Autko znowu szwankuje – wygląda (czy raczej śmierdzi) na to, że
spaliny dostają się do kabiny. Wolę nie ryzykować jazdy w takich warunkach,
poza tym, to ani trochę nie jest przyjemne. Więc dzisiaj do pracy i z powrotem
podróżowałem komunikacją miejską, a żonka odstawiła samochód do mechanika.
Jak w Gliwicach wyglądało już pokazywałem i opisywałem. Potem trochę
śniegu stopniało, ale wciąż jest ciężko. Szczególnie, że ostatnio znowu padało
bez przerwy. Więc się trochę rano zdziwiłem, gdy autobus przyjechał prawie
punktualnie (chyba 2 minuty spóźnienia). Do pracy też zdążyłem prawie na czas
(bez spóźnienia ten autobus przyjeżdża na styk
). Wyszło na to, że
komunikacja miejska całkiem dobrze sobie z zimą radzi.
Po pracy (skończyłem chwilę po 16-tej) udałem się na przystanek
tramwajowy, bo sensowne autobusy o tej porze nie jeżdżą. Potrzebowałem
tramwaju 1 albo 4. Po pięciu minutach
przyjechała piątka. Potem długo, długo nic (chyba z 15-20 minut)… i kolejna
piątka, a zaraz za nią trójka. Czwórki też się pojawiały, ale jakoś tylko
w przeciwnym kierunku. W każdym razie tramwaje jeżdżą, znaczy tory przejezdne
(piątka w tym kierunku jedzie tędy co wyczekiwane tramwaj), więc się nie
zniechęcałem tylko dzielnie czekałem. Po jakimś czasie przyjechała jedynka.
Krótka. Wsiadała tam cała masa ludzi którzy chcieli jechać w tym samym
kierunku co ja, więc ja już się nie pchałem. W końcu czwórka (długa) też musi
przyjechać… znowu długo nic, potem jedynka-widmo (nie zatrzymała się na
przystanku) i, wreszcie, długo wyczekiwana czwórka…
Wsiadłem do tramwaju, grzecznie skasowałem bilet, nawet miejsce siedzące
się znalazło. Przejechałem tak 500m… i wysiadka. Coś się paliło i straż
pożarna zastawiła tory (ale ani żadnej paniki nie było widać, ani żadnego
dymu). Nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek miał zrobić cokolwiek w celu
przepuszczenia tramwaju. Więc podążyłem w kierunku następnego przystanku
autobusowo/tramwajowego (zawsze to już trochę bliżej domu). Jeszcze zdążyłem
usłyszeć jakąś rozmowę strażaków, z której wynikało, że ktoś komuś drzwi
podpalił.
Na przystanku sporo zniecierpliwionych ludzi. Trochę po stałem, tramwaj
nawet nie mignął na horyzoncie, ale po jakimś czasie przyjechał autobus.
280 – super – prawie pod sam dom. Podobno 20
minut spóźniony, ale mnie to nie martwiło, jakby przyjechał punktualnie, to
bym się nie załapał. Planowałem nie kasować biletu, w końcu za te 500m
w tramwaju zapłaciłem jak za przejazd między dwoma miastami, ale
w 280 jest obsługa konduktorska, co uważam za bardzo dobry
pomysł i tych konduktorów nawet lubię. Więc kupiłem kolejny bilecik i już bez
żadnych niespodzianek pojechałem do domu. Na miejscu byłem około 17:50, a więc
półtorej godziny później niż normalnie wracam z pracy… rewelka.
To znaczy co, konduktorzy są w środku i bilety sprzedają?!
PolubieniePolubienie
Tak 🙂
PolubieniePolubienie
kalma: tak. I nie trzeba płacić kary, za to, że się wcześniej w kiosku biletu nie kupiło. 😉
PolubieniePolubienie
o właśnie, wczoraj doznałam szoku gdy latając po autobusie w poszukiwaniu kasownika, pani konduktor poklepała mnie po plecach i oznajmiła, że mi bilet wymieni:)
PolubieniePolubienie
Ale tylko w autobusach bytomskiego PKM-u. Raz tylko wsiadłem do takiego (może to właśnie był 280? nie pamiętam 😉 ) ale pan konduktor mnie nie sprawdził… Ale najzabawniej to wygląda, że on sobie siedzi na środku autobusu na takim fotelu na podwyższeniu, zamiast którego by się chyba 4 normalne siedzące miejsca zmieściły… 😉
PolubieniePolubienie
ola >> nie ma to jak szczęśliwy traf 🙂
w Bydgoszczy jakoś nie zauważyłem takiego cuda, no ale u nas to chyba 2 czy 3 razy (a od roku jeżdżę od pon do pt autobusami, w weekendy tramwajami) widziałem maszynę do kupowania biletów, więc ….
PolubieniePolubienie
Dexter: Po pierwsze nie 4, ale dwa miejsca by się tam najwyżej zmieściły, po drugie, i tak byłyby zajęte przez gapowiczów. Zapewniam Ciebie, że w autobusach PKB Bytom jest ich (gapowiczów, nie miejsc) teraz mniej.
I żadko konduktor siedzi tam cały czas. Siada, żeby odpocząć, albo sobie kaso-drukarkę do biletów podładować. Zwykle jednak chodzi po autobusie i sprzedaje/kasuje bilety. Swoją drogą, ciekawe jest to kasowanie: konduktor zabiera nieskasowany bilet KZK GOP i daje kwitek z drukareczki.
PolubieniePolubienie
Fajny pomysł z tym konduktorem. To w takim wypadku nie da się w ogóle bez biletu przejechać, tak?
PolubieniePolubienie
nie no, da się:)
PolubieniePolubienie
Jajcuś: w sumie całkiem możliwe, że nie zdążyłem się przyjrzeć dokładniej (z Wrocławskiej na Piwną daleko nie ma 😉 )
Co do ilości gapowiczów – zgadzam się. I w sumie szczerze powiedziawszy wolałbym takie rozwiązanie z konduktorem, a nie to co KZK GOP zaczyna teraz testować na niektórych liniach – że trzeba wsiadać przednimi drzwiami, pokazać bilet kierowcy (bądź kupić), potem można jechać. Tylnymi i środkowymi drzwiami można tylko wysiadać. Ciekawe jak fajnie się rozkłady rozciągną, jeśli postój na przystanku będzie trwać pięć minut.
PolubieniePolubienie
Miałem sie spytać co to obsługa konduktorska, ale już się dowiedziałem 🙂 W W-wie (ZTM, WKD) takie rzeczy sie u kierowcy/maszynisty załatwia. W metrze sie tylko nie da…
PolubieniePolubienie
adasi:
1. Czy kierowca/maszynista pilnuje, żeby każdy zapłacił, czy obsługuje tylko tych, co się do niego zgłoszą?
2. Czy przypadkiem za kupno biletu u kierowcy nie ma dodatkowej opłaty?
U nas, w pozostałych autobusach KZK-GOP (nieobsługiwanych przez PKM Bytom) też można kupić bilet u kierowcy… tyle że wielu jak już ma kupować u kierowcy, to woli jechać na gapę. Bo, jak nie ma drobnych, to nie ma biletu, często kierowca sam nie ma biletów, a jak ma, to dużo droższe niż w kiosku. Więc nie ma co porównywać tego z "obsługa konduktorską".
PolubieniePolubienie
W ZTM jest 30 gr. za zakup biletu (ztcp), w WKD troche wiecej (rzedu 1.40, tak ze bilet kosztuje zamiast 3.60 5). Obsluguja tych co zapukaja. A brygady kanarow w WKD sprawdzaja praktycznie na kazdym kursie (ale przy dwoch wagonach duzych ciezko zeby maszynista wszystkich sprawdzal), w ZTM jak sie trafi
PolubieniePolubienie