobno bardziej się ślizgały. Chyba po prostu były lepiej naostrzone. Na początku jej trochę noga latała, ale poprawiłem jej sznurowanie i podobno jeździło się jej dużo lepiej.

Tym razem córka już nie trzymała się kurczowo bandy. Gdy zmienił się kierunek jazdy to wręcz na środek lodowiska ją znosiło. Było widać, że już na łyżwach czuje się całkiem pewnie. Także po tym, że co chwile się wywracała i jeździła z mokrym tyłkiem :-). Bardzo jej się podobało.

Dzisiaj więc też się wybraliśmy. Trochę się bałem, że mi zaszkodzi, bo chyba lekko przeziębiony jestem, ale przecież obiecałem dziecku. No i niespecjalnie chciało mi się cały dzień w domu siedzieć.

Tym razem trafiły mi się mniej wygodne łyżwy… aż się zastanawiam, czy sobie po prostu własnych nie kupić. Krysi się podobało jak poprzednio. Widać, że dalej robi postępy, mimo zupełnego samouctwa. Spotkała tam koleżankę z klasy, która chyba była na łyżwach pierwszy raz. Krysia mogła więc trochę poszpanować. Tak jak za pierwszym razem ja co okrążenie sprawdzałem co u Krysi i chwilę z nią się bawiłem, tak teraz ona z tą swoją koleżanką.

Lodowisko jest cało roczne… może rzeczywiście warto w swoje łyżwy zainwestować (szczególnie, że teraz są wyprzedaże zimowego sprzętu) i się tam regularnie wybierać? Z drugiej strony… wkrótce będzie pogada na rower itp., czy lodowisko wciąż będzie atrakcją? Czy się za dwie kolejne wizyty znudzi?

Zima

Weekend to, między innymi, czas na rodzinny spacerek. Dzisiaj, na spacerek wziąłem aparat, bo i pogoda sprzyjająca i od paru dni się do tego zbierałem… Idąc do pracy codziennie mijałem coś, co IMHO warto uwiecznić: różę w lodzie.

Styczeń to nie pora na róże

Tyle fotografii przyrody, tym razem więcej pikseli poświęciłem rodzince…

Z górki na pazurki!

Krzyś na zimowo
Ika z wózeczkiem
Pozdrowienia od lewka :)

Hitem dnia był dzisiaj zamarznięty stawek, gdzie wszyscy się trochę wyszaleliśmy…

Krysia na lodzie

Ika na lodzie

Na koniec dorzucę dwie fotki z domowej hodowli dzidziusia…

Nie ma to jak na maminym brzuszku!
Aplikacja lekarstwa