Dołujące jest stwierdzić, że nie mam z kim rozmawiać o gnębiących mnie
sprawach, bo najbliższa mi osoba wszelkie przejawy gwałtowniejszych emocji
bierze je za atak na siebie. :-(
Jak człowiek się zdenerwuje, to czasem podnosi głos, to chyba normalne.
Ale przecież nie musi to znaczyć, że jest zły na rozmówcę. Nie można być już
złym na siebie, na pracę, na swój nędzny los (cokolwiek za bzdurę się przez to rozumie
w danym momencie)? I właściwie kto mógłby pomóc te nerwy uspokoić?