A co tam u mnie…

Wpis pod wpływem sugestii w komentarzu do poprzedniego, długiego
i niestrawnego.
;-)

Już trzeci tydzień ominęły nas lekcje tańca. Dwa tygodnie temu nie
poszliśmy, bo wolałem koncert Świetlików, a potem nam zajęcia przestawili na
19:30, stanowczo za późno dla nas, bo chodzimy tam z Krysią, a ją o 21:00 trzeba
kąpać i kłaść spać… Wczoraj przepisałem nas do innej grupy, więc może w środę
się uda…

Poza tym żyję na zasadzie byle do 16:00, byle do piątku, potem szybko
mijający weekend i od nowa to samo. Z jakiś specjalnych atrakcji, to tylko
coniedzielny wypad na koniki. W zeszłą niedziele Serafin zaserwował mi niezłe
rodeo, gdy siedząc na nim próbowałem założyć kurtkę. Poniósł tak, że aż
instruktor się spocił, a potem, podejrzanie oficjalnym tonem, mi gratulował, że
nie zleciałem. A ja później nawet bardzo obolały nie byłem.

6 uwag do wpisu “A co tam u mnie…

Co o tym sądzisz?