Przeprowadzka

W budynku, w którym dotychczas miałem biuro, kiepsko grzali (podobno z dwóch został jeden sprawny kocioł). Czasem, gdy przychodziłem do pracy, termometr na biurku wskazywał około 15°C. Za mało, żeby dało się pracować przy komputerze. Na tę okazję miałem już przygotowany grzejnik. Ale nie tylko ja. Do tego instalacja elektryczna w tym budynku jest chyba w gorszym stanie niż grzewcza… Tak więc, w taki chłodny dzień, około południa wysiadał prąd. UPSa oczywiście też już zdążyłem sobie sprawić, ale niewiele to dawało — UPS starczał na jakieś 40 minut, a zasilanie często wracało dopiero następnego dnia…

Pod koniec grudnia, przy chyba siódmej podobnej awarii, uznałem że dosyć tego i na początku stycznia zacząłem się rozglądać za nowym biurem. Wolne lokale, nieco większe od starego biura, znalazły się w budynku laboratoryjnym pobliskiego Instytutu. Gdy upewniłem się, że mnie na to stać (w końcu więcej tych metrów kwadratowych, a cena za metr minimalnie mniejsza) i że będę tam miał Internet, zdecydowałem się obejrzeć co mają do zaoferowania. Pierwszy pokazany mi pokój był jeszcze bardziej obskurny niż stare biuro. Co najmniej malowanie by się tam przydało. Jednak kolejne pomieszczenia wyglądały coraz lepiej. Aż trafiłem do pokoju 515. Na ścianach ładna tapeta, na podłodze całkiem dobra wykładzina. Jedna ściana zabudowana szafkami. I jeszcze pokój przedzielony ścianką, dzięki czemu mam tam jeszcze taki przedsionek (tato się śmiał potem, że to poczekalnia dla tych tłumów klientów). No po prostu full-wypas i wciąż finansowo w moim zasięgu.

Mógłbym się od razu wprowadzać, ale Instytut to firma państwowa i musi być przetarg. Chętnych więcej nie ma, więc wystarczyło zaoferować cenę wywoławczą, żeby być pewnym wygranej, jednak na rozstrzygnięcie trzeba było poczekać do dwudziestego. Zdecydowałem się i złożyłem kopertę z ofertą.

Pozostał jeszcze jeden problem: umowa najmu na stare biuro przewidywała trzymiesięczny okres wypowiedzenia. Miałem zamiar wynieść się od razu, a płacić za trzy miesiące gdy mnie tam nie będzie nie chciałem. Żeby nie było zbyt prosto, to budynkiem zarządza syndyk, z którym podobno ciężko się skontaktować, a czasu do końca miesiąca niewiele. Skonsultowałem się z pewnym prawnikiem, a ten poradził, żeby wysłać do syndyka pismo z prośbą o rozwiązanie umowy za porozumieniem stron i jeszcze dodać, że brak odpowiedzi w ustalonym terminie (10 dni) uznam za odpowiedź pozytywną. Tak też zrobiłem. W piśmie napisałem też co mi nie pasowało, więc właściwie to było jak reklamacja. Żadna pisemna odpowiedź nie przyszła do dzisiaj.

W końcu nadszedł dwudziesty stycznia. Dwudziestego pierwszego zadzwoniłem do Instytutu z pytaniem jak tam mój przetarg… nijak – przewodnicząca komisji chora, rozstrzygnięcie będzie dnia następnego, sekretarka się ze mną skontaktuje, „ale innych ofert nie było, więc ma Pan to biuro”.

Następnego dnia, w czwartek, nikt się nie skontaktował. Zadzwoniłem w piątek i dowiedziałem się, że komisja dalej chora, ale jak chcę, to mogę się wprowadzać. Poszedłem tam, pogadałem z komendantem straży, odebrałem klucz i obejrzałem sobie biuro raz jeszcze. Następnie poszedłem do starego biura i zacząłem się pakować. Na poniedziałek po południu zamówiłem sobie transport. Trochę popakowałem w weekend, a resztę w poniedziałek.

Żeby było śmieszniej, to tydzień wcześniej się pochorowałem, w poprzedni poniedziałek miałem 39°C stopni gorączki, a plany przeprowadzki niespecjalnie się podobały mojemu lekarzowi. Ten tydzień przeleżałem w łóżku, ale do końca wyleczyć się nie zdążyłem. Mimo to miałem zamiar do końca miesiąca przeprowadzkę dokończyć.

Gdzieś w tym czasie (nie pamiętam, czy piątek, czy poniedziałek), ku mojemu zaskoczeniu, zadzwonił syndyk. Powiedział, że pismo dotarło, ale nie byli w stanie odpowiedzieć o czasie, bo dotarło po dwunastu daniach (polecony priorytet). Powiedział, że na taki tryb rozwiązania umowy się zgadzają, wyślą pisemną odpowiedź (wciąż jeszcze nie dotarła), a ja po prostu mam zdać pokój przed końcem miesiąca.

W poniedziałek gdy już wszystko spakowałem pozostało mi poczekać na transport. Kierowca i tato (dzięki!) pomogli mi przenieść najcięższe rzeczy (przede wszystkim biurka i UPS), ja ponosiłem te mniejsze. W starym biurze zostawiłem wciąż podłączone komputery (żebym mógł pracować z domu dopóki nie będę miał netu w nowej lokalizacji) i parę pudeł.

Przez kolejne dni do południa zajmowałem się dzieckiem (nie dość, ze ja chory i Krysia chora, do dziadkowie też i musiała zostać w domu), a potem sprzątaniem i rozpakowywaniem w nowym biurze. W czwartek Krysia poszła już do przedszkola, to mogłem już od rana się urządzać w nowym biurze. Przez ten tydzień więc umyłem okno (okazało się strasznie brudne) i szafki (masakra: pół centymetrowa warstwa kurzu i gruzu), rozpakowałem rzeczy, przyniosłem resztę ze starego biura, porobiłem zakupy (nowe pieczątki, jakieś kabelki, zaciskarkę) itp. Bardzo męczący był to tydzień.

Najbardziej czekałem aż będę miał tam Internet. W końcu w piątek, po szesnastej dotarli do mnie tamtejsi informatycy i udało się to uruchomić. Łącze bardzo fajne, ale niestety wylądowałem za korporacyjnym firewallem Instytutu. Co prawda, administrator otworzył wszystkie porty o które prosiłem, ale zamiast oczekiwanych trzech publicznych adresów IP dostałem tylko jeden, a sam firewall pewnie sprawi jeszcze jakieś problemy.

Właściwie mogę już pracować w nowym biurze. Zostało mi jeszcze połazić po urzędach, uaktualnić moje dane w banku i u operatora telefonii komórkowej no i dostać wreszcie tę umowę najmu, szczególnie, że bez tego w Urzędzie Skarbowym nowego adresu nie przyjmą. A potem może wreszcie wrócę do poprzedniego tempa, trochę odpocznę i wykuruję się do końca.

A oto fotki nowego lokum:

Biurowiec, widok od ul. Sobieskiego
W nowym biurze

16 uwag do wpisu “Przeprowadzka

  1. thot22003: Normy mówią wyraźnie, że temperatura w pomieszczeniach biurowych powinna wynosić około 20 stopni i nie może być mniejsza niż 18. Więc, jak mi ręce marzły na klawiaturze, gdy było mniej, to jestem normalny 🙂
    W nowym biurze na początku miałem mniej, bo kaloryfer musieli dopiero naprawić, a jeszcze okno myłem i to mi nie przeszkadzało wręcz przeciwnie (chociaż pewnie cudem uniknąłem zapalenia płuc ;)). Ale to była praca fizyczna, a nie siedzenie przy kompie.

    Polubienie

  2. thot22003: Jakbyś tam miała jakiś pracowników, to tak. Poniżej 15 stopniu to już chyba obowiązkowo, ale gdy regularnie byłoby mniej niż 18 to by wystarczyło, żeby mogli na Ciebie PIP nasłać. Ale sama dla siebie to możesz i na mrozie pracować 🙂

    Polubienie

  3. maoam: A czemu nie? Ja w biurze sam siedzę, więc mam tam np. karimatkę do ćwiczeń, a do gimnastyki spodnie zdejmuję (ciężko się ćwiczy w dżinsach z pełnymi kieszeniami i grubym paskiem)… cóż więc niewłaściwego byłoby w siedzeniu pod kocykiem? 😉

    Polubienie

  4. jeśli chodzi o umowę to nie szybko bym sie jej spodziewał:-) sam pracuję w urzedzie i wiem że paradoksalnie w urzędzie biurokracja jest najwolniejsza, u mnie normą jest otrzymanie umowy [w tym przypadku o pracę] 2 tyg po zakończeniu poprzedniej!;)
    hmm, czemu textile przekreśla tekst między dwoma uśmieszkami ‘;-)’?

    Polubienie

  5. maniel: to nie urząd, raczej „instytucja naukowa”

    A dwa minusiki w textile oznaczają przekreślenie i najwyraźniej parserowi wszystko jedno, czy minusiki są elementem emotikonki. Taki znany felerek Joggera, do którego ja zdążyłem się przyzwyczaić 😉

    Polubienie

Co o tym sądzisz?