Krojenie coraz bliżej…

Pisałem już o moim
trzecim jajku
. Wtedy poszło w miarę gładko, następnego dnia po wizycie
u lekarza rodzinnego, poszedłem do chirurga, bez wcześniejszej rejestracji,
tylko poczekałem 1.5h na swoją kolej. Chirurg zalecił szczepienie przeciwko WZW
i kazał się zgłosić po drugiej dawce tego szczepienia. Pierwszą wziąłem jeszcze
tego samego dnia. Przy kolejnej wizycie miał mi opowiedzieć dokładnie jaki to
zabieg itd.

Drugi raz zaszczepiłem się w zeszły czwartek, zaraz po szczepieniu
poszedłem do przychodni się umówić z chirurgiem. Dowiedziałem się, że przyjmuje
on w poniedziałki od 15-tej, czyli tak jak za pierwszym razem i że mogę
jeszcze wcześniej zadzwonić
.

W poniedziałek rano, w pracy, pamiętałem jeszcze o telefonie, ale nie
chciałem dzwonić z samego rana, bo jeszcze mogliby nic nie wiedzieć. Potem
miałem dużo roboty i wyleciało mi to z głowy. O 14-tej o chirurgu przypomniał
terminarz w komórce, więc urwałem się wcześniej (normalnie kończę o 16-tej),
aby jeszcze w domu wziąć prysznic i przed 15-tą być na miejscu. Byłem około
14:40… i dowiedziałem, się że tego dnia mają już komplet. No cóż, można
uznać, że moja wina — nie zadzwoniłem, a przecież mogłem.

Pani jednak powiedziała, że zarejestruje mnie na wtorek. Gdy powiedziałem,
że już i tak się z roboty zwalniałem i nie mogę tak codziennie. Powiedziała, że
mogę przyjść po pracy, np. przed 17-tą. Kilkukrotnie się upewniłem, bo wydawało
się to zbyt piękne i zbyt proste. Ale skoro jestem zapisany i doktor mnie o tej
godzinie przyjmie, to super. Znaczy się, nie muszę się kolejny raz urywać
wcześniej z roboty.

We wtorek więc, po pracy przychodzę do przychodni, a tam pustki. Pani
w okienku pyta Pan do chirurga?. Widać że jest trochę zakłopotana. Chirurga nie było,
tzn. był do 14-tej. Paniom w recepcji powiedział o tym dopiero w poniedziałek wieczorem. Super…
Kolejny termin w piątek (znaczy się dzisiaj), mam tylko wcześniej zadzwonić.

No to dzisiaj rano dzwonię tam. Pani mnie rejestruje, mam przyjść 14-16. Podejrzewałem, że
mogła by przejść późniejsza godzina, ale wolałem nie ryzykować. Urwałem się z pracy o 14:30
i chwilę po trzeciej byłem w przychodni. Chirurg był, można to było poznać po olbrzymiej kolejce.
Pani w recepcji nie odesłała mnie tym razem z kwitkiem. Ustaliłem swoją pozycję
w kolejce i poszedłem do domu. Umyłem się i wziąłem książkę (Autostopem
przez galaktykę
) i ciasteczka, aby jakoś w tej poczekalni przetrwać i wróciłem do przychodni.

Po dwóch godzinach czekania lekarz mnie przyjął. Obmacał mi jajka
(najwyraźniej miał problemy ze stwierdzeniem która to ta lewa strona) i wypisał
skierowanie do szpitala. I na to musiałem tyle czekać? Mam sobie wybrać
szpital, pójść tam i zapisać się na jakiś termin. Jeszcze wyciągnąłem od niego
conieco o tym zabiegu: znieczulenie dostanę w postaci zastrzyku w kręgosłup,
a po operacji jakieś 5 dni będę leżał w szpitalu, potem jeszcze tydzień, czy
dwa (właściwie nie pamiętam ile dokładnie) odpoczynku w domu. Przez trzy
miesiące będę musiał się oszczędzać, a potem już mogę na narty. No to
najbliższe trzy-cztery miesiące, a szczególnie ten tydzień w szpitalu, nie
zapowiadają się najciekawiej. No cóż, jakoś to będzie.

A jutro wybieramy się na grzyby. Jeśli mnie przypadkiem w przyszłym
tygodniu potną, to to może być ostatnia taka okazja w tym roku.

39 uwag do wpisu “Krojenie coraz bliżej…

  1. W kręgosłup? To podpajęcze! Miałem to dwa razy przy operacji kolana, średnio przyjemna sprawa niestety.
    A co do lekarzy to taka nasza rzeczywistość, widziałeś może jakiego przyśpieszenia starsze babunie dostaję by bez kolejki wejść?

    Polubienie

  2. Nina: no to szybka jesteś 🙂

    radious: zależy gdzie się trafi. W niektórych przychodniach jest jeszcze jak za komuny, w niektórych całkiem przyzwoicie. Wiosną byłem u innego chirurga z kaszakiem, i tam prawie żadnych kolejek, żadnego przestawiania terminów. Do lekarza rodzinnego też po prostu przychodzę i wchodzę. Niestety tym razem niepotrzebnie się dałem namówić na pobliską przychodnię (sąsiad, staruszek, po dwóch operacjach przepukliny, polecał). Swoją drogą, całkiem sympatycznego.

    Polubienie

  3. jajcus nic się nie łam jesteśmy z tobą, ale faktycznie uważaj w myśl kawału:

    'Pielegniarka opowiada pacjentowi, że lekarz czasem zostawia coś w ciałach po operacji, w tym czasie słychać głos lekarza z korytarza: "Czy ktoś widział mój parasol"'

    ale i tak nie łam się – idź do jakiejś rządowej… 🙂

    Polubienie

  4. Tam gdzie ja leżałem to pełna kultura. Za to przychodnie to osobny rozdział, w jednej pięlęgniarka miała pretensje o to, że przyjechałem po 17 gdy ona miała dyżur i zaraz jej kawa wystygnie (sic!). Dobrze, że zgodziła się mnie zarejestrować inaczej za pół godziny moje kolano nadawałoby się tylko pod nóż.

    Polubienie

  5. Hm. Jeśli masz raka i wiesz, że Cię czeka rychła śmierć to i tak dalej myślisz, że inni mają o wiele gorzej? (Jeśli to brzmi złośliwie to przepraszam, takie mi się po prostu pytanie nasunęło) Ale z drugiej strony masz rację. Jeśli ktoś ma jakąś operację za sobą to już wie, że bywają gorsze rzeczy.

    Polubienie

  6. Sam widzisz, co warta jest tzw. "społeczna służba zdrowia" — ile czasu straciłeś? Była potrzeba tracić aż tyle? Nie można by było prościej i szybciej? Ciesz się jeszcze, że nie kazali Ci płacić, bo to zaczyna być "zwyczajowe", łapiduchy stwierdzają, że za małą składkę płacisz (a im więcej płacisz, tym łatwiej im to przychodzi) i musisz dopłacać "koszyczkowe" (od nieszczęsnego "koszyka świadczeń").
    Tylko całkowita prywatyzacja służby zdrowia będzie w stanie zapewnić powszechną dostępność usług medycznych obywatelom. Bez konieczności stania w kolejkach i upokarzającego zastanawiania się, czy to już trzeba dać kopertę, czy może później.

    Polubienie

  7. Ja się nauczyłem, że nie można mieć oporów przed tym co się ma. Ludzie na mnie dziwnie się patrzą kiedy poruszam się o kulach, nie klękam w kościele czy nie ustępuję miejsca starszym w autobusie. Ja po prostu wiem, że nie ustoję.
    A nie chodzi mi o pocieszanie się tym, że inni mają gorzej tylko zrozumienie choroby. Ona jest i trzeba się z tym pogodzić jak by to łatwe nie było. Ja np. mam szlaban na większość sportów, muszę się poruszać powoli. Nie wiem czy mnie rychło w przyszłości znów nie czekają kule, może nawet coś gorszego, ale poprostu pogodziłem się z tym.
    Rozumiem, że nie można choćby trwałego inwalidztwa porównywać do perspektywy śmierci, ale ostatnio uczę się podstaw optymizmu (a byłem do tej pory zatwardziałym realistą ze skłonnościami do czarnowidztwa).

    Polubienie

  8. zgoda: ależ są przychodnie świadczące usługi na podstawie umów z NFZ, głównie te które powstały jako prywatne, a nie z przekształcenia państwowych, gdzie wszystko jest jak należy. W wielu jest po staremu, bo pacjenci się już przyzwyczaili i nie wymuszają zmian. Oczywiście to może zależeć od regionu. Nie wszystkie kasy chorych były dobrze zarządzane.

    Polubienie

  9. > Nie wszystkie kasy chorych były dobrze zarządzane.

    Niestety – w PRL też mówili, że system socjalistyczny jest dobry tylko ludzie złodzieje. A imho po prostu system jest do d… bo utopijny 🙂
    Zgadzam się ze Zgodą – tylko prywatne. Wtedy każdy wie – co i ile kosztuje, a także płaci się tylko raz 🙂

    BTW1. pilnuj jajek – a jakby co, to wzywaj cieciwę albo pluta 🙂
    BTW2. Dzięki za zope3 :))))

    Polubienie

  10. Mnie NFZ zaskoczył na plus i na minus :> To powiedziałem… Więc w sumie jest mi obojętny. Fakt fatem, szybko i sprawnie uzyskałem to co chciałem, ale wcześniej jakaś gnida powiedziała mi:

    — Prosze słuchać uważnie, bo powiem to raz i tylko raz.

    o_O

    Polubienie

  11. zgoda: na poziomie leczenia kataru czy prostych zabiegów to będzie w stanie… Bo bardziej specjalistyczna medycyna to kosztuje i przeciętnego obywatela przy opiece tylko prywatnej to stać już nie będzie.

    Polubienie

  12. Pawel: a od czego są ubezpieczenia?
    Jeżeli szpital/przychodnia będzie prywatna, to gwarantuję Ci, że tam znacznie lepiej da się zagospodarować pieniądze z ubezpieczenia/NFZ/czegokolwiek.
    Teraz w publicznej służbie zdrowia praktycznie nikt nie dba o kasę, ni liczy wydatków, nie szuka oszczędności.

    A jeżeli tylko na tym rynku będzie konkurencja to sam zobaczysz jak to może wyglądać.
    Zresztą wystarczy spojrzeć na konkurencję między weterynarzami.

    Polubienie

  13. ajot: ubezpieczeni nie pokryje wszytkich wydatków służby zdowia. Jak będzie służba zdrowia tylo na bazie ubezpieczeń prywatnych to proste zabiegi Ci zrefundują, natomiast jak już bedzie trzeba zastosować bardziej zaawansowane leczenie(czytaj droższe) to będzie – radź sobie sam(no chyba, że składki będą większe niż obecnie). Cudów nie ma zaawansowana medycyna kosztuje, a ubezpieczyciel jest nie instytucją charytatywną, żeby do interesu dokładać. Co do nie dbania obecnie o kasę- to chyba żartujesz. Szpital, przychodnia czy cokolwiek innego(chciałem przy okazji zauważyć, że prywatne gabinety też dostają refundację z NFZ) nie przetrwał by długo gdyby trwonił pieniądze…
    Co do weterynarzy – nie ta skala wydatków, a odpowiedzialność mniejsza.
    Pomijąc już, że aby znaleźć weterynarza w mieście, który zajmnie się czymś większym od psa to graniczy z cudem.

    Polubienie

  14. Pawel: ubezpieczyciel nie jest instytucją charytatywną, ale państwo też nią nie jest. Teraz i tak płacisz za tą kiepską opiekę _ze swoich podatków_. Prywatyzacja wymusi to, że pojawi się konkurencja na rynku usług medycznych. Co w efekcie spowoduje wzrost ich jakości i spadek ich cen.

    Nie dbanie o kasę: wiele szpitali nie oszczędza i przetrwały do dzisiaj tylko dzięki oddłużeniom służby zdrowia czy też preferencyjnym kredytom (a płacimy za to my wszyscy w podatkach).

    Czy Ty rzeczywiscie wierzysz, że teraz jest lepiej/dobrze? Przecież i tak musisz na służbę zdorwia płacić. Jeżeli będzie konkurencja na rynku usług medycznych, to z czasem to znormalnieje. Po prostu trzeba wyeliminować marnowanie pieniędzy – a najlepiej to zrobić przy pomocy zwykłych mechanizmów wolnorynkowych.
    Wtedy to KLIENT (pacjent) wybierze przychodnię, w której chce się leczyć. A będzie się leczył w tej, w której jest najlepiej obsługiwany – i ta przychodnia będzie miała największe szanse na przetrwanie (jeżeli tylko nie będzie tracić pieniędzy na bezpodstawne wydatki)

    Weterynarze: wiem, że skala nie ta. Ale widać tutaj doskonale jak takie mechanizmy działają.
    Czy słyszałeś o weterynarzu biorącym łapówkę za przeprowadzenie operacji/zabiegu?

    Wiadomo, że specjalista neurochirurg nie będzie przyjmował w małej przychodzni w pięciotysięcznej mieścinie – ale jaki problem udać się do niego na wizytę trochę dalej? Wszyscy nie uciekną do Warszawy. Swoją drogą jeszcze trochę a zaczną uciekać na zachód.

    Polubienie

  15. ajot: ale konkurencja już jest teraz. Przynajmniej w placówkach służby zdrowia, bo ubezpieczyciel jest jeden (NFZ). Niestety, pacjenci o tym nie pamiętają i dlatego miejscami wciąż jest po staremu. U poprzedniego chirurga nie było kolejek i w ogóle wszystko gładko poszło, teraz trafiłem gorzej. Jeśli jeszcze kiedyś będę musiał się do chirurga udać (oby nie), to oczywiście pójdę do tego poprzedniego. I jego przychodnia dostanie pieniądze z NFZ za to. Problem w tym, że dziadkowie którzy korzystali z rejonowej przychodni, dalej do niej chodzą i w kolejkach stoją mimo, że dwie przecznice dalej mieli by to samo, a może i lepiej, bez kolejki.
    Podobnie jest z dentystami — jest cała masa przychodni dentystycznych z umowami z NFZ i można sobie wybrać tę, w której jest najlepiej. A dopłaca się za luksus — za "niewidoczne" plomby, czy za znieczulenie przy prostszych zabiegach — IMHO całkiem rozsądnie. Mnie najwięcej w gębie napsuła dentystka, "pani profesor", przyjmująca prywatnie (ale jeszcze przed kasami chorych).
    Wiecznie oddłużane szpitale oraz jeden, monolityczny NFZ to inna sprawa, tu na pewno można by coś poprawić. Ale to wcale nie musi być proste. Likwidacja wszystkich szpitali, czy zamiana ich na kliniki dla bogaczy to nie jest rozwiązanie.

    Polubienie

  16. Teraz nie ma konkurencji. Konkurencja powinna być na rynku ubezpieczycieli i usług medycznych. Dopiero wtedy to ma szansę zadziałać. Teraz mamy pseudokonkurencję na rynku usług (niektórych).

    Dodatkowo mamy monopol NFZ, który pożera sporo kasy (biurokracja) i narzuca szpitalom roczne limity urodzin i inne bzdury. Ciekawe czy moje dziecko będzie się mogło urodzić w grudniu, czy mam mu powiedzieć, żeby do 01.01.2006 poczekało 🙂

    Dodatkowo mamy sporą grupę "prywatnych praktyk lekarskich" na publicznym sprzęcie i w publicznych gabinetach.

    Generalnie to jest wiele patologii, które należy naprawić – tylko nikt nie ma odwagi tego zrobić.

    Koniec. Więcej się nie będę rozpisywał, chciałem tylko Pawlowi pokazac, ze teraz jest źle, i że i tak za te wszysktie usługi płacą podatnicy.

    NIE MA NIC ZA DARMO. To rządzący wmawiają, że coś jest za darmo a tak na prawdę to płacę za to ja i Pan płaci, i Pani płaci. O i On też płaci!

    Polubienie

  17. ajot: a myślisz, że prywatni ubezpieczyciele to nie będą mieli wydatków na biurokracje? Ceny usług medycznych mogą u nas tylko wzrosnąć bo są na bardzo niskim poziomie
    Co do tego, że płacą to się zgadza – tylko zastępowanie jednej patologi drugą to nie jest rozwiązanie.

    PS. Policz sobie na jaki zabiegi Twoja roczna składka na ubezpieczenie zdrowotne starczy.

    Polubienie

  18. Ajot: tak Ci się tylko wydaje, że będzie spadek cen na usługi medyczne z bardzo prostego powodu za wyposażenie, leki trzeba płacić zgodnie ze światowymi cenami. Ja nie twierdzę, że obecnie jest wszystko ok, ale wiara w to, że naprawi to rynek jest naiwnością.
    Wybór przychodni: nie wiem gdzie Ty mieszkasz, ale ja w Rzeszowie nie mam z tym żadnego problemu.
    Co do Weterynarzy i braku u nich korupcji. Właściciel jest gotów zapłacić za leczenie swojego zwierzęcia tyle ile go stać lub tyle na ile szacuje przychody z utrzymania go przy życiu(pomijam skrajne przypadki). Powyżej tych kwot zwierze jest usypiane(albo zostaje pozostawione same sobie). Mam nadzieje, że nie proponujesz tej procedury stosować wobec ludzi.
    Jeżeli chodzi o łapówki- ja akurat nie miałem styczności z takimi lekarzami ale znam przypadek kiedy to lekarz w prywatnym gabinecie, mimo finansowania leczenia przez NFZ bierze od pacjentów łapówki(akcja się toczy na wsi, jeden skl^H^H^H^Ha przychodnia jest). Bierze z prostego powodu – nie ma tam konkurencji. Także czy to będzie NFZ czy prywatne ubezpieczenie to on dalej będzie brał.

    Polubienie

  19. Pawel:
    Prywatni będą _lepiej_ dbać o pieniądze. Będą bardziej oszczędzać bo to co wygospodarują to będzie ich zysk.
    A teraz zyskiem jest to co _rozkradną urzędnicy_

    Co do sumowania składek na zdrowotne: Nie taka jest idea ubezpieczenia, żeby w razie nieszczęśliwego zdarzenia musiał pokryć całkowite koszty z moich składek. Więc argument nie trafiony.

    Polubienie

  20. > wiara w to, że naprawi to rynek jest naiwnością
    Naiwnością jest wiara w to, że urzędnicy i rząd podzieli pieniądze lepiej niż prywatne firmy/funducze na rynku z realną konkurencją.

    System 'centralnego planowania i dzielenia' już zdaje się był przerabiany w tym kraju…

    Polubienie

  21. ajot: jak na razie czyto prywatne ubezpieczenia społeczne się jeszcze nikomu nie udały. Więc wolałbym, żeby na Polsce nie eksperymentowano.
    Co do pokrywania z ubezpieczenia to dostaniesz taką opiekę medyczną za jaką zapłacisz i nie więcej. Nawet jak będziesz umierał. Przy obecnych składkach w przypadku prywatnych ubezpieczycieli to na wiele zabiegów ratujących życie, nie będzie mieściło się w Tojej polisie.
    A co do rozkradania i centralnego planowania to bardzo fajne populistyczny argumenty, pokazujące, że prywatni przedsiębiorcy są kryształowo czyści i tylko urzędnicy państwowi mogą okraść nas z pieniędzy(no bo do czego innego oni są zdolni). Obraz ten burzą niestety firmy, które okradły swoich klientów(nie mówiąc już o firmach ubezpieczeniowych starających się różnymi sposobami wypłacić jak najniższe odszkodowanie).

    Polubienie

  22. W USA _chyba_ nie mają obowiązku ubezpieczeniowego?

    Zgadzam się, że dostanę taką opiekę za jaką zapłacę. I co w tym złego. Teraz dobrą opiekę i tak mają tylko Ci, których na nią stać.
    A jeżeli zlikwiduje się całą nadmiernie rozbudowaną biurokrację, zmniejszy podatki to potem każdy sam zadecyduje na co swoje pieniądze przeznaczyć – i będzie mógł to zrobić, bo więcej mu w kieszeni zostanie.

    Czy chcę się ubezpieczyć na plomby super-hiper, czy tylko na wyrywanie dziurawej jedynki to powinna być moja decyzja.
    Tak samo jak to czy chce płacić na ubezpieczenie emerytalne 100zł miesięcznie czy 800zł – znając konsekwencje.

    Ja nie pokazuję, że prywatni są kryształowo czyści. Pokazuję tylko, że w przypadku _realnej konkurencji_ (co kolejny raz podkreślam) prywatny będzie się bardziej starał niż urzędnik na państwowej ciepłej posadce. Bo jak się nie postara, to zniknie z rynku i nic nie zarobi.

    A sytuacja taka jak teraz, że strach żonę w ciąży posłać do państowoego ginekologa jest po prostu karygodna.

    Polubienie

  23. > W USA _chyba_ nie mają obowiązku ubezpieczeniowego?
    Nie wiem czy mają obowiązek ubezpieczeniowy. Wiem natomiast, że dużej części obywateli rząd USA refinansuje koszty ubezpieczenia. Co nie zmienia faktu, że większość obywateli stać na bardzo podstawową opiekę medyczną. Poważniejsze operacje są poza zasięgiem większości obywateli USA.
    > A sytuacja taka jak teraz, że strach żonę w ciąży posłać do państowoego ginekologa jest po prostu karygodna.
    I myślisz, że jak założy prywatny gabinet to będzie lepiej leczył?
    ATSD to w jakim to mieście mieszkasz, że masz tylko państwową służbę zdrowia. W Rzeszowie to nawet jak jest to przychodnia powstała na bazie państwowego ZOZ to tylko wynajmuje budynek od samorządu, nie mówiąc już o całkowicie prywatnych przychodniach, w których leczenie jest finansowane przez NFZ.

    Polubienie

  24. > I myślisz, że jak założy prywatny gabinet to będzie lepiej leczył?
    Będzie dbał o swoje pacjentki, bo ma świadomość, że w każdej chwili może ona iść do innego fachowca, który tylko się z tego powodu ucieszy.
    A pisząc to mam na myśli też inne zjawisko. Wielu lekarzy na państwowej posadzie nie dba o pacjenta tak jak dwie godziny później w prywatnym gabinecie, gdy bierze pieniądze do ręki (a gdzie kasa fiskalna?). Takie coś nie powinno mieć miejsca. I jeżeli względy moralne tego zjawiska nie wyeliminowały, to powinno się to wyliminować inaczej.

    > ATSD to w jakim to mieście mieszkasz, że masz tylko państwową służbę zdrowia.
    Nigdzie nie napisałem, że mam tylko taką służbę zdrowia 🙂
    I Bogu dzięki, że mogę żonę posyłać prywatnie do ginekologa, o którym wiem, że jest fachowcem i ma w rejonie bardzo dobrą opinię.

    I widzę, że sytuacja w służbie zdrowia jest (mimo wszystko) lepsza niż 10 lat temu. Ale uważam, że naprawdę dobrze będzie gdy także na polu ubezpieczeń zdrowotnych nastąpi prywatyzacja.

    Chcesz się ubespieczać w ZUSie? Twoje prawo. Chcesz iść do państwowej przychodni – twoje prawo.
    Ale ja chcę mieć możliwośc wyboru. Chcę mieć możliwość ubezpieczenia się nie w ZUSie a w innej ubezpieczalni.

    Na razie mam tylko możliwość wyboru przychodni. Co i tak jest dużym krokiem do przodu w porównaniu do sytuacji sprzed lat. Ale nie oznacza to, że nie mogę mieć jeszcze większego wyboru.

    Z mojej strony EOT 🙂

    Polubienie

  25. > > I myślisz, że jak założy prywatny gabinet to będzie lepiej leczył?
    > Będzie dbał o swoje pacjentki, bo ma świadomość, że w każdej chwili może ona iść do innego fachowca, który tylko się z tego powodu ucieszy.
    Ja Ci już dałem przykład lekarza, prywatnego, który się nie stara i nie będzie starał niezależnie od systemu ubezpieczeń. To zależy od człowieka, czy jest uczciwy, czy nie, a nie od tego czy prywatny czy państwowy.

    > Nigdzie nie napisałem, że mam tylko taką służbę zdrowia 🙂
    " A sytuacja taka jak teraz, że strach żonę w ciąży posłać do państowoego ginekologa jest po prostu karygodna." – po takiej deklaracji to sądziłem, że nie masz innego wyjścia tylko do państwowego. ATSD to mam inne doświadczenie z lekarzami mającymi praktykę prywatną. Im bardziej się starali w szpitalu czy przychodni, tym mieli więcej pacjętów prywatnych. Ale może ja na jakiś dziwnych trafiłem.

    PS. Ja na twoim miejscu o bym się bał czy żona trafi do złego czy dobrego ginekologa, a nie czy państwowego czy prywatnego ale ja truskawki cukrem…

    Polubienie

  26. >Ja Ci już dałem przykład lekarza, prywatnego, który się nie stara i nie będzie starał niezależnie od systemu ubezpieczeń.
    Bo mu jest za dobrze, dostaje kase z NFZ publicznego i jeszcze prywatnie sobie dorabia. Jak będzie rzeczywista konkurencja, to pacjenci do niego nie będą przychodzić i on nie bedzie miał z czego rodziny utrzymać.

    > Ja na twoim miejscu o bym się bał czy żona trafi do złego czy dobrego ginekologa, a nie czy państwowego czy prywatnego ale ja truskawki cukrem…

    No ale problem w tym, że ci dobrzy lekarze, to w ramach 'limitów' NFZ po prostu za dużo przyjmować nie mogą i trzeba uderzyć do nich prywatnie.

    a miało być EOT – i teraz już jest EOT.

    Polubienie

  27. >Bo mu jest za dobrze, dostaje kase z NFZ publicznego i >jeszcze prywatnie sobie dorabia. Jak będzie rzeczywista >konkurencja, to pacjenci do niego nie będą przychodzić i on >nie bedzie miał z czego rodziny utrzymać.
    Już Ci pisałem, że akcja się dzieje na wsi i jeden lekarz jest(a żeby nie było, przychodnię postawił za swoje więc prywaciaż pełną gębą), a do innego najbliższego lekarza wyda się więcej niż jemu da się łapówki. I co takie piękne miejsce na konkurencje, ze strony innego lekarza, a jakoś się nie pojawia…

    Polubienie

Co o tym sądzisz?