Wczoraj zapowiadali, że będzie padał śnieg i na drogach będą ciężkie
warunki. Więc rano wstałem wcześniej, bo dodatkowo jeszcze był czas zatankować.
Wyszedłem o 7:15 (normalnie po 7:30 starcza). Śnieżek padał, ale nie wyglądało
tragicznie. Samochód trochę przysypany, droga osiedlowa też, ale nic
strasznego. Mimo to wiedziałem, że się spóźnię (odśnieżanie samochodu
i tankowanie jednak trochę trwa). Z osiedla wyjechałem bez problemu, przez
miasto do stacji, po białych drogach, też. Na stacji niestety długo czekałem na
obsługę (gazu niestety nie można samemu sobie nalać), potem w kolejce do kasy.
Gdy wróciłem do samochodu, okazało się, że do jazdy się za bardzo nie nadaje
– tak zasypało szyby. Zadaszenie dystrybutorów nie pomogło, bo śnieg
padał w poziomie
. Kolejne odśnieżanie i powolutku do pracy. Tam na
zaśnieżonym parkingu też sobie poradziłem, a ostatecznie spóźniony byłem jakieś
10 minut. Zima jak zima…
W pracy zapiernicz, bo w tym tygodniu jestem jedynym adminem. Wyszedłem pół
godzinki później niż zwykle z powodu ilości pracy i z powodu małego firmowego
spotkanka sylwestrowego
. Żonka zapowiedzianym opóźnieniem nie była
zachwycona, bo liczyła, że zrobię zakupy. To zrobiłem jeszcze pod firmą.
Z zakupami mogłem już wracać…
Samochód cały w śniegu. Z 30cm na dachu i przedniej szybie, z dwa razy tyle
wokół auta. Przednich kół prawie nie było widać. Wcześniej widziałem jak inni
się mordowali ze swoimi samochodami. No cóż, trzeba było odśnieżyć i to tak,
żeby sobie nie zasypać drogi wyjazdu. Zresztą tę drogę też trzeba było sobie
przygotować. Na szczęście sypki śnieg łatwo było odgarnąć drogą.
Ciężko się jechało tymi małymi uliczkami przy parkingu. Pojechałem odrobinę
naokoło, żeby szybciej dojechać do główniejszej
ulicy… Ale na
główniejszej
nie było dużo lepiej. Może śnieg odrobinę bardziej ubity,
ale wciąż ciężko. Na jeszcze główniejszej
podobnie, ale już się
przynajmniej nie grzęzło w śniegu. W śnieżnych koleinach się jechało nawet
nieźle, z pewnym poczuciem bezpieczeństwa, bo nawet jak trochę odrzuciło na
bok, to samochód wracał na miejsce. Gorzej jakby się chciał z kolein wyjechać.
Dojechałem na najgłówniejszą
– DK-88. Tam i lepiej i gorzej.
Gorzej, bo ogólnie śniegu nie mniej niż na miejskich ulicach i nie ujeżdżony na
całej szerokości, lepiej bo mniejszy ruch i proste, wyjeżdżone koleiny.
Z ciekawostek po drodze to spotkałem grupę wariatów, co sobie spacerowali taką
koleiną (a co będą szli po kolana w śniegu poboczem, albo jakimś chodnikiem).
W ciemnych kurtkach i zdawali się nie rozumieć czemu na nich trąbie. Niby
koleina szeroka i mieli miejsce (minąłem ich prawym lusterkiem o parę cm), ale
przecież w każdej chwili mogło mi odbić samochód w bok, hamowanie nie miało
sensu, a ominąć ich bardziej byłoby ciężko, bo jak wyjechać z takich kolein?
No i ich widać prawie nie było, bo w ciemnych kurtkach… ludzie czasem nie
myślą… a potem krzyże przy drogach i płacz rodzin…
Pogoda nie służyła też mojej wycieraczce (jedna na przedniej szybie
genialny
wynalazek w Uno) – gumka się trochę przesunęła, potem
wygięła i miejscami zalepiła śniegiem. Będąc jakieś 500m od domu (10 minut
w korku) miałem widoczność tylko przez 2cm pasek przedniej szyby. Nie było
sensu nic tym zrobić, bo nie stanę na środku drogi, a po zjeździe na pobocze
już bym do ruchu się nie włączył (co jakiś czas mijałem takie zakopane
samochody na awaryjnych). Jakoś dojechałem do wjazdu na osiedle…
Na tym wjeździe (200m od domu?) zaczęła się zabawa. Kopny śnieg i samochód
nie bardzo chciał w tym jechać. Czyli: do przodu parę metrów, metr do tyłu,
rozpęd, do przodu, parę metrów do tyłu itd. W pewnym miejscu i to się nie
sprawdzało, to musiałem wysiąść (przy okazji poprawiłem wycieraczkę) i odgarnąć
trochę śniegu, a potem znowu to samo. W końcu podjechałem pod blok. Mieszkam na
drugim końcu tego bloku, ale tam już wjeżdżać nie chciałem – ta uliczka
(nieciekawa i latem) wyglądała wyjątkowo niezachęcająco, a pod żywopłotem było
trochę miejsca… i góra śniegu.
W akcie rozpaczy zadzwoniłem do żony. Stanęło na tym, że rzuciła mi
dupoślizg
(lepsze do kopania niż ręce i nogi) i klucze do garażu wujka.
Liczyliśmy na łopatę w garażu, jednak z odpowiednich narzędzi znalazłem tam
jedynie kawałek deski… Tym kawałkiem deski zaczynałem odśnieżać drogę przed
samochodem i upatrzone miejsce pod żywopłotem. Po jakimś czasie pojawiła się
żonka z Paskudą i kolejnymi narzędziami do zjeżdżania. Żonka pomogła mi
w odgarnianiu śniegu, takim dużym plastikowym talerzem
. W końcu
zaparkowałem pod tym żywopłotem. Jednak uznaliśmy, że zostało za mało miejsca
dla desperatów, którzy chcieli by wjechać dalej, albo wyjechać z garaży. Jednak
za którymś podejściem udało się ustawić samochód w miarę sensownie. Uff… ciężko było.
Potem chwilka zabawy z dzieckiem na górce (jak już wyszła na dwór, to niech ma coś z tego)
i można było wrócić do domku. Ostatecznie na obiad dotarłem właściwie w porze kolacyjnej.
Ale warto było, bo rybka była pyszna.
A jutro sylwester… jesteśmy zaproszeni na imprezę w Zabrzu… ciekawe jak
tam dojedziemy. Jeśli dalej będzie tak padać, to ciężko będzie wyjechać.
Jedyna nadzieja w desperatach, którzy będą chcieli ze swoich garaży wyjechać
– wtedy i wyjazd dla mojego autka przy okazji mi odśnieżą.
No i szkoda, że nie miałem ze sobą aparatu. Ciekawe ilustracje do wpisu
mógłbym wrzucić.
Buu, a u mnie nie chce padać na złość, tylko śnieg sprzed paru dni leży i to raptem do kostek chlip a ilustrację to możesz jakąś z okna strzelić jeśli masz tam jakiś parking, chociaż byśmy sobie ten śniego pooglądali 😉
PolubieniePolubienie
fakt Jacku, na Śląsku nie ciekawie jest… ja się też męczyłem na osiedlowym parkingu. jednakże grupa ochotników (defacto sąsiadów) pomogła i.. popchała samochód. Każdy tam grzązł. Ja sam wysiadłem (po udanym parkowaniu, uff) i pomogłem następnemu.
PolubieniePolubienie
Jeszcze dzisiaj dojdą ilustracje. 🙂
PolubieniePolubienie
Ja jestem z Katowic z centrum. Bylo nieciekawie, autobusy przegubowe czesto zakopywaly sie tak ze zajmowaly obydwa pasy i ani w jedna ani w druga strone – blokowaly cala ulice. Tragiczne moim zdaniem jest to ze teraz spokoj, ruchu duzego nie ma, a jakos nie widze zeby ten snieg byl sprzatany. Pare glownych ulic jest ok, ale generalnie mniejsze ulice (nie mowie uliczki) sa cale biale. Plugow, solniczek etc. jak na lekarstwo. Samochod dopiero dzisiaj odkopalem (sniegu bylo do szyby od ziemi) i wyjezdzilem sobie droge wyjazdu 🙂 … bo wlasciwie nie mialem gdzie dzisiaj jechac, tak mi go zal bylo pod tym sniegiem 😀 to go troszke rozgrzalem.
PolubieniePolubienie