W piątek wieczorem pojechałem do moich dziewczyn (i teściowej) do Bochni. Okazało się że z Gliwic do Bochni jest, dzięki DTŚ i A4, jedynie 2h drogi.
Niestety wypady do kopalni soli Krysi nie posłużyły i pochorował nam się dzidzuś :-(. W sobotę nie było jeszcze tak źle, więc wybraliśmy się na wycieczkę. Oczywiście celem był plac zabaw z karuzelą :-). Po powrocie Krysi katarek dokuczał i znacznie bardzie i zamówiliśmy sobie Pediatrę. Pani doktor obejrzała Krysię, stwierdziła że nic poważnego i antybiotyków nie ma sensu dawać, ale zapisała dużo innych leków. Kupiliśmy, ale jak przyszło podać je dziecku okazało się, że to nie takie proste. Dzidzia plucie ma już bardzo dobrze opanowane, a lekarstwa jej nie posmakowały :-(.
W nocy spała nienajgorzej, mimo że trochę chyrlała i miała niewielką gorączkę. Dzisiaj rano miała bardzo dobry humorek, ale był bardzo osłabiona, wyglądała więc jak po pół litrze :-). Pogoda się popsuła i padał deszcz, więc dzisiejszy spacerek zaliczyła na hotelowym korytarzu – albo sama pchała wózek tam i spowrotem, albo kazała siebie wozić 🙂 . O 15tej wyjechałem i teraz dziewczyny muszą sobie znowu radzić same. Napewno sobie poradzą 🙂