Co z wolnością?

W bardzo wielu sprawach nie zgadzam się z torero. Wydawałoby się, że reprezentujemy zupełnie inne, wykluczające się światopoglądy. A chyba jednak, jeśli chodzi o podstawy mamy coś wspólnego… Chodzi o pewną wartość, o której wielu (większość?) ludzi wydaje się zapominać. O szeroko pojętą wolność. Taką która pozwala np. mnie i torero wymieniać swoje różne, wręcz sprzeczne poglądy.

Do napisania tego zmotywował mnie krótki wpis wolny kraj. Mimo, że pierwszy akapit, to niejako atak na ateistów takich jak ja, to generalnie z wyrażoną tam obawą się zgadzam…

Od dawna mnie niepokoiły wszelkie regulacje na temat tego czego nie wolno mówić. I od dawna chciałem coś o tym na blogu napisać.

Nie popieram rasizmu, antysemityzmu, homofobii, pedofilii (czy raczej wykorzystywania seksualnego nieletnich, bo słowo „pedofilia” jest zwykle nadużywane) i wielu innych rzeczy. Jednak nie podobają mi się przepisy zabraniające „nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym…” (nie wystarczyło by samo „do nienawiści”, trzeba kogoś uprzywilejować?), zabraniające propagowania „pedofilii”, czy negowania holokaustu (konkretnej wersji historii). Bo to, jak Torrero napisał, penalizowanie „myślozbrodni”.

Czemu nie można pozwolić ludziom gadać głupoty? I umożliwić wolną krytykę. Przecież zmyślona głupota, bez żadnych dowodów się nie obroni… No chyba, że ktoś uważa, że się obroni… znaczy się, że mogą się znaleźć jakieś dowody… znaczy się, że „nasza wersja” niekoniecznie jest prawdziwa…

Zabraniając głoszenia innej wersji jakiejś historii uniemożliwia się rozwój aktualnej wiedzy. A co jeśli w danej sprawie prawda jest jednak nieco inna? Jeśli będą jakieś dowody? Nie będzie można ich nawet zbadać, bo jeśli ktoś stwierdzi, że to dowód przeciwko oficjalnej wersji, to pójdzie siedzieć. A jak nie będzie takiego twierdzenia, to nie będzie można go obalić.

I w ogóle… czy w takiej atmosferze można by wierzyć w cokolwiek co rząd uzna za prawdziwe, czy słuszne?

Nawet jeśli nie chodzi o jedną wersję historii, ale o „propagowanie” ewidentnie złych rzeczy… Problem w tym, że pod „propagowanie” można podciągnąć dużo. Często fikcję literacką, czy niewinny żart. Co innego karać kogoś, kto rzeczywiście zrobił coś złego, kogoś skrzywdził, a co innego, gdy tylko coś powiedział czy napisał. No i znowu, ograniczenie „propagowania”, to ograniczenie dyskusji. Może teraz wydaje nam się to proste: jak ktoś mówi „w seksie z 12-latką nie ma nic złego”, to jest to szkodliwe. Ale za parę lat może się okazać, że za „pedofilię” uważa się seks dwoje siedemnastolatków, a ktokolwiek będzie próbował stanąć w ich obronie, będzie podpadał pod „propagowanie pedofilii”. Bo dyskusja będzie zabroniona.

No i co innego namawianie do konkretnego czynu jak „Wiecie co robić, wiecie co z nim zrobić? Rozjeb… w chu…”, „zabić go”, czy „bierz moją córkę” – takie rzeczy mogą i powinny być karane, szczególnie gdy doprowadzają do prawdziwego przestępstwa, a co innego dyskusja, nawet jeśli ktoś prawi szkodliwe głupoty.

Najgorsze, że ograniczanie wolności propagują właściwie wszyscy gracze w naszej polityce. „Czarni” zabronili by głośno mówić cokolwiek niezgodnego z ich poglądami (słynna propozycja zakazu „propagowania homoseksualizmu”) i własnego wyboru w kwestii seksualności i dzietności. „Czerwoni” nie pozwolą, żeby źle mówił o biednych, niepełnosprawnych, czy homoseksualistach (nawet jeśli ci dopuszczaliby się jakiś nadużyć), albo chociaż zauważył, że są inni. Co więcej, z jednej strony walcząc z dominacją kościoła katolickiego, z drugiej w imię dziwnie pojętej „tolerancji” będą chętnie bronić muzułmańskich imigrantów przed wszelkimi (czasem słusznymi) atakami… „Zieloni” będą mówić jakich żarówek wolno używać, jakich nie. Feministki będą utrudniać wolne wybory do parlamentu wymuszając parytety (bo przecież nie można pozwolić na to, żeby ludzie sami wybrali czy chcą tam kobiet, czy nie) i żądać usunięcia ze stanowiska RPO, jeśli ten wyrazi swoje zdanie na swój temat (IMHO chyba raz on powiedział coś mądrego). Do tego „Obraza uczuć religijnych”: połączenie lewicowej poprawności politycznej z kościelną nietykalnością… i pewnie jeszcze wiele innych przykładów o których zapomniałem.

Pozostaje się trzymać od polityki jak najdalej (poza każdorazowym wybieraniem mniejszego zła na wyborach) i żyć swoim życiem. Licząc na to, że te wzajemnie tępiące się zgraje nie wdrożą tych wszystkich pomysłów godzących w podstawowe wolności obywateli… albo, że przynajmniej w praktyce te ograniczenia nie będą stosowane… albo nas nie dotkną…

51 uwag do wpisu “Co z wolnością?

  1. To trudny temat. Nigdy nie będziemy wolni. Wszelkie regulacje są woności ograniczaniem. Wolność tak jak sprawiedliwość nie istnieje. Kwestie słusznego postępowania rozwiązuje imperatyw kategoryczny Kanta. Mogę uznać za namiastkę wolności samokontrolę. Wolność, prawda, sprawiedliwość… Wydaje się, że pewne dyskusje trwają wieki.

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Jajcuś Anuluj pisanie odpowiedzi