Przeprowadzka

Od miesięcy moje życie kręci się właściwie wokół jednego tematu, a tu właściwie nie było o tym notki. Doszły mnie nawet sygnały, że część stałych czytelników nic nie wiedziała… W takim razie, chyba czas coś napisać…

Zaczęło się od informacji, która zaskoczyła nas w kwietniu. Stało się jasne, że w naszym dotychczasowym mieszkanku może się zrobić trochę za ciasno. Wkrótce zaczęliśmy więc rozglądać się za czymś większym.

Pierwsze co oglądaliśmy i nam się spodobało to było ćwierć domku z ogródkiem, w wyjątkowo ładnej części Gliwic. Już gotowi byliśmy kupić, ale jak poznaliśmy warunki kredytu (w tej samej agencji, która znalazła nam mieszkanie), to się załamaliśmy. Nie było nas na to stać.

Iwonka jednak się nie poddawała, rozglądała się za innymi, nieco tańszymi mieszkaniami, a także obejrzała oferty innych banków. Okazało się że tamci pośrednicy chyba nam nie chcieli sprzedać mieszkania, bo na pewno znalazło by się lepszy kredyt. A teraz znaleźliśmy i lepsze mieszkanko. Na sprawdzonym osiedlu, dwa bloki dalej on naszego poprzedniego mieszkania. Niestety też na trzecim piętrze (nawet ten sam numer mieszkania), ale za to ma jeden pokój więcej (w sumie 54,9 m², czyli wciąż niewielkie) i balkon (chyba nawet nie pół metra szerokości, ale to i tak więcej niż tylko barierka za oknem, jak w poprzednim).

Mieszkanie właściwie świeżo po remoncie. „Nic tylko się wprowadzać”. No, może jeden pokój, ciemnoczerwoną sypialnię, trzeba by przemalować…

Gotówki na to oczywiście nie mieliśmy. Po podpisaniu umowy przedwstępnej złożyliśmy więc wnioski o kredyt w trzech bankach. W jednym na ponad 100% inwestycji, na najlepszych warunkach. W drugim, najpewniejszym, na niecałą kwotę. I „awaryjnie”, w trzecim na 100%. Ten, na który liczyliśmy dał ciała. Drugi decyzję wydał wręcz natychmiastowo, ale finansowo byłoby ciężko. W ostatniej chwili dał radę trzeci (taki na który wyjątkowo wieszają psy w Internecie) i trzeciego lipca (ledwie parę dni po terminie ustalonym w umowie przedwstępnej) oficjalnie staliśmy się właścicielami drugiego mieszkania. :-)

Szybko uznaliśmy, że pomalować warto byłoby jednak całość. W „salonie” podłoga (podobno „panele”) była zniszczona, trzeba by wymienić. No i nie podobało nam się połączenie kuchni z „salonem”. Szczególnie, że „salon” miałby nam służyć i za sypialnię. Trzeba było też przerobić nieco kuchnię, żeby wstawić zmywarkę (poprzedni właściciel nie przewidział na nią miejsca). Ale najpierw trzeba było pojechać na jakieś wczasy. Urlop też nam się należał.

W lipcu więc z mieszkankiem nie załatwiliśmy wiele poza formalnościami. Potem zaczął się ten „mały remoncik”. W kuchni okazało się, że poza miejscem między szafkami, trzeba przygotować instalację. Odpływ ze zlewu był za wysoko i żadnego sensownego syfonu bym tam nie wstawił. To skułem kafelki pod zlewem i pobawiłem się w hydraulika.

Instalacja elektryczna w mieszkaniu piękna, nowa. Kable wymienione, więc już instalacja trzy-żyłowa na miedzi… ale tablica licznikowo-bezpiecznikowa stara, poprzepalana i w ogóle do kitu. Pobawiłem się więc i w elektryka.

Podłoga. Już mieliśmy kupować nowe panele, już umówiliśmy się ze sprzedawcą i tylko poszliśmy do mieszkania dokładnie pomierzyć… i okazało się, że to nie panele, a „deska barlinecka”. Tego nie warto było wymieniać, trzeba było znaleźć cykliniarza. A resztę fachowców zamówić na później… Cykliniarzowi trochę się robota przeciągała miejscami, ale w nieco ponad tydzień dał radę. Malarze weszli tydzień po nim i tydzień robili swoje. Stolarz (od dziury na zmywarkę, obudów kaloryfera, szafki w łazience i przejścia między „salonem” i kuchnią) zaczął jeszcze przed cykliniarzem, ale ciągle coś musiał dorobić, na coś czekał, czegoś zapomniał, albo musiał czekać aż inna ekipa pójdzie. Z nim bujaliśmy się najdłużej… robił ślicznie, ale we wrześniu, gdy skończył co zdążyliśmy u niego zamówić, byliśmy szczęśliwi, że więcej go oglądać nie musimy.

Po remoncie (i nie tylko) trzeba było posprzątać. Żona w ciąży, to ja szorowałem podłogi i okna. Z dwa tygodnie mi to chyba zajęło. Robotę chwilami urozmaicałem sobie czymś przyjemniejszym, jak np. przygotowywanie kabelków.

Oprócz tej całej roboty potrzebne były też zakupy. Nowe łóżko, jakaś meblościanka pod RTV, pralka (ta ze starego mieszkania tutaj w łazience by się nie zmieściła), lodówka i ileś dupereli (karnisze, lustro do łazienki itp.).

Tego wszystkiego nie dało rady kupić na raz (nie zarabiamy tyle, a tu jeszcze kredyt i remont), to też oddalało czas przeprowadzki. Trzy tygodnie temu mieszkanie już było właściwie gotowe, my niekoniecznie. Uznałem, że dużo lepiej nie będzie (za miesiąc Ika może urodzić) i trzeba się przeprowadzić. Zamówiliśmy tragarzy, a i ja zacząłem powoli co nieco tam zanosić.

Mieszkanie wyglądało wtedy tak:

Nowe mieszkanie: od wejścia

Nowe mieszkanie: w salonie/sypialni

Nowe mieszkanie: w salonie/sypialni

Nowe mieszkanie: pokój „dzidziusiowy”
Nowe mieszkanie: łazienka

Nowe mieszkanie: wejście do pokoju Krysi

Nowe mieszkanie: pokój Krysi

Dwa tygodnie temu się w końcu przeprowadziliśmy. Fajnie się tu mieszka. Niestety trudno przeprowadzkę uznać za zakończoną. Wciąż mamy tu ileś nierozpakowanych pudeł, a w starym mieszkaniu zostało jeszcze więcej rzeczy. Trudno sobie wyobrazić, że tu się ze wszystkim zmieścimy. A przecież przeprowadzamy się do większego mieszkania, a sporo zdążyliśmy wyrzucić. No cóż, będziemy jeszcze się parę tygodni przeprowadzać. Oby nie miesięcy, bo trzeba tamto mieszkanie opróżnić i ogarnąć, żeby można je było komuś wynająć. Przydadzą się przecież pieniądze, na raty kredytu i na opiekunkę dla dziecka…

7 uwag do wpisu “Przeprowadzka

  1. tia przeprowadzki.. ja po 3 miesiącach wciąż mam nierozpakowane 3 kartony 😉 W naszym przypadku było na mniejsze, ale rozwód z rodzicami. Oczywiście najwięcej było wynoszenia właśnie na śmietnik.

    Polubienie

  2. Takie pier*ie.. 🙂

    Jestem na nowym miejscu od stycznia, zdążyłem wyremontować 2 pokoje, łazienkę i teraz kończymy dopiero kuchnię. Bez kredytów, więc trwa to już tyle czasu. A jeszcze 2 pokoje do zrobienia łącznie z wylewkami (na razie zawalone gratami z poprzedniego lokum).

    Przeprowadzka może trwać latami 😉

    Polubienie

  3. gratulacje nowego lokum i szczerze współczuję zabawy przeprowadzkowej. Ileś lat mieszkałem na osiedlu studenckim i każdego czerwca i września musiałem się przeprowadzić z całym dobytkiem (komp lodówka, ciuchy, dziesiątki kartonów etc) skala przeprowadzki w chwili posiadania własnego mieszkania jest o niebo większa więc fajnie że macie to już w znacznej części za sobą 🙂

    Polubienie

  4. Macie kuchnię w szafie?;)
    Na miniaturkach ta osłona na grzejnik wyglądała jak ciąg szafek. Po stronie kuchni za kratką jest pusta przestrzeń – można by zrobić tam właśnie szafkę na jakieś graty.
    No i gratuluję zakupu, wygląda ładnie:). Zwłaszcza pokój z „balkonem” i te podwójne drzwi. Miałem takie same w pokoju i były super – wszędzie jest mnóstwo światła, a latem masz po prostu otwartą przestrzeń. U mnie był widok na ogródki, a nie blok, ale takie okna są świetne.

    Polubienie

Co o tym sądzisz?