Moje papryczki poczuły jesień. Już od kilku tygodni marnieją, żółkną i zrzucają liście. Ale nie wszystkie i nie całkiem.
Najbardziej koniec sezonu odczuło Habanero. Już we wrześniu zaczęło tracić liście i wczoraj wyglądało już bardzo łyso. Dojrzał na nim ostatni owoc, więc mogłem je przygotować do zimowego snu…
Tabasco też wyglądają marnie, chociaż sporo liści się na nich trzyma. I nie tylko liści – wciąż jest na nich kilka dojrzewających jeszcze papryczek, a nawet pojedyncze kwiatki. Dam jeszcze chwilę tym papryczkom, a potem opitolę jak Habanero.
Twilight wciąż gęste, mimo że sporo liści już zrzuciło. Na krzaczku wciąż są pojedyncze owoce… i sporo kwiatów. Z kwiatów raczej nic więcej nie będzie, więc poczekam na te dwie-trzy papryczki…
A na koniec ‚cayenne’. Jak pozostałe roślinki wyraźnie szykują się do zimowego snu, to ta się nadchodzącą zimą nie przejmuje. No cóż, pewnie nie bez powodu gatunek ten nazywa się „papryka roczna”.
Krzak już nie kwitnie, ale dwie papryczki wciąż na nim rosną. To ciekawe, bo zawiązały się chyba jeszcze w sierpniu, a do połowy października praktycznie nie rosły – wisiały takie centymetrowe kikuciki… ale gdy dojrzały pozostałe owoce i je zdjąłem z krzaka, to te dwie ospałe się ruszyły. Dobrze więc mówią, że papryczki trzeba zbierać, gdy tylko dojrzeją, żeby kolejne mogły rosnąć.