Moja zabawa w piekarza

Zostałem wywołany do tablicy to w końcu może napiszę o swoim pieczeniu, bo już i tak zabieram się do tego od paru tygodni…

Zaczęło się od tego, że pozazdrościłem kolegom, którzy na blipie czy facebooku wspominali o upieczonych przez siebie chlebkach. Czemu ja nie miałbym spróbować. Pewnego dnia w sklepie „rzuciły się na mnie” mieszanki do pieczenia chleba. Wśród mieszanek wybrałem Chleb Sądecki. Do tego opakowanie drożdży i mogłem próbować…

Przygotowanie tego chlebka sprowadzało się do wymieszania składników (połowa mieszanki z paczki, drożdże, woda) mikserem, odstawienia na chwilę, wymieszania jeszcze raz, wsadzenia do foremki, odstawienia do wyrośnięcia i wstawienia do pieca. Spodziewałem się gorszej roboty. Chlebek wyszedł bardzo dobry, tylko skórka z góry twarda, blada i gruba (to ostatnie zapewne efekt usilnych prób przypieczenia jej).

Tydzień później zużyłem drugą połowę mieszanki. Tym razem mieszałem łyżką, bo Krzyś spał. O dziwo szło lepiej niż tym mikserem (który był poprzednim razem blisko spalenia się – raczej nie nadaje się do wyrabiania ciasta). Ciasto zrobiłem trochę luźniejsze, piekłem krócej. Skórka dalej była blada, ale już nie taka gruba i twarda. Chlebek wypadł więc odrobinę lepiej.

Kolejnej mieszanki już nie kupowałem. Takie pieczenie z gotowca to łatwizna… coś dla mięczaków, a ja w końcu hardcorem jestem. ;-) Poczytałem trochę o pieczeniu na zakwasie i postanowiłem wyhodować własny zakwas, według podobno sprawdzonego, wesołego przepisu

Nie chcąc kupować specjalnie kilograma razowej mąki żytniej (nie planowałem razowca, więc kupiłem jaśniejszą mąkę na chleb) zacząłem od zmieszania mąki typu 720 z „mąką na żurek”. Dodałem wody i w specjalnie do tego celu kupionym śmiesznym naczyniu odstawiłem w ciepłe miejsce (w kuchni mamy zimno, a w „salonie/sypialni” nie chciałem nowych aromatów):

Komputerowe wspomaganie domowej piekarni ;)

Zaczęło się dobrze, już następnego dnia (wtorek) mój Pan Zakwas był pięknie wyrośnięty, ale na karmienie miał jeszcze trochę poczekać. Następnego dnia zabrałem się za dokarmianie, przy okazji powąchałem. Odrzucało nawet mój niepełnosprawny nos, ale dużo naczytałem się o „specyficznym” czy „niekoniecznie przyjemnym” zapachu czy wręcz smrodzie zakwasu, więc się nie przejąłem tylko dodałem mąki i wody. Żona stwierdziła, że śmierdzi to rzygami, w ogóle potwornie i że na pewno tak nie powinno być. Ale eksmisji nie zarządziła, więc postępowałem dalej według przepisu.

Po tym środowym karmieniu Pan Zakwas już nie urósł za bardzo, ale też podobno nie zawsze widać jak rośnie. W czwartek nakarmiłem ostatni raz (smród w mieszkaniu podobno ledwo do wytrzymania), a w piątek wsadziłem do lodówki (na pieczenie czas dopiero w sobotę). Wyjęty z lodówki jak dla mnie (przypominam: niepełnosprawny nos) już właściwie nie śmierdział. No i w końcu wszystko było prawie według przepisu. Zabrałem się za pieczenie…

Ciasto na „Chleb Codzienny” wyrabiałem ręcznie, temu mikser na pewno nie dał by rady, a i łyżką byłoby ciężko. Wyszło coś w rodzaju ciasta pierogowego, „bardzo aromatycznego”. Ika była już naprawdę blisko wyrzucenia mnie z domu…

Odstawiłem ciasto do odpoczęcia, nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia, wyrobiłem ponownie, odłożyłem do wyrośnięcia… Po tych trzech godzinach (aromaty cały czas rozchodziły się po mieszkaniu) wyglądało prawie tak samo jak gdy je odstawiałem, jedynie trochę obeschnięte z wierzchu. Klucha… Tu się poddałem, zrozumiałem, że nie ma żadnego sensu próbować to upiec. Zawinąłem w szczelny worek, wyrzuciłem do śmieci, a resztkę zakwasu (aka Baby Zakwas) wylałem do zlewu. Ika odetchnęła z ulgą (chociaż jeszcze ciężko było oddychać)…

Ale ja się nie poddałem!
c. d. n.

12 uwag do wpisu “Moja zabawa w piekarza

  1. Fakt, że piszesz to akurat teraz, to przypadek z gatunku tych niewytłumaczalnych. Na dniach miałem właśnie rozpocząć risercz i próbować własnych sił w samodzielnym pieczeniu… Z tym, że mam nad Tobą przewagę w postaci kolegi, który się zna 🙂

    … na piwo mam za małe mieszkanie.

    Polubienie

  2. Nie dziwi nic. Z tego co widzę, robiłeś zakwas w szczelnie zamkniętym naczyniu. Nie mógł się udać…
    Pomijam szczegół, że trzy godziny rośnięcia to dla chleba na zakwasie raczej mało. Choć pierwsze ‚ruchy’ powinny już być widoczne…

    Polubienie

  3. @Sławek: sugerowałem się podlinkowanym przepisem. Tam było, żeby słoik zamknąć folią spożywczą. I nie, nie było szczelnie zamknięte, wieczko było uchylone i była szczelina. Prawdopodobnie jednak zbyt mała. Albo jednak trochę za ciepło było na serwerku.
    A 3h jak najbardziej starcza na wyrośnięcie, przynajmniej w tej temperaturze w której teraz to ćwiczę. Więcej w kolejnych odcinkach.

    Polubienie

  4. @Sławek: tyle było w przepisie (3-4h albo do podwojenia objętości). Temperaturę mam tam około 35 stopni, a zakwas rzeczywiście aktywny (czuję jak mi ciasto rośnie podczas wyrastania) 😉

    Polubienie

  5. Właśnie przeczytałem. Mój zakwas nie jest taki młody, wyszumiał się już i tak nie dziczeje. No i temperaturę mam sporo niższą.
    Ale prawdę mówiąc, to nawet tak wolę. Mogę zostawić chleb do wyrastania na całą noc (lub dniówkę) i mieć uzasadnioną nadzieję że nie wykipi… całkowicie… 🙂

    Polubienie

  6. Algorytm z obsługą wyjątków, dla potomności:

    ==== cut here ===
    Bread bread;
    Bowl b=new Bowl();
    try{
    b.add(new {…/składniki jakie kto potrzebuje/};
    bread=new Bread(b.mix());
    bread.knead();
    Thread.sleep(Bread.growtime);
    bread->bake();
    }catch(Bread.ZakwasNotGrowingException){
    bread.add(new Sugar());
    bread.knead();
    Thread.sleep(Bread.growtime);
    bread.bake();
    }catch(Ciasto.ZakwasAndSugarNotGrowException){
    bread.add(new Drożdże());
    bread.add(new Water());
    bread.knead();
    Thread.sleep(Bread.growtime);
    bread->bake();
    }catch(Bread.DeadDrożdżeException){
    bread.add(new BakingSoda());
    bread.knead();
    Thread.sleep(Bread.growtime);
    bread->bake();
    }finally{
    User.eat(bread);
    }
    ==== cut here ===

    Ewentualnie w bloku try{} można dodać kminek, orzechy, pestki, otręby i inne takie. Ciasto wyrabiać ręcznie.
    Ja zakwas hodowałem na mące żytniej i z żytnią (mąką oczywiście) go mieszałem. Potem, aby dostał właściwej konsystencji używałem już tylko mąki pszennej i wody. Nie można go za długo wyrabiać, jeśli użyjemy drożdży. Jeśli drożdże nie wystartują, to dodać proszku do pieczenia i upiec od razu.

    Blachy nie smarować tluszczem, do piekarnika wstawić naczynie z wodą, wierzch bochenka posmarować jajem, ewentualnie naciąć.
    Dotychczasowy efekt – chrupiący, blady, pulchny. No i: MAŁO!
    Wspaniale się je z oliwą z ziołami.

    Polubienie

  7. Zakwas grzejący się na desktopowym Dellu wymiata 😀 Czekam na kontynuację historii. Natomiast czytając resztę komentarzy (pozdrowienia dla Sławka oraz mt3o) zaczynam myśleć nad tym, aby w wolnej chwili spróbować samodzielnego pieczenia chleba 🙂

    Polubienie

  8. My też pieczemy. Głównie na zakwasie, co jakiś czas do domu przywiozę zgrzewkę mąki 😉

    A od pewnego czasu w maszynie do pieczenia chleba – co jest w niej najlepszego? Wyrabianie ciasta 😉 Zamiast samemu kręcić łychą, można pójść na kawę…

    Polubienie

Co o tym sądzisz?