Jak wiadomo, na każdy wyjazd człowiek musi czegoś zapomnieć. Czego ja
zapomniałem dowiedziałem się podczas porannej toalety. Najpierw, że nie
wziąłem dezodorantu (przed wyjściem z domu wyjąłem go jeszcze tylko na
z kosmetyczki i tak najwyraźniej został), potem, gdy już miałem
chwilkę
piankę na twarzy, że brakuje też maszynki do golenia. W recepcji dowiedziałem
się gdzie jest sklep i kupiłem brakujące artykuły (takie jakie akurat były w
tym wiejskim sklepiku). Nie, bez pianki na twarzy ;-)
Zdążyłem dotrzeć na śniadanie w miarę na czas, kolega z pokoju się
trochę spóźnił
, bo wcześniej wyszedł na spacer i trochę za daleko w las
poszedł. Przy śniadaniu zaraz obgadano moją koszulkę z pingwinem — szef
był w podobnej, tyle, że z logo Microsoft Windows.
Po śniadaniu wsadzono nas do autobusu i pojechaliśmy na wycieczkę.
Najpierw godzina jazdy do ruin zamku ogrodzieńskiego na Podzamczu. Tam
zwiedzanie zamku, potem pół godziny autobusem na Pustynię, Błędowską
oczywiście. Później kolejne dwie ruiny zamków, jeden w odbudowie, jakiś
klasztor i pustelnia (ale mi to atrakcja). Do hotelu na obiad dotarliśmy po
17-tej (według wcześniejszego planu miało być o 14-tej). Wszyscy mieli dosyć,
a podobno jutro czekają nas podobne atrakcje… Zresztą, jedną z dzisiejszych
atrakcji był przewodnik. Straszny gaduła, a gdy odjeżdżaliśmy z Pustyni, to
jeszcze nam w autobusie śpiewał — Hej sokoły
.
Obiadu też nie podali nam od razu, a jak już podawali to powoli, chyba
brali nas na przetrzymanie. W tym czasie na dole zaczynało się jakieś wesele.
Weselnicy chyba nawet zjedli nam lody, bo miały być po obiedzie, a nie było.
Na terenie hotelu upchnięto dzisiaj trzy imprezy. Jedno wesele, chyba większe
niż możliwości hotelu, bo tańce odbywały się także w pomieszczeniu przed
recepcją, a stoły z żarciem stały nawet na korytarzach. Poza weselem dwie
grupy przy ogniskach (w tym nasza). Ognisko full-wypas
z żarciem,
piciem i DJem. Taki DJ to potrafi człowieka do ogniska zniechęcić… ciągle
tylko jakiś polski hip-hop itp. badziewie. Poza tym cały czas czułem, że nie
całkiem tam pasuję, bo wszyscy się raczej w parach zintegrowali. Więc zjadłem
co było dobrego (mam nadzieję, że bigosu tym razem ciężko nie odchoruję) i
zacząłem się włóczyć po okolicy. Raz mnie z lasu wyciągnęło hasło
zapraszamy na karkówkę
, potem obszedłem tutejszy staw — Amerikan.
Fajnie się tak chodzi nocą po lesie.
W końcu łażenia miałem dość, a przy tym ognisku wysiedzieć nie byłem w
stanie (z wyżej opisanych powodów). Więc wróciłem sobie do pokoiku, włączyłem
laptopa, komórkę z GPRS i koncert 1.2.3… w TV do zagłuszania dźwięków zza
okna. No i tak sobie Jabberuję i Joggeruję — zintegrowałem się z firmą,
że hej! ;-)
Ale może jeszcze na to ognisko zajrzę…
Trochę mi to nie pasuje, bo zamek jest Ogrodzieniec a Podzamcze to jak sama nazwa wskazuje – mieścina służebna wobec zamku 😉
Nota bene jeden z moich ulubionych zamków w Polsce i jeden z największych w Europie (chodzi o obszar zajęty przez umocnienia, sama budowla nie jest strasznie wielka).
Ogólnie znam okolice Jury – jedne z moich ulubionych 😉
PolubieniePolubienie
"Przy śniadaniu zaraz obgadano moją koszulkę z pingwinem — szef był w podobnej, tyle, że z logo Microsoft Windows." – ROTFL
Przyjechałem Mercedesem – szef był w podobnym samochodzie, tyle, że była to Syrenka.
PolubieniePolubienie
Gosh, gdyby mi DJ "przygrywał" do ogniska to chyba bym wyciągnął jakie płonące polano i go tym dźgnął 😉
PolubieniePolubienie
nbw: cały numer polega na tym, że i fachowcy się sprzeczają która nazwa jest właściwa, a podałem tu tę mniej banalną, a zarazem tę której używał nasz przewodnik.
PolubieniePolubienie
ajot: raczej przyjechałem różowym Mini, a szef w podobnym, tyle że w kwiatki 😉
PolubieniePolubienie
Zgadzam się -włóczenie się po lasach to fajna sprawa chociaż generalnie wolę w dzień…też miałam okazję być na Jurze i porowerkować i znowu nawiozłam piasku do domu- chyba sobie zrobię piaskownicę tym razem:)na Pustynię niestety nie udało mi sie dotrzeć bo by była Piaskownica ze hej!
PolubieniePolubienie