W zapowiedziano mi, że w czwartek dostanę access-pointy i switcha do
skonfigurowania na radiołącze na pewnym kominie w Rudzie Śląskiej. W czwartek
sprzęt przyszedł… o godzinie 15:00 (pracuję do 16:00) i szef powiedział że
muszę to jeszcze tego dnia zrobić. Fajnie… sprzęt, którym nigdy się nie
bawiłem
— więc go nie znam, do tego dwóch różnych firm (Proxim i
DLink), a mam go skonfigurować do poprawnego (uwzględniając separację VLANami
itp.) i bezpiecznego działania w godzinę (jak nie będzie działało, to będę się
wdrapywał na komin, żeby poprawiać). Zrobiłem to nawet. Napewno nie optymalnie,
ani nie w pełni bezpiecznie, ale działało.
W piątek dostaliśmy do tego switcha, więc mogliśmy też go skonfigurować i
sprawdzić radiołącze z VLANami. Działało. Na komin nie poszło — widać nie
było to tak pilne. Ale to by było za pięknie, więc pod koniec godzin pracy, po
zwisie innej radiolini szef postanowił to naprawiać. Zrobił upgrade na
access-pointach, po którym siadało wszystko, nawet łącze modemowe do centrali
(po chwilowym odłączeniu AP z radiolini od switcha do którego podłączony był
modem). Jak wychodziłem z pracy (już trochę po 16:00) to niby wszystko działało,
ale szef kontynuował psucie (właściwie naprawianie — przez downgrade
firmware’u do poprzeniej wersji) i jeszcze wieczorem coś trzebabyło przez
telefon ustalać. Dobrze, że przynajmniej nie musiałem więcej osobiście przy tym
grzebać.
Bałem się, że w weekend będę musiał jeździć naprawiać te radiówki, ale na
szczęście nie było to konieczne, więc sobotnia impreza (nie nadająca się do
opisania na tym poziomie) odbyła się praktycznie bez zawodowych zakłóceń
.
W poniedziałek w pracy spotkała mnie niespodzianka. Szef przyniósł mi karteczkę
z nazwami i adresami access-pointów ze szkieletu naszej sieci radiowej —
tak jak je skonfigurował po kolejnych zmianach firmware.. Były to
nazwy i adresy zupełnie inne niż ja z drugim adminem ustaliłem i udokumentowałem
w naszych materiałach. Do tego jeden AP miał adres należący do switcha (którego
adresu szef nie zmienił — to switch też ma IP?
). No kurde —
kto w tej firmie w końcu jest adminem?
Z jednej strony to nawet fajnie, że sam z tym firmware nie musiałem walczyć i
zajął się tym ktoś inny. Trochę nawet mnie to zaskoczyło, bo ostatnio szef nawet
nie zaglądał do serwerowni, bo prezesowi przecież nie wypada np. restartować
modemów (kiedyś czasem jeździł, bo miał znacznie bliżej niż ja). Z drugiej
jednak strony, to w końcu ja jestem odpowiedzialny za działanie całej
infrastruktury sieci i ja ustalam zasady adresacji, podziału łącza
(przyzwyczaiłem już się do tego, że szef regularni podnosi ponad rozsądny poziom
ograniczenie przepustowości łącza do sieci w której jest podpięty) itp. i raczej
nie powinno tak być, żebym o zmianach dowiadywał się ostatni (przecież mogłem
pół nocy stracić zastanawiając się dlaczego gdzieś pingi nie dochodzą).