Dlaczego nie chcę religii (i etyki) w szkole

Ostatnio dużo szumu jest wokół religii w szkołach i ateizmu. Nie chcę
więcej spamować w komentarzach na cudzych Joggerach, więc co nieco postanowiłem
napisać tutaj. I nie przejmuję się tym, że niektórzy przyczepią mi etykietkę
wojującego ateisty, uważam, że o swoje przekonania każdy może walczyć.

Jestem ateistą. Sam nie chodziłem na religię od trzeciej klasy podstawówki
– poszedłem na kompromis i zgodziłem się dotrwać do komunii,
przekupiony obiecanymi prezentami. Rodzice byli niewierzący, posyłali
mnie na religię głównie ze względu na dziadków i żebym nie był
wyalienowany
.

W tamtych czasach zajęcia z religii były prowadzone w salkach
katechetycznych przy kościele. Gdy kończyłem podstawówkę (byłem w ósmej, czy
siódmej klasie) zaczęło się nauczanie religii w szkole. U nas było to o tyle
ciekawie, że w szkole brakło sal, więc żeby uczyć wyższe klasy religii w
szkole, to klasy 1-3 (a może tylko pierwsze) chodziły na wszystkie
zajęcia do salek kościelnych – czy już to nie było odrobinę chore?

W każdym razie pod koniec podstawówki i przez całe technikum ja miałem
wolne, gdy koledzy chodzili na lekcje religii. Zdaje się, że w podstawówce ja
jeden, a w technikum z kolegą Świadkiem Jehowy. Nie czułem się z tego powodu
wyalienowany. Nie czułem żadnej presji kolegów. Czasem z nimi rozmawiałem na
ten temat: jedni mi zazdrościli, inni się dziwili, ale nikt nie okazywał
wrogości. Wcześniej (gdy religii nie wprowadzono jeszcze do szkoły) też nie
miałem żadnych z tym problemów.

Minęło trochę czasu i niedługo (za dwa lata) do szkoły pójdzie moja córka.
Z pewnych względów ochrzczona, ale nie praktykująca (nie wychowywana po
katolicku, nie brana co niedziele do kościoła). Wie, że są ludzie, którzy
chodzą do kościoła. Czasem babcia lub ciocia jej coś o bozi czy Jezusie
opowiedzą, ale na razie nic co trzeba by prostować. Wychowujemy ją według
naszych przekonań.

Właściwie dotychczas za bardzo nie przejmowaliśmy się kwestią religii w
szkole. Uznaliśmy, że jak jest nieobowiązkowa i moje doświadczenia pokazały, że
można po prostu nie chodzić, to problemu nie ma. Jednak teraz się okazuje, że
religia to równie poważna rzecz, jak matematyka, czy język polski i do średniej
się wlicza. Co więcej alternatywą dla religii ma być etyka. Na razie w
większości szkół to fikcja, ale podobno to musi się zmienić…

To, że wolałbym, żeby dziecko nie chodziło na religię, wydaje mi się
oczywiste. Biblia to bardzo ciekawy kawałek literatury i kultury, ale nie
uważam, że już małe dziecko musi ją poznawać i uczyć się o niej przez jakieś
dziesięć lat. Po drugie, nie chcę, żeby moje dziecko było uczone dobra jako
czegoś opisanego w jakiejś świętej księdze (której i tak nie można traktować
dosłownie) i nie czynienia zła pod groźbą jakiejś strasznej kary po śmierci.
Chciałbym też, żeby moja córka nauczyła się korzystać w życiu z własnego
rozumu, a nie tylko z wiary w wytyczne wątpliwego pochodzenia.

Zajęcia z etyki nie wydają mi się dobrą alternatywą. Po pierwsze uważam, że
nie stać nas na zatrudnianie nauczycieli i rezerwowanie sal, że jakąś dwójkę
dzieci na szkołę przez jakieś dziesięć lat uczyć etyki. Skąd wziąć tyle
materiału do nauczenia? Czemu tego miałoby być więcej niż matematyki, fizyki,
czy wu-efu?

Po drugie, jaką mam gwarancję, że na tej etyce nie będzie nauczyciel (może
nawet ksiądz, czy katecheta) wciskał dziecku tych samych zasad co na religii? I
to intensywnej, bo to byłyby zajęcia praktycznie indywidualne i to
ukierunkowane na osoby, które mają problemy z wiarą.

No i jeszcze jedna sprawa. Etyka byłaby dla dziecka wyjątkowo nieatrakcyjna
w porównaniu do religii. Zajęcia indywidualne (czy w małych grupach) są z
zasady cięższe od grupowych, bo nauczyciel więcej czasu i energii
poświęca jednemu uczniowi. Zakładając, że dziecko generalnie nie lubi się
uczyć, to chętniej wysiedzi tam, gdzie nauczyciel będzie poświęcał mu mniej
uwagi. Poza tym, ksiądz na religii będzie chciał mieć jak najwięcej uczniów,
będzie się starał, żeby nikt nie wybrał konkurencyjnej etyki (to byłaby
przecież porażka) – jeśli nie będzie w stanie atrakcyjnie i przekonująco
prowadzić lekcji, to może po prostu gwarantować lepsze oceny… Z drugiej
strony, nikomu nie będzie zależało na tym, żeby ktoś chciał chodzić na etykę…

Zaraz się podniosą głosy, że zamiast religii, czy etyki powinno być jakieś
religioznawstwo. A nawet, że lekcje religii powinny tak wyglądać, czy gdzieś
tak wyglądają. Ale przecież to nierealne! Kto by miał tego nauczać? Najpewniej
księża, albo katecheci. Nawet jeśli nie, to i tak w większości przypadków
(jeśli statystyki nie kłamią), ludzie wierzący. Jak głęboko wierzący człowiek
może obiektywnie przedstawić różne religie? Skoro wierzy, że jego religia jest
prawdą (to chyba dogmat większości wiar), a reszta to tylko wiary innych ludzi,
które trzeba szanować, to w jaki sposób miałby pozostać obiektywnym? Uważam, że
to byłoby nie w porządku wymagać od głęboko wierzącego człowieka (np. księdza),
żeby przedstawiał inne religii na równi swojej.

Jeszcze jedna kwestia: zmuszanie dziecka do chodzenia na religię vs
zmuszanie do nie chodzenia. Nie chcę do niczego zmuszać, będzie to trzeba
przedyskutować w rodzinnym gronie, biorąc pod uwagę zdanie córki. Jeśli miałaby
cierpieć nie chodząc na religię, albo chodząc na etykę, to trudno. Jednak
uważam, że to nie w porządku, że w ogóle pojawia się taki dylemat.

Najgorsze, że problem pojawi się prawdopodobnie wcześniej niż kiedyś
sądziliśmy. Teraz zajęcia z religii bywają w przedszkolach, Krysia do
przedszkola idzie za tydzień. Wyboru przedszkola praktycznie nie ma –
miejsc jest tak mało, że nie można wybrzydzać. No cóż, najwyżej w przedszkolu
będą jej mówić, że ma być dobra, bo inaczej trafi do piekła, albo się
bozia zdenerwuje (czym to się różni od nie rozrabiaj, bo cię porwie
Baba Jaga
?), a potem my będziemy jej tłumaczyć, że ma być dobra, żeby innym
nie sprawiać przykrości. Miejmy nadzieję, że z takiego zamieszania będzie w
stanie wyciągnąć właściwe wnioski.

P.S. nie chcę syfu w komentarzach, ani nie liczę na wysokie miejsce w
rankingu najbardziej komentowanych, więc ostrzegam z góry, że jak uznam to za
stosowne, to komentarze będę usuwał, albo je całkiem zablokuję.

111 uwag do wpisu “Dlaczego nie chcę religii (i etyki) w szkole

  1. > Rodzice byli niewierzący, posyłali mnie na religię
    > głównie ze względu na dziadków i żebym nie był
    > wyalienowany.

    Nie obraź się — ale szczyt hipokryzji.

    ps. Zastąpmy religię i etykę Dodą.
    ps2. Bardzo cenię Cię jako człowieka.

    Polubienie

  2. Byłabym za nauczaniem o różnych religiach, gdyby zajęcia prowadziła osoba niezwiązana z żadną z nich. 😉

    Przyznam, że mimo braku wiary chodziłam na zajęcia z religii, żeby powyciągać z tych lekcji możliwie dużo sensownych zasad moralnych. Swoją wersję dekalogu też opierałam w dużej mierze na zasadach chrześcijańskich (w końcu to, że nie wierzę w istnienie Boga czy Bogów, nie oznacza, że muszę kraść, zabijać i kłamać, nie?), często nawet czytałam Biblię dla własnej wiedzy (co wzbudzało w świadomych mojego podejścia do tematu rodzicach przerażenie 😉 ).
    W szkole średniej chodziłam już na religię po to, żeby dowiedzieć się, jakich bzdur tym razem się dowiem. Chodziłam, żeby weryfikować swój kodeks moralności. Czasem trzeba było wyciągać z tego wnioski na zasadzie przeciwieństw, ale generalnie nie żałuję tego czasu. Tylko bez sensu dla mnie było wykuwanie modlitw na pamięć, celem późniejszego wyrecytowania na ocenę.

    Polubienie

  3. Religia jest dobrowolnym przedmiotem.
    A że rodzina Ciebie zmuszała to wybacz, miałeś mniej niż 18 lat i to Oni za Ciebie decydowali.

    Wkurza mnie to że wszyscy jadą na „religię”, gdy tak naprawdę zmuszali to Was dziadkowie, rodzice itp. a nie Panstwo czy kler.

    Polubienie

  4. Wszystko jest prawdą, tylko mam jedno zastrzeżenie. Wiem, że w większości przypadków tak niestety będzie, ale czemu zakładasz, że człowiek wierzący jest nieobiektywny w stosunku do swojej religii? Zdarzają się tacy, co myślą trzeźwo nawet w tym wypadku. Ja raczej się do nich zaliczam. Nie wierzę ślepo w słowa Kościoła, mam własne poglądy co do niektórych praw boskich, wartości. Jestem niezależny, a nadal w Niego wierzę. Naprawdę, zdarzają się tacy ludzie.

    Polubienie

  5. Na religii można fajnie odpisywać zadania domowe z innych przedmiotów, a tego etyka pewnie nie zapewni, bo będzie mniejsze osób -> mniejsze prawdopodobieństwo posiadania przez kogoś zadania domowego 😉

    Więc w szkołach powinna być religia, żeby dzieci miały kiedy odpisać zadanie domowe i żeby nie musiały w domu potem ślęczeć 🙂

    Polubienie

  6. Void: przecież to całkiem praktyczne podejście i potwierdza moje obawy, że nie wysyłając dziecka na religię, czy wysyłając na etykę mogę mu większą krzywdę zrobić niż gdybym jednak je posłał na nauki, z którymi się nie zgadzam. Hipokryzją było by krzywdzenie dziecka „w imię jego dobra”. Od samego chodzenia na religię przecież i tak nie przesiąknie żadnym religijnym fanatyzmem.
    Dlatego też decyzji swoich rodziców nie uważam za hipokryzję.

    Polubienie

  7. Etyka w szkole jest tak samo bezsensowna jak religia. Wg mnie to pokazuje chory obraz społeczeństwa. A to dlatego, że takich rzeczy w pierwszej kolejności zawsze uczyła rodzina, a nie jakaś osoba z zewnątrz. Ja bym za nic w świecie nie chciał, by moje dziecko było indoktrynowane przez nieznaną mi osobę.

    Polubienie

  8. ÆrionÆteb: Szkoła też ma swoją role w wychowywaniu dziecka i uczeniu podstaw etyki. Od tego są, między innymi, godziny wychowawcze. To jest też uwzględnione w programach innych przedmiotów, szczególnie w doborze lektur na języku polskim. Poza tym szkoła powinna dawać dobry przykład np. sprawiedliwym traktowaniem zarówno uczniów, jak i nauczycieli. Zło powinno być karane (adekwatnie do szkody, oczywiście), dobro pochwalane — to podstawy. Ale z tym często jest problem… lepiej więc promować pseudo-rozwiązania typu lekcje etyki.

    Polubienie

  9. Jajcuś: zgoda, ja rozumiem co znaczy słowo ‘pragmatyzm’, bo pani informatyk na lekcjach informatyki kazała mi siadać w osobnej ławce i uczyć się ‘czegośtam’ żebym nie podpowiadał na sprawdzianach ;-))), ale, litości, jeśli jakiś przedmiot w szkole funkcjonuje (może się nam to podobać lub nie, podobnie jak prawo — którego należy przestrzegać), to chyba nie po to, aby go jawnie, mówiąc językiem kolokwialnym, zlewać. Nie mam jeszcze pojęcia na co poślę swoje dziecko.

    Notabene, nie uważam, żeby uczęszczanie dziecka na religię czy etykę miało je skrzywdzić, pod warunkiem (podkreślę to: pod warunkiem!) że przedmiot jest prowadzony przez osobę kompetentną.

    Dlaczego? Bo ‘nie zabijaj’ jest kwestią bardziej uniwersalną niż jakakolwiek etykietka (na której możemy napisać ‘religia’, ‘etyka’, whatever). Nie uważam, aby przekaz takiej wartości miał być wyłącznie ograniczony do rodziny (bądź jakkolwiek ograniczany); dla mnie może płynąć skądkolwiek. Niech to będzie mama i tata, ambona, biurko w budzie, TV, Jogger. Cel jest więcej niż szczytny, choć rozumiem, że dla wielu osób zajęcia ‘z religii’ kojarzą się z upychaniem dziecku do głowy streszczenia z codziennych ‘rewelacji’ RM i TV Trwam.

    Polubienie

  10. @Void: Taka wypowiedź może powodować oczywiście wielkie oburzenie, w pełni to rozumiem. W końcu religia to bardzo poważny temat i absolutnie nie należy sobie z niego żartować.

    A teraz idź i powiedz dzieciakom w podstawówce, że mają słuchać księdza, bo nie zostaną zbawieni. A ci którzy odpisują zadania domowe na lekcjach religii to już w ogóle, bramy Królestwa Niebieskiego zobaczą jedynie na pocztówkach wysyłanych im przez nieco grzeczniejszych kolegów.

    To jest tzw. zderzenie młodzieńczych ideałów z rzeczywistością, szara rzeczywistość, realia – nazwij to sobie jak chcesz.

    Polubienie

  11. @kalma:

    > A teraz idź i powiedz dzieciakom w podstawówce, że
    > mają słuchać księdza, bo nie zostaną zbawieni.

    Nie, powiem im raczej, że zwalanie zadań domowych w podstawówce to dla mnie dobry zadatek na kandydaturę do szkoły specjalnej (z całym szacunkiem dla wszelkich osób z niedorozwojem — mieszkałem 8 lat obok osób żyjących w tym zamknięciu i cholernie mi ich żal) albo do kopania rowów. (Go figure)

    Polubienie

  12. @Void: To mogę powiedzieć, że potwierdzam Twoją teorię. Ja dość często odpisywałem zadania domowe w podstawówce, ba nawet w szkole średniej, i widzisz jak skończyłem – pretenduję teraz do poziomu jasia_śmietany i matki_kurki.

    Rowów co prawda nie kopię, ale też nie uważam swojej pracy za wymagającą jakiejś super wiedzy. Ot tu coś kliknąć, maila napisać, zadzwonić do kogoś…

    Myślę więc, że stanowię dość dobrą ilustrację dla Twojego, jakże śmiałego, założenia zgubnego wpływu odpisywania zadań domowych na późniejszą niską pozycję w społeczeństwie.

    Polubienie

  13. Z reką na sercu – moim zdaniem wnioski zbyt dalekosiężne. Powodów nie przygotowywania zadań domowych może być mnóstwo, podam kilka przykładów kiedy wręcz należy wystrzegać się zadań domowych:

    – nauczyciel może być niewykształcony (np. plastyk uczący informatyki itp.) i zadawać bzdurne zadania, nie pomagające w żadnym stopniu uczniowi zgłębić przedmiotu

    – uczeń może być na tyle bystry, że zadania mające ugruntować dopiero co zdobytą przez niego wiedze byłyby tylko czasem straconym, bo dany uczeń jest już dawno poza tym etapem

    – uczeń może ostro pracować nad przedmiotami z którego grozi mu niezdanie na następny rok. Nierozsądne by było tracenie czasu na przedmioty w których mu dobrze idzie.

    – uczeń grał w cywilizację do późna i nie chciało mu się zrobić zadania… a nie, to zły przykład 😉

    Ale generalnie mój punkt widzenia przedstawiłem.

    Polubienie

  14. Jestem wierzący, a od niedawna niepraktykujący (chociaż takiego określenia Kościół nie uznaje i jak ktoś nie praktykuje, to jest niewierzący). Często prowadziłem wiele dyskusji na te tematy i niestety muszę z przykrością stwierdzić, że wokół siebie mam niesamowite ilości hipokrytów.

    No bo jak nazwać osobę, która obchodzi święta Bożego narodzenia, łamie się opłatkiem, śpiewa kolędy (o narodzinach Jezusa!), ale jest niewierząca i twierdzi, że to nic złego.

    Albo kolega, który poszedł do pierwszej komunii (bo rodzice tak chcieli), a później już sam przyjął świadomie bierzmowanie, ale mówiąc że po to aby mieć ślub kościelny.

    No i na koniec. Po co chrzcić dziecko, czyli odprawiać katolicki obrządek, skoro się chce wychować w innym duchu (ateizmu czy czegokolwiek). Czy nie robisz tego samego, co robili Twoi rodzice?

    Polubienie

  15. Chrzcząc dziecko nie robisz mu żadnej krzywdy, a zostawiasz otwartą furtkę na przyszłość… Jeśli w przyszłości zechce być katolikiem z własnego wyboru – nie będzie miał problemów.

    Polubienie

  16. W takim razie Alechemiksie – jestem pieprzonym hipokrytą. Obchodzę Święta Bożego Narodzenia co roku wraz z rodziną. Przyjąłem komunię, potem bierzmowanie. W liceum zrezygnowałem świadomie z uczęszczania na lekcję religii mimo, że cały czas na niej byłem, żeby nie nudzić się na przerwie.

    Tylko cholerka – wariatów uznaje się za wariatów, mimo że we własnym świecie wydają się być najnormalniejszymi… Jeśli zrozumiesz o co chodzi – cieszę się.

    I możesz wychować dziecko na wojującego ateistę uczęszczającego na lekcję religii w szkole polskiej, gdy jesteś pewien, że nie czynisz mu szkody. A później przekonasz się, czy rzeczywiście dobrą decyzję podjąłeś. A Jajcusiu – imo dobrą.

    Polubienie

  17. A wracając do wątku ŚBN – nie widzę w tym nic niezwykłego, nienormalnego… W moim postrzeganiu to jest tradycja. I okazja do spotkania się z rodziną, bo z tym coraz ciężej w tym zalatanym Świecie… Tak tylko offtopując lekko (mam nadzieję, że za bardzo nie nagiąłem zasad).

    Polubienie

  18. @doly: ochrzcić możesz się w każdym wieku. Np. wtedy, kiedy będziesz pewnym.

    @Jiobel: smutne to. Równie dobrze mogłeś sobie wybrać inne święto np. Chanuka, bo będzie to miało dokładnie taki sam sens.

    A co do samego wychowywania dzieci (chociaż tutaj nie mogę wiele powiedzieć, bo takowych nie mam i nie wiem czy będę miał), to ochrzciłbym je i posłał do komunii, nie dlatego żeby „zostawić otwartą furtkę”, „nie alienować”, itd. tylko dlatego, że jestem wierzący i chciałbym aby takie było moje dziecko, ale jeśli postanowi, że chce inaczej (ale nie na podstawie tego, że mu się nudzi na religi), to nie widzę problemu.

    Polubienie

  19. 1. Mój brat miał na katechezie regularne religioznawstwo. A żeby było śmieszniej było to w katolickim liceum, i z tego co z nim gadałem było prowadzone bardzo sensownie. Inna sprawa, że nie przez księdza 😉

    2. Często-gęsto lekcje religii, szczególnie w liceum, służą bardziej jako „godzina wychowawcza” niż katolicka indoktrynacja. Nasz katecheta wiedział, że dużo ludzi w klasie jest niewierząca i nie strzępił języka – zamiast tego dyskutowaliśmy na różne tematy moralno-filozoficzne, co bardzo sobie chwalę. Natomiast masz rację, że w podstawówce to jest jakaś tragedia :/

    Polubienie

  20. Religia powinna być obecna w szkole. Jako przedmiot obieralny, dobrowolny, nie wliczany do średniej, a jedynie do oceny z zachowania (zajęcia pozalekcyjne). To samo z wychowaniem fizycznym i ,,sztuką’‘, czy jak teraz nazywają plastykę/muzykę.

    Nie chodziłem na religię od 2 klasy podstawówki. Nigdy nie wydawało mi się, że cokolwiek tracę. Etyka? Nie, godzina wolnego. ;>

    Polubienie

  21. @Jajcuś, udowodnij, że nie nt. wpisu 😉
    Bo niby czemu chodziłeś przez pierwsze 3 lata na religię…
    A czemu:
    „Z pewnych względów ochrzczona, ale nie praktykująca (nie wychowywana po katolicku, nie brana co niedziele do kościoła).”
    Czyżby też żeby dziadkom „było dobrze”.
    A co z kwestią Twojej moralności jako ateisty?
    Czy komu coś obiecujesz toto olewasz?
    Bo jak sam napisałeś, nie wychowujesz córki po katolicku i nie chodzi do kościoła.
    A o ile dobrze kojarzę to jest w przysiędze przy chrzcie.
    Moje sumienie by mi nie pozwoliło tak publicznie kłamać…

    Polubienie

  22. Etyka w szokle to fikcja, jak ja chodziłem do liceum to jeszcze nie było czegoś takiego, że albo chodzisz na religię, albo na etykę. Po prostu szło się zapalić do parku. Etyka była zawsze w piątek pół godziny po lekcjach albo w poniedziałek przed lekcjami, więc odpada. Religia tymczasem była w środku lekcji. Dyskryminacja. Moim zdaniem powinno być tak, że kościół sam organizuje zajęcia religii w swoich budynkach i sam płaci katechetom, a nie tak jak jest teraz, opłacani są z budżetu państwa, a kościół nic do tego nie dokłada. Jakby był podatek na kościół tak jak jest np. w Niemczech to momentalnie straciłby 80% wiernych bo nikt nie chciałby płacić…

    Polubienie

  23. matipl: teraz już na temat

    Rodzice nie wiedzieli jak przez środowisko będzie odebrane moje niechodzenie na religię. Jeśli dziadkowie uważali to za coś nagannego, to jak inni ludzie? Poza tym, ciężko się buntować w obliczu matki, która twierdzi, że zaraz na zawał umrze.

    Jak obiecuję, to nie olewam. Skąd ci się to wzięło?
    Ja nic przy chrzcie nie przysięgałem. A pozwoliłem na ochrzczenie dziecka właśnie z powodu złożonej wcześniej przysięgi. Tak się składa, że wziąłem ślub kościelny (czego to się nie robi z miłości…), oczywiście jako niewierzący (często powtarzane „musisz być bierzmowany, żeby mieć ślub kościelny z katoliczką”, to oczywista bzdura) i wtedy przysięgałem, że nie będę żonie zabraniał wychowywania dziecka w wierze. Proszę więc mi kłamstwa nie wmawiać. Pod tym względem moje sumienie jest czyste.

    Polubienie

  24. Void, tu niestety kalma ma rację – tak wygląda szara rzeczywistość. Na lekcjach religii katechetka obiecywała nam, że tylko szybko podyktuje nam notatki w 15 minut, żebyśmy mieli pół godziny do powtórek przed sprawdzianem z następnego po religii przedmiotu.
    Ja osobiście nie przepisywałam zadań od znajomych na religii. Ja je robiłam, jeśli poprzedniego dnia zabrakło czasu, i tłumaczyłam potem ludziom z klasy. Katechetka prosiła tylko, żebyśmy nie robili tego zbyt głośno.

    Swojego dziecka nie zamierzam chrzcić. Postaram się opowiedzieć mu o różnych religiach, żeby samo zdecydowało, gdy będzie na to gotowe (czyt. w odpowiednim wieku, a nie gdy będzie miało 8 lat i będzie skłonne uwierzyć, że może latać jak Superman), czy chce do jakiegoś Kościoła należeć. Nie jest problemem przyjęcie sakramentu chrztu przez dorosłego człowieka, do tego żadna furtka nie jest potrzebna, a dziecko nie będzie mogło mi zarzucić, że podjęłam za nie tę ważną decyzję. Skąd mogę wiedzieć, czy nie czułoby się lepiej jako buddysta albo wyznawca islamu? 😉
    Inna sprawa, że moje podejście już teraz wiąże się z zaciekłymi protestami moich i mojego chłopaka rodziców (z jego strony nawet bardziej, bo ja wojny o swoje prawo do braku wiary toczyłam na początku szkoły średniej, gdy nie chciałam przyjąć bierzmowania – rodzice więc już w pewnym stopniu sobie odpuścili, ale nie obyło się bez krzyków i gróźb). Nie chcę wiedzieć, co będzie się działo, gdy dziecko już się pojawi na tym świecie. Najlepszy jest jednak argument: „Ale co ludzie będą mówili? Przecież nic ci to nie zaszkodzi, jeśli ochrzcisz”. Owszem, zaszkodzi – nie jestem w stanie zagwarantować, że będę dziecko wychowywać w wierze katolickiej, nie będę więc kłamać, że zamierzam to zrobić. Gorzej bym zrobiła wciskając to dziecko do jakiejś religijnej szufladki ze względu na czyjeś widzimisię, bo tak temu komuś bardziej pasuje.

    Polubienie

  25. Dno. Jestem za etyką. Dzieciaki maja mnóstwo pytań. Nie zgadzam się by etyka jako przedmiot nie miała nic do zaoferowania przez dziesięć lat.Jako dział w filozofii. Może to kwestia przypadkowych prowadzących.Nawet nie chodzi o etykę, jako historię etyki, ale jako sposób na tłumaczenie wydarzeń. Kwestia śmierci, dobra, zła, eutanazji, aborcji już nie dotyczy współczesnego człowieka i jest tylko pozycją wieczornych wiadomości?

    Polubienie

  26. echo: po dwie godziny tygodniowo, przez całą podstawówkę, gimnazjum i liceum (czy ile jest tej religii)? Czemu akurat etyka miałaby być pod tym względem poważniej traktowana niż matematyka, fizyka, historia?
    Na godzinę tygodniowo w jednej klasie każdej szkoły, to się zgodzę. Więcej to IMHO tylko marnowanie czasu i kasy.
    Cały problem polega na tym, że nikt nie proponuje etyki jako zajęcia dającego coś uczniom, tylko jako zapchajdziurę za religię.

    Polubienie

  27. Nie powiesz mi, ze dzieciaki mają tylko dwie godziny matematyki w tygodniu, a jeśli tak jest to tylko kolejny błąd edukacji. Dlaczego miałaby być poważniej traktowana? A dlaczego jest tyle agresji w dzieciakach? Może dlatego, że mało sie z nimi rozmawia?

    Polubienie

  28. echo: I myślisz, że na lekcji etyki byłyby takie rozmowy? Raczej wykuwanie wiedzy, jak wszędzie indziej. Ja uważam, że moralności nie można nauczać jak pisania, czy tabliczki mnożenia. Tu potrzebny jest przykład i dyskusja, ale nie oderwane od rzeczywistości. Do tego wszystkiego warunki daje szkoła bez żadnej dodatkowej lekcji. Przecież przy omawianiu lektur na języku polskim, czy jakiś wydarzeń na historii dyskutuje się o tym. Poza tym w codziennym życiu szkoły pojawiają się różne dylematy moralne (koledzy biją nielubianego ucznia — pomóc mu, „skarżyć”, czy dołączyć do kolegów?), które należy na bieżąco rozwiązywać (pochwalić tego, kto zachowa się właściwie, ukarać tych, którzy biją, pouczyć także bitego, jeśli w jakiś sposób sprowokował… itp.). Zamiana codziennego wychowania na osobną lekcję, to tylko odsuwanie problemu od przeciętnego nauczyciela. Dzięki temu może uczniowie będą umieli wymienić tysiąc rzeczy, których nie wolno robić, ale nie sądzę, żeby nauczyli się stosowania tych zasad.

    Polubienie

  29. Będąc na praktyce w szkole, akurat na j. polskim, wykryłam kilka poważnych błędów dotyczących filozofii. Polonistki ledwo nadążają z programem. Gdy w moim przekonaniu lekcje etyki powinny się opierać głównie na dyskusji. Co do wychowania to zauważyłam dziwną spychologię. Wychowywać powinniśmy wszyscy, nawet przypadkowy przechodzień zwracający uwagę na wulgarne słownictwo.Czym innym jest moralność, a czym innym etyka. ;)Nie byłaby to forma „załatwiania” wychowania jedną lekcją. Na szczęście jestem po filozofii i wiem czym pachnie etyka. Dlatego się dziwię. Mogłabym to porównać do lęku przed komputerem starszego pokolenia i zdziwionymi tym informatykami, przecież to proste… Wolałabym mieć myślące dziecko, niż cwane, unikające wyzwań. 😉

    Polubienie

  30. W moich marzeniach: etyka w podstawówce, w gimnazjum i liceum obowiązkowa filozofia.
    Religia mogłaby być nieobowiązkowa, nie w salce katechetycznej, tylko w szkole, zaraz po lekcjach, bo tak wygodniej. I każda religia, jeśli tylko będą chętni i będzie miał kto przyjść prowadzić. Ale to już nie było by finansowane z budżetu państwa.

    Polubienie

  31. wydaje mi sie ze aby przedmiot byl prowadzony na poziomie nie tylko potrzeba odpowiednio wyksztalconych osob, ale takze zaangazowania ich i uczniow. a w jaki inny sposob mozna zmotywowac uczniow do nauki jak przez ocene? to samo sie tyczny nauczycieli „religii”: nie wysilaja sie bo i tak wszyscy przejda do nastepnej klasy. ja jestem za tym, zeby na religii bylo miejsce takze dla innych wierzen. tak samo jak prowadzi sie zajecia z nauki roznych okresow historycznych, tak niech i religia bedzie nauka o historii powstania, zasadach. bo wiedza o roznych wierzeniach jest u nas na bardzo niskim poziomie.

    Polubienie

  32. thot22003: powtórzę: IMHO „nauka o różnych wierzeniach”, jeśli ma być chociaż trochę bezstronna, to fikcja. Jak sobie wyobrażasz mówienie o islamie i np. o karze śmierci za wyparcie się tej wiary (http://pl.wikipedia.org/wiki/Ridda), bez oceniania tego? Czy różne ogólnie potępiane sekty też chcesz uwzględniać? A jeśli przedmiot ten miałby pokazywać w czym „nasza” religia jest lepsza od innych… to czemu lepiej nie pozostawić obecnej „religii”?
    A co do oceny, i przechodzenia do kolejnej klasy… Gdyby religia była prowadzona poza szkołą nie byłoby z tym problemów — kościół mógłby oceniać jak chce i dopuszczać do kolejnych klas, kiedy chce, bez najmniejszego wpływu na tych, którzy na religię nie uczęszczają.

    Polubienie

  33. siedząc sobie nad jeziorem przy późnym śniadaniu, debatowaliśmy nad zagadką – jak to było, że kiedy religia była w parafii, to chodziły często całe klasy, a nawet dojeżdżało się do innych parafii ze względu na katechetę, a od kiedy religia weszła do szkół, to zawsze już było tylko gorzej…

    Polubienie

  34. a czym jest nauka filozofii? poznawaniem pogladow roznych myslicieli. dla mnie to nie problem, aby uczniowie poznali dobre i zle strony roznych wierzen. zeby potem ktos, kto sie wypowiada na takie tematy nie gadal glupot, bo cos tam kiedys gdzies uslyszal. jest kierunek studiow religioznawstwo. jest kierunek teologia, jesli juz ktos sie uprze aby taka osoba nauczala. chemia czy matematyka jest od podstawowki prowadzona na zajeciach i mozna miec tytul magistra chemii, zauwaz, ze podobnie jest z religia. w sredniowieczu osoba wykrztalcona to byl ktos, kto mial zajecia z teologii. 😉
    uwazam, ze „religia” powinna bys prowadzona podobnie jak historia czy filozofia. a ocena motywuje do pracy i sprawia, ze sie podchodzi do przedmiotu powaznie a nie lekcewazy nauczyciela.

    Polubienie

  35. Jajcuś – popieram
    A do tej pory pamietam jak jakis debilny klecha zabral cala klase 6-to klasistów (chociaz mogla to byc tez 5 klasa) i w bibliotece pokazywal film o aborcji (pokazywana skrobanka i jej „wyniki”, proznociag itd) – wg mnie za cos takiego od razu powinni go zamknac w pierdlu
    a etyka… chcialoby sie zapytac jaka etyka (jest w 1% szkol i nie ma nauczycieli, programu i kasy na nia). pewnie bedzie ja prowadzil kolejny klecha, czy inny nawiedzony.
    a – jak Paskuda zacznie chodzic na religie, to chyba bedziesz musial przeprowadzic z nia powazna rozmowe na temat antykoncepcji 😉 bo bardzo szybko dowie sie ze jest tylko jedna sluszna metoda (by „miec tyle dzieci ile Bog chce, a nie tyle ile Ty chcesz), a reszta to rzeczy be powaznie zagrazajace zdrowiu i zyciu

    Polubienie

  36. – „W tamtych czasach zajęcia z religii były prowadzone w salkach katechetycznych przy kościele. Gdy kończyłem podstawówkę (byłem w ósmej, czy siódmej klasie) zaczęło się nauczanie religii w szkole. U nas było to o tyle ciekawie, że w szkole brakło sal, więc żeby uczyć wyższe klasy religii w szkole, to klasy 1-3 (a może tylko pierwsze) chodziły na wszystkie zajęcia do salek kościelnych – czy już to nie było odrobinę chore?”

    Tak było w Twojej szkole (najprawdopodobniej jeden przypadek z niewielu takich, takze nie generalizuje prosze) – mam na mysli to, ze z powodu lekcji religii inni musieli sie przenosic do salki katechetycznej

    – „Minęło trochę czasu i niedługo (za dwa lata) do szkoły pójdzie moja córka. Z pewnych względów ochrzczona…”

    Corka ateisty – ochrzczona? To chyba wbrew Twoim zasadom….?

    – „Jednak teraz się okazuje, że religia to równie poważna rzecz, jak matematyka…” – i bardzo dobrze… Co to za przedmiot, ktory nie jest na ocene? Wtedy nikt by sie nim nie przejmowal.

    – „ Po drugie, nie chcę, żeby moje dziecko było uczone dobra jako czegoś opisanego w jakiejś świętej księdze (której i tak nie można traktować dosłownie) i nie czynienia zła pod groźbą jakiejś strasznej kary po śmierci. Chciałbym też, żeby moja córka nauczyła się korzystać w życiu z własnego rozumu, a nie tylko z wiary w wytyczne wątpliwego pochodzenia.”

    Chcialbys, zeby Twoja corka nauczyla sie korzystac z rozumu, tak? Ale chcesz jej odmowic mozliwosci cwiczenia tego rozumu poprzez analize biblii? Cos tu chyba jest nie tak…

    – „Zajęcia z etyki nie wydają mi się dobrą alternatywą. Po pierwsze uważam, że nie stać nas na zatrudnianie nauczycieli i rezerwowanie sal, że jakąś dwójkę dzieci na szkołę przez jakieś dziesięć lat uczyć etyki. Skąd wziąć tyle materiału do nauczenia? Czemu tego miałoby być więcej niż matematyki, fizyki, czy wu-efu?”

    Etyka, Religia, Matematyka, Fizyka etc. etc. to jak kazdy przedmiot – temat rzeka, takze o moralnosci czlowieka, jego postepowaniu mozna by rozmawiac dlugo dlugo – na pewno 1h w tygodniu przez 10 lat nie wyczerpie tego tematu.

    – „Po drugie, jaką mam gwarancję, że na tej etyce nie będzie nauczyciel (może nawet ksiądz, czy katecheta) wciskał dziecku tych samych zasad co na religii? I to intensywnej, bo to byłyby zajęcia praktycznie indywidualne i to ukierunkowane na osoby, które mają problemy z wiarą.”

    Widac kto/co wyrabia Twoj poglad na temat kosciola – znowu generalizujesz – wszyscy ksieza = a fe, wszyscy ateisci – O.K.!

    – „No i jeszcze jedna sprawa. Etyka byłaby dla dziecka wyjątkowo nieatrakcyjna w porównaniu do religii. Zajęcia indywidualne (czy w małych grupach) są z zasady cięższe od grupowych, bo nauczyciel więcej czasu i energii poświęca jednemu uczniowi. „

    Z tego powodu powinienes skakac pod sufit jako dobry rodzic. Bedziesz mial pewnosc, ze Twoje dziecko pojdzie na te zajecia i cos z nich wyniesie.

    – „Zakładając, że dziecko generalnie nie lubi się uczyć, to chętniej wysiedzi tam, gdzie nauczyciel będzie poświęcał mu mniej uwagi”
    hmmm… to moze powinnismy sie zastanowic, takze nad zniesieniem obowiazku chodzenia przez dzieci do szkoly? No przeciez dziecko nie lubi sie uczyc, takze po co je meczyc? I tak nic pozytecznego z tamtad nie wyniesie 😦

    „Poza tym, ksiądz na religii będzie chciał mieć jak najwięcej uczniów, będzie się starał, żeby nikt nie wybrał konkurencyjnej etyki (to byłaby przecież porażka)”

    No oczywiscie… Bedzie zbierac uczniow z lapanki na lekcje religii… No comments….

    – „że to byłoby nie w porządku wymagać od głęboko wierzącego człowieka (np. księdza), żeby przedstawiał inne religii na równi swojej.”

    no prosze, znowu sie dowiadujemy ciekawych rzeczy. Czyli, ze kazdy ksiadz w trakcie pobierania nauk przygotowujacych do tego sakramentu byl uczony pogardy dla innych religii?? w KKK – (nie, nie ku klux klan, tylko Katechizm Kosciola Katolickiego) mozemy sie dowiedziec o tym, ze kazdy chrzescijanin powinnien traktowac innowiercow na rowni z soba… Przykazanie milosci – „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem, a bliźniego swego jak siebie samego”. Widac brak religii w szkole podstawowej spowodowal braki w Twojej edukacji… Osobiscie chodzilem na religie i swego czasu omawialismy tez sprawy innych religii. Uwazam, ze moj ksiadz – katecheta wywiazal sie swietnie ze swojego zadania i przedstawil temat obiektywnie.

    – „Jeszcze jedna kwestia: zmuszanie dziecka do chodzenia na religię vs zmuszanie do nie chodzenia. Nie chcę do niczego zmuszać, będzie to trzeba przedyskutować w rodzinnym gronie, biorąc pod uwagę zdanie córki.”

    Tu sie z Toba zgadzam w 100%. Nigdy nie mozna nikogo do niczego zmuszac – kazdy powinien podjac decyzje zgodnie ze swoim sumieniem.

    – „No cóż, najwyżej w przedszkolu będą jej mówić, że ma być dobra, bo inaczej trafi do piekła, albo się bozia zdenerwuje (czym to się różni od nie rozrabiaj, bo cię porwie Baba Jaga?)”

    W tym miejscu chyba przesadziles…

    To tyle… Chcialbym zaznaczyc, ze nie mam zadnych uprzedzen do autora bloga. Chcialem tylko wyrazic swoje zdanie.

    Polubienie

  37. Quosek: myślę, że Krysia coś o antykoncepcji będzie miała szansę od nas dowiedzieć się zanim jakiś nauczyciel religii uzna za stosowne poruszać ten temat. Przecież nawet teraz nie kryjemy się z kupowaniem prezerwatyw (oczywiście na razie Krysia nie wie do czego to — nie potrzebne jej to jeszcze… i nie pytała).

    Polubienie

  38. SirRoman: „Tak było w Twojej szkole” wiem. Nie próbuję generalizować. Zauważam tylko, że zmiana spowodowała i takie śmieszne przypadki.

    „Corka ateisty – ochrzczona” — patrz jeden z moich komentarzy. Akurat nie uważam, żeby cokolwiek jej się złego stało od paru kropel wody.

    „chcesz jej odmowic mozliwosci cwiczenia tego rozumu poprzez analize biblii?”

    To od dziecka oczekuje się krytycznej (inna, znaczy się, według wytycznych nauczyciela, nie wyćwiczy umysłu za bardzo) analizy bibli na religii? (mam na myśli normę, a nie najlepsze przypadki) Uwierzę, jak zobaczę. Inna sprawa, że kilkuletnie dziecko jest stanowczo za młode na analizę tego tekstu, a nastoletnie może do niego sięgnąć samo.

    „na pewno 1h w tygodniu przez 10 lat nie wyczerpie tego tematu” Na pewno. Ale uważam, że ten czas można znacznie lepiej wykorzystać.

    „wszyscy ksieza = a fe, wszyscy ateisci – O.K.!” Gdzie ja takie coś napisałem? Acha, napisałem, że jestem ateistą, to mnie zaszufladkowałeś. Poznałem paru bardzo porządnych księży (jeden udzielał mi ślubu i chrzcił moją córkę, innemu konfigurowałem serwer w klasztorze). Znam też wielu „ateistów” – idiotów (pasujących jak ulał do Twojej szufladki).

    „Twoje dziecko pojdzie na te zajecia i cos z nich wyniesie.” No, jeśli nauczyciel będzie kompetentny (i tu są moje największe wątpliwości — wiele widziałem niekompetentnych nauczycieli dużo popularniejszych przedmiotów), to rzeczywiście może wynieść dużo wiedzy z filozofii i etyki. Ale to będzie taka „akademicka” wiedza, która się mu w życiu nie przyda chyba, że będzie chciało się dalej w tym kierunku kształcić.

    „Bedzie zbierac uczniow z lapanki na lekcje religii…” Nie będzie. Będzie wstawiać pozytywne oceny każdemu, kto przychodzi na lekcje, nie będzie wiele wymagał. Oczywiście nie każdy, ale już teraz wiele lekcji religii tak wygląda — patrz komentarze tych, którzy na religię chodzili.

    „Uwazam, ze moj ksiadz – katecheta wywiazal sie swietnie ze swojego zadania i przedstawil temat obiektywnie.”
    Bardzo się cieszę, to dobrze o nim świadczy. Ale rozumiem, że jesteś wciąż katolikiem. Tradycja rodzinna, bez większego znaczenia poza tym?

    „W tym miejscu chyba przesadziles…”
    Czym? Że straszą piekłem czy, że to tak nie różni się od straszenia „babą Jagą”?

    Polubienie

  39. tak sobie wlasnie pomyslalem… I byc moze wiem z czego wynikaja Twoje obawy… Myslac o szkole dla Twojej pociechy myslisz o szkolach panstwowych (tak mi sie przynajmniej wydaje), w ktorych poziom nauki ogolem nie jest wygorowany i zazwyczaj nie jest wazne czy to jest matematyka, religia czy co innego. Ja przyznam sie, ze przez prawie cala swoja edukacje (podstawowka/gimnazjum/liceum) chodzilem do szkol prywatnych – katolickich. Teraz sobie wszyscy pomysla, ze jestem chodzacym aniolkiem ze zlozonymi raczkami do modlitwy… Nie nie, nic z tych rzeczy. Na pewno nie jestem gorliwym katolikiem… Ale do rzeczy – moje doswiadczenia w tych sprawach sa zupelnie inne… Byc moze dlatego, ze moja rodzice kladli gruba kase na moja nauke i wzamian otrzymywali oczekiwane efekty w postaci wysokiego poziomu nauczania, wymagajacych nauczycieli, indywidualnego podejscia do ucznia.

    Co do Twoich ostatnich slow… Uwazam, ze akurat w tamtym miejscu troche przesadziles (zeby bylo jasne, mi to nie przeszkadza, ale innym moze) – kolokwializujesz i ironizujesz pojecie piekla, ktore w wierze katolickiej, jest jednym z podstawowych aksjomatow (nie wiem czy odpowiedniego slowa uzylem) podobnie jak niebo itp.

    Polubienie

  40. @SirRoman
    Akurat szkoła katolicka nie oznacza zupełnie, że sami gorliwy katolicy z niej wychodzą. Też w takiej jestem i dopóki do niej nie poszedłem, nie usłyszałem nigdy od nikogo, że jestem jak jakiś ateista. Tak samo moja siostra stwierdziła że z tej szkoły wychodzą głównie ateiści, z tych których zna. I to jest racja. Zbyt dużo takiego nacisku na wiarę, zbyt dużo modlitwy zniechęca.

    Polubienie

  41. Może Cię, Jajcusiu, zainteresuje, co na temat bycia ateistą pisze na swoim blogu mój Dziadek-Ateista. 🙂

    Święta…

    Ja byłam wychowywana w pół katolickiej pół buddyjskiej rodzinie. I na zmianę chodziłam i nie chodziłam na religię. Z wyboru, bo zawsze mogłam sama wybierać. Skutek: jestem totalnie zagubiona teraz, bo za bardzo wątpię i za dużo myślę, jak na katoliczkę, natomiast mam w sobie za dużo przyzwyczajeń i tradycji (i jestem za mocno pod wpływem różnych osób) jak na buddystkę/ateistkę.
    Myślę, że byłabym znacznie szczęśliwsza, gdybym miała jasno wyznaczoną drogę (przez rodziców) od dziecka. W tej chwili jestem za stara na to, żeby wejść głęboko w jakąkolwiek religię. Jeśli wzrasta się w jakimś duchu zostaje to na zawsze. Jeśli jednak jest tak, ale z drugiej strony słyszysz ciągle pytające i wątpiące głosy to bardzo trudno jest znaleźć swoją drogę.
    Chciałabym dać dzieciom wolność, ale też jasny przykład.

    Polubienie

Co o tym sądzisz?