Z pamiętnika hipochondryka

Po trzech i pół tygodnia leżenia w łóżku jakby coś zaczęło się poprawiać.
Przedwczoraj wstałem nie tylko, żeby pójść do łazienki (co było wcześniej
wielkim poświęceniem), ale i żeby po prostu się ruszyć i np. postawić wodę na
herbatę. Co więcej, po położeniu się znowu, wcale nie czułem się dużo gorzej
niż przed wstawaniem (wcześniej każde ruszenie się z łóżka musiałem przez
jakiś czas przeboleć).

Wczoraj było jeszcze trochę lepiej. Gdy wieczorem żona poszła puszczać
Krysi fajerwerki, ja podszedłem do okna i przez jakiś czas obserwowałem. Także
Nowy Rok przywitałem na nogach. Uznałem, że jak dzisiaj tego nie będę musiał
odchorować, to mogę spróbować na chwilę wyjść z domu.

No i rano czułem się całkiem nie źle, no, poza bólem głowy (czy noworoczny
kac nie mógłby sobie abstynentów odpuszczać?). No i wyszedłem. Trzy piętra w
dół, dookoła bloku i trzy piętra w górę. Pod koniec bolało mocno, ale mniej
niż bywało. I chwila leżenia wystarczyła do dojścia do siebie.

Czyżby odpuszczało? :-) Oby, bo za tydzień czeka mnie wyjazd
do Bytomia, do neurochirurga.

7 uwag do wpisu “Z pamiętnika hipochondryka

Co o tym sądzisz?

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s