We wtorek pojechałem do Dąbrowy Górniczej instalować serwerek linuksowy
(katalog udostępniony w sieci lokalnej plu s Neostrada) w pewnej firmie.
Serwerek przygotowałem już wcześniej, ale niezbyt dobrze i kupę czasu straciłem
na walce z tą Neostradą. Okazało się, że pakiet speedtouch w PLD zawiera
sterownik kernelowy, ale dokumentację do sterowników userspace – jednego z
drugim nie dało się pogodzić. Dopiero gdy podłączyłem modem do jakiegoś Windowsa
(błe) i wygooglałem właściwe HOWTO udało mi się to odpalić (na sterowniku
kernelowym). Przy okazji przekonałem się na własne oczy że hotplug jest do d….
Coś takiego jak hotplug jest potrzebne i byłoby to super gdyby działało jak
należy – podobnie do pcmcia-cs. Ale jak po podłączeniu modemu odpalało mój
skrypt do inicjalizacji tegoż kilka razy równolegle, to ja dziękuję.
Serwerek miał też robić backupy udostępnionego katalogu na ZIPa. Wymyśliłem
sobie, że będę tam robił też backup całego systemu i zrobię to tak, żeby się
wszystko odtwarzało prawie bezobsługowo. Pracowałem nad tym dzień wcześniej w
firmie. Nie udało mi się zabootować Linuksa z FATowej (dla przenośności danych z
backupu) partycji na tym ZIPie, więc zrobiłem bootowanie z dodatkowej dyskietki.
Wszystko ładnie działało, nie zdążyłem tylko do końca przetestować odtwarzania
danych. Na miejscu też nie przetestowałem, bo walczyłem z tą Neostradą. A w
końcu się okazało, że nic z takiego kompletnego backupu – poza kopią systemu na
tą dyskietkę ZIP nie wiele wchodzi, a w końcu backup danych jest ważniejszy.
W środe siedziałem normalnie w firmie. W czwartek wyjechałem tylko do jednego
klienta sieci osiedlowej w Zabrzu. Normalnie do klientów tych sieci nie jeżdżę,
ale ten był wyjątkowy – była to firma i ich sieć lokalna była odseparowana od
całej sieci osiedlowej routerkiem linuksowym, oczywiście postawionym przez nas.
Chodziło tylko o aktywowanie internetu w nowym komputerze (inna karta sieciowa),
ale że już za cholerę nie pamiętałem co właściwie było na tym routerku
(instalowany z 2 lata tem), ani jakie tam może być hasło roota, to musiałem tam
pojechać. Pojechałem, zrobiłem, wróciłem. W sumie warte odnotowania tylko
dlatego, że zwykle z biura nie ruszam się dalej niż na serwerownię. Tego samego
dnia dowiedziałem się jeszcze, że w piątek w Dąbrowie na tym serwerku muszę
zrobić jeszcze serwer drukarki dla Windowsów (podobno powinienem już dawno o tym
wiedzieć, bo byłem przy tym jak było to ustalane). Ostatnio robiłem coś takiego
parę lat temu, gdy jeszcze nie było CUPSa, a i samba miała nieco mniejszy
numerek. Wygooglałem jakieś HOWTO na ten temat i poczytałem sobie. Nie wyglądało
na banalną sprawę, ale oczywiście do zrobienia.
W piątek więc znowu do Dąbrowy. Nie z samego rana, więc zdążyłem przynajmniej
pocztę poczytać. Po drodze kumpel z którym jechałem musiał coś w Actionie
załatwić. Dobrze że wziąłem książkę, bo długo tam musiałem czekać. Gdy już
dojechaliśmy na miejsce zabrałem się za robotę i właściwie poszło to bez
problemu. I to nawet w trybie normalnego serwera drukowania, a nie tylko
spooler-only. Dobrze że drukarka była PostScriptowa. Skonfigurowałem klientowi
konta pocztowe na naszych serwerach, zrobiłem jakieś inne drobiazgi których już
nie pamiętam, ale jak zbieraliśmy się do wyjazdu to było już po 15:00 (pracę
normalnie kończę o 16:00). Po drodze jeszcze raz mieliśmy zajrzeć do Actiona, po
obudowę. Zabraliśmy obudowę, jedziemy dalej, gdy byliśmy pod rondem w Katowicach
dzwoni telefon, że jeszcze po coś do Action trzeba wstąpić. Sprowrotem, znowu
czekanie, znowu rondo, gdzie straszny korek… i w firmie byliśmy o 16:15. Nawet
nie tak źle, tyle że ja od rana nic nie jadłem, a do domu jeszcze 45 minut jazdy
tramwajem. Wróciłem głodny i straszliwie zmęczony (właściwie nie wiadomo
czym).
Dobrze że w domu czekał pyszny obiadek – musiałem tylko go sobie odgrzać. Po
obiadku się położyłem, ale nie długo było mi dane leżeć, bo szef dzwoni z firmy,
że jest problem z jedną siecią i mam posprawdzać czy to nic u nas. Sprawdzam
(resztkami sił) i nie wygląda żeby to był router, modemy czy coś innego za co
odpowiadam. Drugi admin też sprawdzał i doszedł do tych samych wniosków. Na 90%
coś w sieci lokalnej. Niestety trochę później znowu mnie telefon wyciąga z łóżka
– mam to zgłosić na Błękitną Linię. Nie sądzę, żeby to była dzierżawka, ale
cóż… szef każe, to się robi. Zgłosiłem, zjadłem kolację i poszedłem spać (dużo
wcześniej niż zwykle, bo około 21:00).
Wczoraj jeszcze dzwonił Tato, że w Katowicach jest jakiś festyn i może nas
zabrać. Umówiliśmy się, że jak będzie ładna pogoda to jedziemy, a dokładniej się
umówimy dzisiaj około 10:00. Gdy dzisiaj zadzwonił ustaliliśmy że jedziemy –
będzie po nas o 11:05. Jednak wcześniej zadzwonił szef, że trzeba coś z tą
niedziałającą siecią zrobić – przepiąć ją na radiolinię. Drugi admin, najpierw
nie odbiera telefonu, potem jest „nieosiągalny”. Muszę sam się tym zająć, a
nawet nie znam do końca aktualną konfigurację tej radiolinii – jej testowaniem
zajmował się raczej ten drugi admin. Skonfigurowałem router i switche, ale
okazało się, że ktoś musi pojechać do firmy i access pointa wpiąć do prądu i
odpowiedniego portu w switchu. Zanim to wszystko się udało załatwić, to było już
dawno po 11:05, a wycieczka nam przepadła, ech… :-(
…