Robótka

Jakiś czas temu zaproponowano mi pracę dla pewnego Holendra.
Pierwszy
mail od zleceniodawcy
nie nastawiał optymistycznie. Jednak dostałem to
zlecenie, wraz z widokami na następne. Chodzi o przygotowanie Linuksowego systemu
dla pewnego urządzenia. Nieśmiało zasugerowałem, żeby to zrobić na PLD (w końcu
to znam najlepiej, a i PLD ma parę zalet, które w takim zastosowaniu mogą mieć
znaczenie), a Holender na to poszedł. PLD mnie nie zawiodło, a ja, jak na
razie, nie zawiodłem zleceniodawcy. Podstawowy system bootuje się, nie tylko w QEMU, ale
i na docelowym sprzęcie (z karty Compact Flash). Pierwsze zadanie zostało
zaliczone, dostałem już dwa kolejne…

Układ jest bardzo wygodny. W uproszczeniu: zleceniodawca mówi co chce, ja
ile mi to zajmie godzin roboczych. W ten sposób jest zadanie wycenione
(ustalona stawka godzinowa). Jeśli wynik zadowala zleceniodawcę, to ja dostaję
zaliczkę (połowa ustalonej kwoty), zaczynam robotę, a gdy skończę, to dostaję
resztę. Jak napracuję się mniej niż zakładałem, to strata Holendra, jeśli
więcej to moja. I właściwie dokładnie tak to działał w przypadku
dwóch pierwszych zadań (postawienia systemu i doinstalowanie aplikacji).
Trochę bardziej komplikuje się to w przypadku trzeciego zadania —
konfiguracji serwerów Holendra…

No właśnie. Dostałem do administracji dwie maszyny. Z Debianem, którego nie znam
(no, do przedwczoraj nie znałem), skonfigurowane przez kogoś innego i z jakimiś
dziwnymi aplikacjami do skonfigurowania (GForge, OpenExchange). Tu nie jestem
w stanie stwierdzić ile mam roboty, póki się w to nie wgryzę. A wgryzanie się
robię aktywnie, od razu naprawiając co mi się nie podoba i próbując robić co
mam do zrobienia. Ale chyba jakoś się z wyceną dogadamy…

Mam trochę mieszane uczucia co do tej roboty. Cały czas przecież pracuje na
pełny etat tam gdzie pracuję. Więc na robotę dla Holendra muszę poświęcić moje
popołudnia, wieczory (kiepski ze mnie geek, do rana nie siedzę) i weekendy.
Odbywa się to kosztem rodziny, moich opensourcowych projektów i innych rzeczy.
Dwanaście godzin pracy dziennie to dla mnie trochę dużo i daje w kość. Ale gdy
pieniądze wpływają na konto, to jest fajnie. I też pewną frajdę sprawia mi
praca dla kogoś, kogo na oczy nie widziałem i pewnie nie zobaczę, kto jednak
docenia moją pracę (w firmie, gdzie pracuję na stałe, coraz rzadziej to się
zdarza) i do tego przyzwoicie (jak na nasze warunki) płaci. Podoba mi się też
to, że robota te nie jest związana z jakimiś długoterminowymi zobowiązaniami.
Mam coś do zrobienia, zrobię to w tydzień, czy dwa, a kolejnej roboty mogę po
prostu nie wziąć.

Zaczynam też się zastanawiać, czy robota wolnego strzelca na większą
skalę nie podobałaby mi się bardziej niż etat w jednej firmie. Konkretne
zlecenia, za które dostawałbym konkretne pieniądze (takie na jakie zapracuję),
a nie siedzenie przepisowych ośmiu godzin przy biurku, czasem nie wiadomo po
co, żeby zarobić tak sobie, czasem nie wiadomo za co. No i nie musiałbym
słuchać poleceń szefa, ani szefowej (to ostatnie najbardziej kuszące). Ale
stała posada w jednym miejscu ma swoje zalety. Przede wszystkim robotę,
nawet jeśli durną, zapewnia szefostwo. Sam mógłbym sobie nie poradzić, w końcu
nie zawsze zleceniodawcy będą mi spadać z nieba jak ten Holender. No
i nie wiem, czy szukanie zleceniodawców i wszelkie związane z robotą
formalności nie dałyby mi bardziej w kość, niż obecna robota…

14 uwag do wpisu “Robótka

  1. Praca najemnika jest fajna, ale dobrze jest mieć dodatkowo jakieś stałe źródełko. Masz rodzinę, stałe koszty – musisz zapewnić sobie jakieś minimum. Robotę raz złapiesz, dwa razy nie. Raz zapłacą dobrze, dwa razy nic, albo tak się wszystko przeciągnie, że wychodzi na to, że lepiej byłoby tego w ogóle nie brać… Jak sam pracujesz, to nie jesteś w stanie w tym samym czasie szukać kolejnej pracy, więc średnią stawkę godzinową musisz sobie ustawić na dość wysokim poziomie, co z kolei utrudnia znalezienie klientów… Do tego dochodzi praca po nocach (terminy!), którą rodzina znosi niechętnie, zmęczenie i dużo stresu. Ale zalety są zasadnicze: masz ochotę pójść na piwo? Idziesz, jutro wstaniesz w południe i nikomu nic do tego. Masz ochotę na wczasy? Wyłączasz komputer (albo i nie, niech tam sobie chodzi – szkoda zamykać te wszystkie poodpalane od miesiąca programy), pakujesz się w samochód i znikasz, a świat niech się choćby i walił, co to kogo obchodzi…

    Polubienie

  2. cr: Holender w pewnym momencie stwierdził, że jestem dla niego za szybki, więc teraz pozwalam sobie na odrobinkę luzu… a że nienormalny jestem, to od pracy przy komputerze odpoczywam… przy komputerze 😉
    No i zauważ, że jednak dawno na Joggera nic nie napisałem.

    Polubienie

  3. wodzu: "Praca najemnika jest fajna, ale dobrze jest mieć dodatkowo jakieś stałe źródełko."

    Zgadza się. Tyle że te "stałe źródełko" zajmuje cały czas który normalnie jest na robotę przeznaczony i dotatkowa robota już tylko zżera "czas wolny"…
    Ale na razie chyba nie zaryzykuję odłączenia się od tego źródełka.

    Polubienie

  4. Wiesz, to trochę, jak gra na giełdzie… Albo masz portfel, w którym 100% akcji to pewniaki dające 5% zysku, albo decydujesz się, że w razie niepowodzenia pogłodujesz i takich trzymasz tylko 50%, a resztę przeznaczasz na ryzykowne, ale zyskowne przedsięwzięcia. Wszystko polega na ocenie ryzyka i właściwym doborze proporcji. Ale, zdaje się, żona już Ci je w międzyczasie dobrała… ;D

    Polubienie

  5. "Wolny strzelec" to jest dobry sposób zarabiania pieniędzy, ale do czasu. Stałe źródełko jest wskazane, ale nie koniecznie w pełnym wymiarze godzin.
    Prace nad wieloma projektami z jednej strony są kuszące, bo mile rozwijają na wielu horyzontach, ale z drugiej czasami mogą bardzo dekoncentrować.
    Sam kiedyś tak pracowałem i po 6 miesiącach dałem sobie spokój, bo mnie to zaczęło przemęczać.
    Jak zawsze są dwie strony medalu, zaś "złoty środek" ciężko znaleźć.
    Pamiętaj, że masz rodzine na utrzymaniu, a to determinuje.

    Polubienie

  6. Coraz częściej z różnych źródeł słychać opinię, że w niedalekiej przyszłości praca administratora czy wdrożeniowca informatycznego (i im podobne) mogą stać się jednym z wolnych zawodów.

    Polubienie

  7. Mnie strasznie irytuje klepanie się z nieznanym systemem, gdzie zrobienie jakiejś pierdółki mi zajmuje cholera wie ile czasu. Przy czym debian jest w tej materii pewnie jeszcze w miarę zjadliwy, ale slackware brrrrrrrr.

    Polubienie

  8. smk: już tak się dzieje, firmy nie są zainteresowane zatrudnianiem informatyków na posadę, dużo skuteczniejszy jest outsourcing. Wiem, bo tak mi się ostatnio zdarzało dorabiać, ale w dalszym ciągu za mało na moje potrzeby :/

    Polubienie

  9. A ja się kręcę. Najpierw długi czas freelanceowałem (grupowo) choć bardziej przypominało to pracę stałą. Później zapragnąłem pewnej stabilizacji, zwłaszcza finansowej ale wiele z tego nie wyszło. I gdy znów zacząłem się wkręcać w freelance to się rozdzwoniły telefony w sprawie stałej pracy…

    Polubienie

  10. Jajcuś, moim zdaniem możesz się zastanawiać nad "wolnym strzelcem" jak zgromadzisz przynajmniej tyle gotówki żeby przeżyć bez żadnych przychodów przez pół roku. Bez takiej rezerwy, mając rodzinę na utrzymaniu, to moim zdaniem zbyt duże ryzyko.

    Polubienie

Co o tym sądzisz?