Dzisiaj znowu dostałem hucuła – Sękacza. Ciężko było go rozruszać,
szczególnie w grząskim błotku, ale gdy w końcu udało mi się pojechać kłusem
i dołączyć do zastępu, to nawet prawie nadążał. Ale ciężko mu to szło. W końcu
postanowiłem nadganiać trochę galopem. O dziwo, nawet się udawało. Niestety,
nie wziąłem pod uwagę tego, że za mną żonka jedzie na niezbyt ujeżdżonym
koniu… i zrobiła bam.
:-(
Na szczęście nic złego się jej nie stało. Jednak ja i tak się tym
przejąłem… a konik to wykorzystał. Już nawet za bardzo do kłusa nie udawało
mi się go zmusić. Przypadkowi gapie (którzy przyjechali na jakieś wesele, czy chrzciny,
w klubowej
knajpie), widząc jak się meczymy wołali do mnie: Niech
. Problem w tym, że ten
pan nie męczy już tego kucyka, on ledwo zipie!
kucyk
nawet się pode mną nie spocił… za to ja byłem cały mokry.
W sumie, fajnie było, gdyby nie to, że żonka sobie nie pojeździła.
No no no, czyli niedziela pełna emocji 🙂
PolubieniePolubienie