Z pamiętnika hipochondryka

W czwartek wziąłem ostatnie dwie tabletki z poprzedniej serii. Na początku
serii działy niesamowicie – ból w większości przypadków zniknął. Ale
z czasem było znowu coraz gorzej. W zeszłym tygodniu pojawił się nowy problem:
ból w nocy. Bolało nawet gdy leżałem w łóżku, szczególnie, gdy przewracałem
się na drugi bok. Czasem budziło mnie to w nocy. Dziś więc z samego rana
wybrałem się znowu do lekarza rodzinnego (pani doktór C).

Tym razem dostałem nieco inny zestaw leków. Na jednej recepcie witaminę
B1, coś na osłonę żołądka (to samo co poprzednio) i jakiś lek przeciwzapalny
(tym razem w saszetkach, padła też propozycja zastrzyków, ale przychodnia nie
bardzo jest mi po drodze). Na drugą receptę coś rozluźniającego mięśnie, do
łykania przed snem (podobno trochę uspokajające). Jeśli to nie będzie pomagać,
to mam nie zwlekać, tylko znowu się zgłosić, to dostanę skierowanie do
chirurga (podobno może podawać jakoś leki przeciwzapalne prosto na nerw).

Z receptami udałem się w kierunku apteki i mojego biura. 15 minut spaceru,
a noga bolała… W aptece okazało się, że na jednej recepcie (tej z trzema
lekami) brakuje pieczątki i muszę wrócić się do przychodni. Pani zrealizowała
mi drugą receptę, ale powiedziała, że nie radzi mi teraz tego łykać, bo będę
się czuł jak po niezłej imprezie…

Nie czułem się na siłach od razu się wracać, więc zajrzałem do biura żony,
tuż obok apteki. Tam się rozłożyłem zgodnie z zaleceniami lekarza (na wznak na
podłodze, z nogami opartymi na krześle, paskudy zrobiły mi zdjęcie), a żonka
poczytała ulotkę z tego lekarstwa. Niezłe. W sprzyjających okolicznościach
mogę po tym nawet białe myszki widzieć. %-)

Wróciłem się do tej przychodni. Pani w recepcji się zdziwiła, receptę
podbiła i przeprosiła. Wróciłem do apteki po pozostałe leki. Już płacę (kartą,
bo w portfelu pustki), a tu mi się coś nie zgadza… Dostałem same tabletki,
a miały być jakieś saszetki. Mówię kobiecie, a ona na mnie wielkie oczy.
Domyśliłem się, że tego czegoś nie ma w saszetkach. Ja upieram się, że miały
być saszetki, aptekarka spogląda jeszcze raz na receptę i stwierdza, że to
chyba jednak coś innego. Sprawdza jeszcze u koleżanki (która potwierdza, że
tam jest ten lek w saszetkach, a nie 100 innych tabletek). Potem mnie pyta,
czy to na pewno powinno być coś przeciwbólowego/przeciwzapalnego. Potwierdzam.
No więc ona anuluje poprzednią transakcje kartą (nauczony doświadczeniami
z bankomatem zachowuję kwitki) i wydaje mi właściwe leki, niestety droższe.
Zażartowałem, że pani chciała mnie otruć. Ale to podobno było coś na
usunięcie kwasu moczowego
i raczej by nie zaszkodziło. Ale najpewniej
i nie pomogło. Pechowa jakaś ta recepta.

Lek z saszetki cudów nie zdziałał. Cały czas boli, ale już sporo mniej niż
rano. Zobaczymy jakie efekty da ten ekstra drag wieczorem ;-) Na
razie jestem zadowolony, że przynajmniej humor mi dopisuje (wczoraj rano było
z tym kiepsko), pewnie jeszcze po wczorajszym koncercie.

6 uwag do wpisu “Z pamiętnika hipochondryka

Co o tym sądzisz?