Wakacji ciąg dalszy

W środę wieczorem przyszła burza. Grzmieć do rana przestało, ale wczoraj
padało cały dzień. Może grzybki wreszcie wyjdą… ale pewnie nie — w
zeszłym roku prawie całe trzy tygodnie gdy tu byliśmy padało, a grzybów nie
było. Zobaczymy.

W czwartek rano miałem jechać autobusem do Dziwnowa po Sportowe
zezwolenie połowowe dla osoby fizycznej
, a po naszemu pozwolenie na
wędkowanie w morzu. W zeszłym roku załatwiało się to normalnie (tak jak się to
na całym cywilizowanym świecie robi) w sklepie wędkarskim, ale zmienił się
minister i znowu trzeba w tej sprawie jeździć do urzędu. Tak się składa, że
odpowiedni urząd jest zwykle daleko i otwarty tylko parę godzin w tygodniu
(ten w Dziwnowie na szczęście częściej). Teść się nade mną zlitował i zawiózł
mnie tam samochodem. Papierek kosztował mnie śmieszne pieniądze: 16zł (11zł
zezwolenie na miesiąc, 5zł jego wydanie, czy jakoś tak) — dojazd autobusemtam i spowrotem napewno kosztowałby mnie więcej. Jednak zauważyłem pewną
zmianę na plus. Pani w Inspektoracie miała o wiele mniej papierków do
wypisywania i załatwienie sprawy trwało szybciej niż to kiedyś bywało.

W drodze powrotnej wstąpiłem jeszcze do sklepu wędkarskiego aby się
zaopatrzyć w sprzęt i robaki. Kupiłem, między innymi, morski ciężarek gruntowy
(wcześniej nigdzie takiego nie widziałem). Wieczorem wybrałem się na plażę
łowić. Jak zwykle ludzie patrzyli na mnie conajmniej ze zdziwieniem, ale
znalazł się też jeden wędkarz, który też łowił na tej plaży, podobno tego
samego dnia, tyle że wcześniej. Czyli w tym roku nie jestem tutaj jedynym
takim wariatem :-). Nowy ciężarek okazał się znakomity, nie ma
porównania do starych ciężarków, które po kilkunastu minutach wylatywały na
plażę. Nowy, dzięki ramionom którymi się zakotwiczał w dnie, utrzymywał zestaw
tam gdzie rzuciłem, tylko że trzeba było się naszarpać, żeby potem go
wyciągnąć. Gorzej sprawował się mój stary, ruski sprzęt (jednorazowy),
na wędce przelotki latały luzem, a w kołowrotku po drugim wyciągnięciu zestawu
zaczęła nawalać blokada wsteczna. Może zmusiło mnie raz do przeprowadzki
parę metrów, bo się plaża coraz węższa robiła, a na końcu tradycyjnie zgubiłem
zestaw z nowym super-ciężarkiem — najprawdopodobniej nie zauważyłem, że
się żyłka zaplątała o przelotkę i przy kolejnym rzucie się urwała. Oczywiście
nic tym razem nie złapałem.

Dzisiaj wędkowanie sobie odpuściłem, bo morze było wzburzone i nawet mój
nowy ciężarek by nie pomógł (gdybym go jeszcze miał). Byłem za to w lesie
i przyniosłem trzy kurki. Widziałem jeszcze ze trzy, duże, ale bardzo zjedzone
przez ślimaki (krążą tu takie czarne olbrzymy bez skorupek). Wieczorem na
ośrodku było ognisko, a przy ognisku chór. Chór śpiewał ładnie, ale niestety
głównie jakieś smętne patriotyczne pieśni. Krysia prawie każdą piosenkę
nagradzała oklaskami i okrzykami Brawo!!!. Po występie chóru trzeba
było się zbierać kąpać i usypiać dziecko. Jeszcze tam na chwilkę zajrzałem,
gdy usłyszałem, że grają na gitarze. No tak, jak się patrzy jak ktoś gra, to
to jest takie proste…

2 uwagi do wpisu “Wakacji ciąg dalszy

Co o tym sądzisz?