Z pamiętnika kuracjusza – kolejne zabiegi

Od ostatniego wpisu na ten temat doszły mi kolejne trzy zabiegi. W poniedziałek magnetoterapia,
a w środę masaż suchy i masaż podwodny.

Magnetoterapia

Zabiegi z polem magnetycznym miałem już dwa razy w Gliwicach. Raz
wyglądało to tak, że dostawałem takie coś na brzuch i pod plecy.
Za drugim razem była to taka obręcz (cylinder pusty w środku) wokół łóżka,
umocowana na suwakach. Ja się kładłem, a pani nasuwała tę obręcz tak, żeby
obejmowała chorą część mojego kręgosłupa.

Tutaj najwyraźniej są dwie opcje. Pierwsza to koło, czyli podobna
obręcz, ale nie wokół łóżka i na suwakach, ale stojąca na łóżku. Trzeba się
jakoś w nią wgramolić. Ja, przynajmniej na razie, miałem zabiegi właśnie
w takich kołach. Jest jednak też druga opcja promiennik. Takie
coś umocowane na stojaku obok łóżka. Niektórzy to wolą. W sumie nie dziwne,
odpadają niewygody koła.

Masaż suchy

Masaż suchy to klasyczny masaż, w moim przypadku pleców. Nigdy wcześniej
nie miałem żadnego profesjonalnego masażu, to nie wiedziałem czego się
spodziewać. Przyszła pani, kazała się rozebrać do połowy i położyć na łóżku.
A potem masowała… uczucie, jakby bardzo precyzyjna maszyna obrabiała mi
plecy. Palce masażystki precyzyjnie, ale i silnie uciskały każdy fragment, od
ramion i szyję prawie po miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę…

Po innych zabiegach mam problem ze wstaniem z łóżka… a po masażu,
czułem, że mogę po prostu zeskoczyć. Zerwanie się na nogi, jak za dawnych,
zdrowych czasów, po tym zabiegu było znowu możliwe. :-) Ale
zdziwiłem się trochę, gdy stwierdziłem, że zabieg trwał ledwo pięć minut,
wydawało mi się, że dłużej.

Dzisiaj, na drugim masażu, trafiłem na faceta. Strasznie rozmownego (a
rozmowa ze mną to raczej ciężka rzecz). Także tym razem byłem gotów zeskoczyć
z łóżka.

Masaż podwodny

Na karcie zabiegowej mam przez lekarza wpisany masaż podwodny
automatyczny
, w planie jest masaż podwodny, a z różnych
materiałów na ścianach i tabliczek na drzwiach gabinetu wynikało, że to nie to
samo. Obawiałem się, że ktoś coś znowu pomieszał. Nawet próbowałem ustalić to
z panią doktor, ale ta stwierdziła, że wszystko jedno. Z pewną obawą udałem
się na pierwszy zabieg…

Okazało się, że w gabinecie 22 czekał na mnie masaż automatyczny. Pani
kazała mi się rozebrać i wejść do wanny. A potem włączyła bąbelki.
Niezupełnie to były bąbelki, bo raczej to były silne strumienie wody. Najpierw
na podeszwy stóp, potem po nogach, rękach, do ramion i potem wzdłuż
kręgosłupa. I tak kilka razy, aż maszyna się wyłączyła. Wanna przy tym
wydawała takie odgłosy, jakby zaraz miała wystartować w kosmos. Ogólnie
przyjemny zabieg.

Dzisiaj, dla odmiany, miałem zabieg w gabinecie numer 7. I tu była nieco
inna wanna… tym razem nie masował mnie automat, ale pani ze szlauchem. Ja
sobie leżałem w wodzie, tylko głowa na wierzchu, obracałem się, gdy było
trzeba, a pani masowała mi całe ciało (nogi, ręce, brzuch, plecy, pośladki)
silnym strumieniem wody. Tak silnym, że miejscami to było bolesne (szczególnie
okolice ramion, dobrze, że pani jajka omijała), ale ogólnie całkiem przyjemne.
A masaż automatyczny, to był przy tym jakimś delikatny łaskotaniem po bokach.

No i to by było na tyle zabiegów. Raczej w ostatnim tygodniu już mi więcej
nie dopiszą. Teraz codziennie (poza niedzielą) będę miał: laser, TENS,
magnetoterapię, masaż suchy i masaż podwodny. Natrysk płaszczowy i okłady
borowinowe już mi się skończyły.

3 uwagi do wpisu “Z pamiętnika kuracjusza – kolejne zabiegi

Co o tym sądzisz?