Dla swoich papryczek chcę jak najlepiej. Podobno lubią duuużo światła, inaczej siewki robią się blade i rozciągnięte… Poczytałem jakie to światło ma być (świetlówki „cool white”, albo coś jeszcze bardziej niebieskiego), skombinowałem lampę – najpierw z Ikea, ale z gwintem E15, do którego, okazało się, nie ma świetlówek takiej barwy, potem z Leroy „warsztatową”. Do tego wyłącznik czasowy i dzień mógł być dłuższy.
Nie wyglądało to elegancko, ale upewniłem się, że żadnego zagrożenia pożarowego nie ma – metalowe elementy lampy można było dotykać rękami nawet po paru godzinach świecenia. Kawałki kartonu z folią aluminiową mają dwie funkcje: duża na dole – łapać więcej światła dziennego dla roślinek, to na lampie – ograniczyć świecenie w kierunku kamienicy naprzeciwko i też trochę więcej światła skierować w dół.
A dzisiaj rano, na bramie Instytutu zatrzymali mnie strażnicy, „mieli sprawę”… nad ranem zaniepokoiło ich światło w moim biurze… że może złodzieje, albo ktoś zasłabł w środku… i weszli używając zapasowego klucza. Musiałem się wytłumaczyć co to za instalacje i czemu ich nie uprzedziłem… Ups… I jeszcze, podobno, „jak się dyrektor dowie, to pana stąd wyrzuci”… Ups2… Nie kazali tego rozmontować, nie donieśli dyrektorowi… ale postanowiłem jednak to rozmontować… Prywatne hobby jest fajne, gdy jest prywatne i nie trzeba warunków z administracją budynku uzgadniać 😉
No cóż… czeka moje maleństwa ciemny i zimny weekend… tylko poduszkę elektryczną im zostawiłem… Lampa też została, ale będę ją włączał gdy sam będę w biurze, żeby chociaż trochę więcej tych luksów dostarczyć.
Wiesz, zużywasz pracowniczy prąd. No i zmieniłeś biurowy pokój w laboratorium 😉
PolubieniePolubienie
@Krystek: Wiesz… mój dokładny adres, to: „…budynek labolatoryjny, pokój 515”, więc co miałbym tam mieć? 😉
PolubieniePolubienie