Sobota z córką

Żona pojechała sprzedawać pingwiny do Krakowa. Więc ja
zostałem sam z Krysią i musiałem sam zadbać o rozrywki dla dziecka…

Jakiś czas temu odkryłem, że przejeżdżając niecałe 3km od domu, przez niezbyt
ruchliwą okolice, wyjeżdża się właściwie za miasto. Co więcej, przez pola
biegnie tam szlak rowerowy. Wcześniej myśleliśmy, że bez bagażnika rowerowego
do samochodu, to Krysi na żadną fajną rowerową wycieczkę nie zabierzemy, bo co
to za atrakcja jazda po mieście? A jednak.

Dziś więc postanowiłem wypróbować trasę z Krysią (tydzień temu sam się
tamtędy przejechałem: do Łan Wielkich i z powrotem). Zapakowałem jakieś picie
do torby, założyliśmy kaski, wyciągnąłem rowerki i pojechaliśmy. Najpierw pod
Żabkę po coś słodkiego na drogę, a potem w nieznane (przynajmniej dla Krysi).

Na tym kawałku nie było wyznaczonych ścieżek rowerowych a i chodników
czasem brakowało, musiałem więc miejscami jechać z pięciolatką po jezdni.
Nawet szybko załapała, że należy jeździć prawą stroną i ładnie się krawędzi
jezdni trzymała. Jechała przede mną, więc mogłem ją pilnować i nie narzucałem
swojego tempa. Gdy wyjechaliśmy na polną drogę dawałem jej większą swobodę,
ale dalej grzecznie się trzymała prawej strony.

Krysia dzielnie pedałowała. Dopiero przed Kozłowem (jakieś 6km od domu)
zaczęła coś wspominać o zmęczeniu. Dojechaliśmy do zabudowań. Tam była
ławeczka, jakaś kapliczka i nawet jakiś wóz-cukiernia (niestety zamknięta).
Ale to nic. Najlepsza atrakcja była po drugiej stronie ulicy: kucyki. Ktoś
na ogródku miał hodowlę kuców. Kilka dużych i ze trzy źrebaczki! Śliczne,
szkoda, że nie wzięliśmy aparatu…

Obejrzeliśmy koniki, zjedliśmy batoniki wypiliśmy soczek/wodę
i postanowiliśmy wracać. Widać było, że Krysia już trochę zmęczona
i troszkę zaczynała marudzić. Zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę po drodze na
trawce, pobawiliśmy się zielskiem i jechaliśmy dalej. Nagle widzę znajomą
twarz… mówię cześć, słyszę odpowiedź cześć i znajoma
twarz
jedzie dalej… no cóż, widać znowu mi się pomyliło (zawsze miałem
problemy z rozpoznawaniem twarzy)… ale jednak… Ciotka się zorientowała
i zawróciła. Tak jak mi się wydawało, to była matka chrzestna Krysi. Okazało
się, że właśnie wybrała się na rowerową wycieczkę ze swoim innym
chrześniakiem, Olkiem. I właściwie, to powinni też już wracać, więc wracaliśmy
razem. W Krysię nagle wstąpiły nowe siły – już nie była zmęczona, ale
dzielnie goniła Olka (parę lat od niej starszego). Prędkość nam się z 7 km/h
zwiększyła do 11. :-)

Odprowadziliśmy ciotkę prawie pod jej blok i już spokojnie wróciliśmy do
domku. Tam zrobiłem (odgrzałem) obiadek, nawet dwudaniowy. Potem
zdychałem (jakoś mnie to wszystko zmęczyło, a do tego strasznie rozbolała mnie
głowa), a dziecko nawet bardzo mnie nie męczyło.

Jeden spacer dziennie to oczywiście dla Krysi za mało, po Teleekspresie
trzeba było zapewnić inne atrakcje. Skorzystałem z tego, że w ten Weekend
w Gliwicach jest Grająca
Starówka
i zabrałem małą do miasta. Jak tam dotarliśmy, to się jeszcze nic
nie zaczęło, więc na początku obejrzeliśmy tylko wszystkie sceny. W końcu
zatrzymaliśmy się pod sceną rockową, gdzie zaczynał się pierwszy
koncert. Po dwóch piosenkach Krysia stwierdziła, że trochę za głośno grają
(rzeczywiście chyba lekko przesadzili tam z nagłośnieniem). Przeszliśmy na
scenę Jazzową. Tam była zupełnie inna muzyka, a przede wszystkim cichsza.
Krysia stwierdziła, że jej się podoba. Zostalibyśmy może dłużej, gdyby nie
okazało się, że to dopiero próba techniczna i właściwie na razie nic więcej
tam nie było.

Trafiliśmy na scenę Teatru Muzycznego. Tam odbywało się małe
przedstawienie przeplatane piosenkami, głównie (a może tylko?) Czesława
Niemena. Jeśli te młode piosenkarki to aktorki Teatru Muzycznego, to może czas
się trochę odchamić ;-)? Postaliśmy tam i posłuchaliśmy z 45
minut i Krysia stwierdziła, że chce do domu. Ja bym mógł na tej Grającej
Starówce i do końca siedzieć, ale cóż… czas wracać.

Krysia zjadła kolację, obejrzała bajkę na DVD (bo na dobranockę się
spóźniliśmy) i zaraz idzie spać. Żonka już też zdążyła wrócić. Dzień można
uznać za udany. :-)

5 uwag do wpisu “Sobota z córką

  1. Staraj się Tatuś 🙂 Kiedyś Krysia to będzie wspominała.
    Ja już swoje lata mam, a doskonale pamiętam jak mój tata się ze mną bawił, uczył jeździć na rowerze, czy wrotkach itp. A nasze wspólne wyjścia do teatru kukiełkowego po dziś dzień nas bawią. To były czasy…

    Polubienie

Co o tym sądzisz?