Pstryczka umarla. Wlasciwie to nigdy nie istniala.
To przeczytałem na
stronie, która do niedawna była blogiem Pstryczki.
Bardzo lubiłem czytać tego bloga. Nie tylko dlatego, że Pstryczka świntuszyła
(inne nieprzyzwoite blogi szybko mi się znudziły), ale dlatego, że był bardzo
dobrze napisany i pełen ludzkich uczuć. Wierzyłem (z pewnym marginesem —
jednak w Internecie niczego nie można być pewnym), że większość co tam było
opisane to prawda. Sam nie chciałbym tak żyć, ani nie chciałbym, żeby taka była
moja żona (chociaż niewiele nam brakuje…), ale lubiłem Pstryczkę.
Nie wszystko w blogu pstryczki było zmyślone. Część zdarzeń była wzięta wprost z
życia autorki. I to je (Pstryczkę i autorkę) zgubiło. Opisywanie przygód
seksualnych razem z planami adopcji dzicka to był błąd. Niestety skończył się
tragicznie dla Pstryczki — bo przestała istnieć —, dla autorki i jej
męża — bo nie adoptowali oczekiwanego dziecka — i dla dziecka, bo
nie doczekało się nowych rodziców. Wierzę, że naprawdę dobrych rodziców.
Przykro mi, że bloga Pstryczki już nie będzie, że się skończył. Ale podobne
uczucie mnie ogarnia na końcu każdej dobrej książki. Nic nie trwa wiecznie.
A ja trzymam kciuki za autorkę. Niech adoptuje to dziecko. Należy jej się!
P.S. jpc — teraz możesz napisać A nie mówiłem?
;-)
Mówiłem, ale [1]. Tutaj ma zastosowanie się coś podobnego… 😉
[1] http://www.nosurrender.nu/misc/first.jpg
Szkoda tego małżeństwa i tego dziecka…
PolubieniePolubienie
Często zaglądałam na bloga Pstryczki. Ale nie wierzę w ten ostatni wpis. Jak to możliwe, że poprzez internet ktoś jej zaszkodził?(tak odbieram jej ostatni wpis)
PolubieniePolubienie
Możliwe. Tego się obawiałem czytając ostanie komentarze do jej ostatnich wpisów. Można powiedzieć, że przykry zbieg okoliczności, ale można się było tego spodziewać.
PolubieniePolubienie