Mimo „tragedii” opisanej w ostatnim odcinku, wśród moich upraw można znaleźć i pozytywne akcenty:
The system has been attacked
Niecałe dwa tygodnie temu coś mnie zaniepokoiło. Na liściach Twilight pojawił się jakiś podejrzany nalot, a na niektórych także brzydkie brązowe plamy. To wszystko doszło do drobnych przezroczystych plamek na liściach, które były wcześniej, ale jeszcze mnie nie zaniepokoiły. Białe coś w dotyku trochę przypominało piasek, ale się dość dobrze trzymało liścia.
Poza tym roślina wyglądała całkiem zdrowo, kwitła i owocowała. Mimo wszystko postanowiłem to sprawdzić i coś z tym zrobić. Najpierw próbowałem z Google… Wyszło mi, że to może być powdery mildew, taki grzyb, ale nie było to nic pewnego. Postanowiłem spytać więc speców od ogrodnictwa na StackExchange. Szybko w komentarzach do mojego pytania zasugerowano, że to raczej czerwce, wyjątkowe paskudztwo. Te brązowe plamy to podobno dorosłe osobniki (trudno mi było w to uwierzyć gdy oglądałem potem te plamy), młodsze są niezauważalne gołym okiem.
Poczytałem tam sugerowane leczenie, poszukałem też innych materiałów w sieci i wyszło mi, że trzeba to zwalczać stanowczo. Na początek jednak, zamiast kupić odpowiednio zabójczą chemię w ogrodniczym, postanowiłem użyć kuracji „organicznej”, opartej na roztworze mydła i octu…
Wyczyściłem roślinkę przygotowaną miksturą, wypłukałem i nie wyglądała nawet źle. Większość białego paskudztwa znikła, zostały po nim tylko bledsze plamki na liściach. Po godzinie zwiędły dwa liście. No cóż, może je za bardzo wytarmosiłem podczas zabiegu… Niestety, kilka godzin później zwiędnięte było praktycznie wszystko. Następnego dnia było jasne, że większość liści i część pędów jest martwa. Czerwce by tego tak sprawnie nie załatwiły… :-(
Pewnie mikstura była za mocna (za dużo mydła lub/i octu), może roślinka za delikatna na taką miksturę, może niedokładnie ją opłukałem. A może wszystko na raz. W każdym razie spieprzyłem sprawę strasznie. Właściwie, to mógłbym tą roślinę wyrzucić, ale postanowiłem dać jej jeszcze szansę. Jakieś tam ostatnie dwa malutkie zielone listki gdzieś się ostały, a dwa inne zwiędły tylko w jakiś 80%…
Wyciąłem co było ewidentnie martwe, podlałem porządnie, żeby wypłukać cokolwiek co się mogło do ziemi dostać i postawiłem roślinkę przy oknie, ale z dala od pozostałych, jakby jeszcze mogła zarażać… Półtora tygodnia po wypadku wygląda tak:
Niewątpliwie, „ozdobną” roślinkę mam (Twilight to odmiana ozdobna, reszta była dedykowana do jedzenia)…
Na razie na pozostałych roślinkach nie widać niepokojących objawów, a przynajmniej podobnych do tego, co dolegało Twilightowi. Wciąż możliwe, że część insektów przeżyła i gdzieś żerują niezauważone, więc muszę bacznie obserwować. Ale następnym razem kupuję broń chemiczną w sklepie, a nie bawię się w samoróbki.
The final deployment
Przyszedł maj – czas żeby papryczki przesadzić. W moim przypadku nie do gruntu (z tym i tak by trzeba było jeszcze Zimną Zośkę przeczekać), ale do ostatecznych doniczek. Internet podpowiada, że papryczki potrzebują minimum 10-calowe doniczki, lepiej większe, ale ozdobne odmiany dadzą radę i w mniejszych. Wyszło mi, że potrzebuję minimum 25-centymetrowe, a dla największych roślin 30cm. Okazało się, że to co kupiłem jako 28cm ma 25cm, a to co miało być 30cm, ma 26… no cóż, musi wystarczyć. Przynajmniej na oknie się zmieści.
Przed przesadzaniem było tak:
Zacząłem od prawej. Najpierw pomidorek. Okazało się, że w samą porę się za to zabrałem, bo już mu było ciasno w doniczce…
Potem Twilight (odmiana ozdobna), ten dostał najmniejszą doniczkę (22cm górnej wewnętrznej średnicy) i chyba słusznie, bo stara nie była tak korzeniami przerośnięta jeszcze. A tak w ogóle, to mam już pierwsze papryczki: :-)
Potem było Cayenne – największa z moich roślin, co to nie może się zdecydować, czy jej dobrze (rośnie najszybciej), czy źle (zgubiła parę pączków, a liście jej wiszą, jak grzywka u emo)…
Następne Habanero… też się zbiera do kwitnienia…
W tym miejscu musiałem zrobić przerwę, bo ziemi zabrakło. Po drugim śniadaniu, gdy uzupełniłem braki, mogłem kontynuować z Tabasco. Mam dwa Tabasco, bo jedna roślina była poważnie uszkodzona i nie wiedziałem, czy przeżyje, ale jak widać radzi sobie świetnie, chociaż jeszcze nie zbiera się do kwitnienia:
Co ciekawe, jak pomidorek i pozostałe papryczki, za każdym razem gdy były przesadzane głębiej, to wypuszczały nowe korzenie przy powierzchni gleby. Tabasco wydaje się mieć korzenie tylko na dole. A zdrowe Tabasco wygląda podobnie jak to tyrpnięte – jest tylko odrobinę wyższe i ma jeden główny pęd:
W sumie poszło na to wszystko prawie 40 litrów ziemi, 3 litry keramzytu i z kolejne 3 innej keramzyto-podobnej glinki… Na oknie to wygląda teraz tak:
Going into production
Twilight zakwitło! :-)
. Gorzej z Cayenne… najpierw sam je wykastrowałem, obcinając dwa pierwsze pączki kwiatowe, żeby roślinka jeszcze trochę urosła… ale dwa kolejne pączki same odpadły… następne wyglądają zdrowo, ale nie wiem jak długo. Boję się, że te 2h bezpośredniego nasłonecznienia (zachodnie okno) to im troszkę mało…
Geographically Distributed System
Moje papryczki są już wszędzie… od Podkarpacia po Pomorze Zachodnie 😉
Poczta Polska podobno dała radę i dostarczyła dwie przesyłki jak należy (chociaż późno, bo wieczorem a w jednym przypadku trzymała w napięciu informując o dostarczeniu dopiero po południu następnego dnia). Jedna z paczek wyglądała tak:
Mnie z dwudziestu roślin zostało siedem. Plan jest taki, że zostawiam sobie pięć (każda inna), a dwie jeszcze czekają na zesłanie. Potencjalni chętni są, ale może sobie Tabasco zostawię, bo „moje” trochę tyrpnięte jest i nie wiem co z niego będzie (te „do zsyłki” też na zupełnie zdrowe nie wygląda).
A najciekawsze jest to, że niektóre roślinki już chcą kwitnąć: :-)
Redundancy overload
Może jest ktoś chętny na adopcję roślinki albo dwóch?
Update: Dla tych, co nie śledzą tego bloga bardzo uważnie: te roślinki to papryczki chilli (Tabasco, Twilight, czerwone Habanero i jakieś „sklepowe”, chyba Cayenne) oraz doniczkowe pomidorki koktajlowe. Znaczy się, takie teoretycznie były nasionka, co rzeczywiście z tego wyrośnie, to inna sprawa… ;-)
Ilość oczywiście ograniczona.
Po przesadzeniu wszystkie dwadzieścia „szczęśliwych” roślinek się przyjęło.
Jeszcze z miesiąc, czy półtora wytrzymają w tych doniczkach, ale potem będzie trzeba je przesadzić. A na to już nie będę miał w biurze miejsca. Więc albo rozdam, albo będę musiał wyrzucić…
Jest ktoś chętny? Odbiór osobisty, albo wysyłka pocztą – bo sam jestem ciekaw w jakim stanie nasza Poczta jest w stanie to dostarczyć. Oczywiście „NO WARRANTY” i tak dalej…
Root storage migration
W tym tygodniu siewki są już duże, więc to chyba dobry czas, żeby je przenieść do czegoś większego.
Odpowiednie materiały przygotowałem już w zeszłym tygodniu, wczoraj wymieszałem „Substrat torfowy” z „Krakowską mieszanką mineralną” (perlit z wermikulitem), dodałem odrobinę nawozu (sam nie wiem po co) i zacząłem przesadzać do kwadratowych 8cm doniczek w „sześciopakach”.
Doniczek tych było trochę mało, bo chciałem po cztery rośliny z każdego rodzaju zachować na tym etapie i wydawało mi się, że sześciopaki są ośmiopakami… Podłoża też zabrakło…
Zapasy uzupełniłem wczoraj wracając od lekarza (temat na nowy odcinek „Pamiętnika hipochondryka” chyba) i dzisiaj kontynuowałem zabawę. Tym razem zamiast „Substratu torfowego” była „Ziemia do kwiatów z włóknami kokosowymi”, też z mieszanką mineralną, ale już nie dawałem nawozu, bo już był w „Ziemi”. Zamiast „sześciopaków”, plastikowe doniczki o średnicy 11cm, bo tamte chyba trochę małe.
Ostatecznie osiągnąłem coś takiego:
Cluster boot completed, service level: 86%
Można już chyba podsumować efektywność kiełkowania, bo większość siewek pokazało już pierwsze prawdziwe listki i nie wygląda, żeby się jeszcze coś wyłoniło z podłoża.
- fuj (Solanum lycopersicum) – 12/12 (100%)
- ??? (Capsicum annuum, nasiona wydłubane z papryczki z warzywniaka) –
1516/16 (94%100%), zredukowane do 8 siewek - Habanero (Capsicum chinense) – 11/12 (92%)
- Tabasco (Capsicum frutescens) – 8/12 (67%), dwie siewki mają uszkodzone liścienie (pewnie wada nasion), ale dają radę.
- Twilight (Capsicum ???, różne źródła podają różne wersje) – 9/12 (75%)
W sumie mam teraz 48 siewek. Gdy pojawią się drugie pary liści wybiorę i przesadzę po cztery siewki z każdej odmiany.
Update 2012-03-08: wykiełkowało jeszcze jedno nasionko wydłubane z papryczki. Tak więc skuteczność kiełkowania tych papryczek osiągnęła 100%. :-)
Nowa siewka została jednak od razu poddana dekapitacji, żeby nie przeszkadzała starszej siostrze.