Jak co tydzień, dzisiaj byliśmy na konikach. Na początku dostałem Bestię. Na
początku nie bardzo dawała mi na siebie wsiąść (znaczy się, nie chciała
podejść do klocka), ale jakaś dziewczyna pomogła, przytrzymała konia i się
udało. Bestia niezbyt chętna była do jazdy w koło ujeżdżalni, ale jakoś nam
się udawało dogadać. Jazda za Nel (na której jeździła wtedy żonka), na łące
obok, szła nieco lepiej. Niestety Nel nie chciała współpracować z amazonką na
jej grzbiecie, więc pojechały ćwiczyć na małym kółku
. Ja zostałem znowu
na jakiś czas sam na sam z Bestią… no jeszcze jakiś Hucuł się
rozgrzewał.
Jak już pisałem, Bestia niechętnie jeździła kłusem wokół ujeżdżalni… ale
za to bardzo chętnie robiła slalom i kawaletki. Jak jej tylko pozwolić, to
sama sie tam rwała. Myślałem, że to tylko takie ćwiczenie dla koni i jeźdźców,
a to najwyraźniej atrakcja. Potem spróbowałem trochę galopu. Dwa, czy trzy
razy zagalopowałem na długiej prostej i to najwyraźniej też było tym, czego
konikowi było trzeba. Ja jednak na więcej na razie nie miałem ochoty.
Potem przesiadłem się na Nel. Pierwsze wrażenie: jakbym się
z poloneza przesiadł do mercedesa – takie wygodne siodło i takie fajne
wodze. Jednak to trochę postrzelony koń (nadepnęła moją stopę!) i jeździ już
nie tak ładnie, za to szybko. Ale nawet mnie słuchała. Galopu na tej wariatce
jednak nie próbowałem.
Z ciekawostek jeszcze jedno: znalazłem sposób jak popieścić Agatkę, żeby
nie stracić ręki ani nie nabawić się ran gryzionych na szyi… w końcu każdy
konik lubi jak się go drapie po szyi… trzeba było tylko podejść z właściwej
strony i zachować szczególną ostrożność
. Nawet uszy przy tym stawiała
do przodu. Tylko czasem jeszcze kładła je po sobie i kłapała paszczą… ale
to przecież milutki konik. A na pewno śliczny.
Chyba na dobre zaraziłem się od żony… Już nie mogę się doczekać kolejnej
niedzieli…
Hihihi, zarażaj się, zarażaj… Sznase na własnego konia rosną 😉 Tyle że za parę lat będą ze 3 potrzebne 😀
PolubieniePolubienie