Życie niejadka jest ciężkie…

W sobotę na świątecznym obiedzie byłem u mamy. W niedzielę u
teściów. Dzisiaj przyszła kolej na ojca. O ile u mamy i u teściowej mogę się
przy tej okazji nażreć, to do świątecznych obiadków u taty czuję, delikatnie
mówiąc, niechęć. Nie chodzi o to, że kobieta ojca nie umie gotować. Umie i
pewnie bardzo dobrze, jednak jej kuchnia jest zupełnie niekompatybilna z moimi
upodobaniami…

Odkąd byłem dzieckiem byłem znany z tego, że nie jadam białego i
czerwonego, a więc mleka i wszelkich płynnych i większości półpłynnych
produktów mleczny oraz wszystkiego co z pomidorów i buraczków. I wciąż kawałek
pomidora, czy ketchupu potrafi sprawić, że potrawa jest dla mnie niejadalna.
Zupę zabieloną odrobiną śmietany nawet zjem, chociaż wolę taką bez śmietany w
ogóle. Ale zupy u taty są pełne śmietany. Zwykle wlewałem w siebie, w wielkich
bólach, parę łyżek, żeby nie robić gospodarzom przykrości (potem zwykle źle
się czułem przez resztę dnia). Dzisiaj nie dałem rady, po dwóch makaronikach
dałem sobie spokój. Tato nawet zrozumiał, zażartował tylko, że następnym razem
będzie pomidorowa. Później uśmiech znikł mu z twarzy i spytał się, czy sos
pomidorowy zjem. Okazało się, że na drugie jest mięso w sosie pomidorowym…
Gospodyni udało się, na szczęście, w miarę uzdatnić mięsko (wyczyścić z
sosu) i jednak coś na ten obiad zjadłem. Sałatkę ociekającą śmietaną czy
majonezem, sobie darowałem.

I wcale nie lubię tego swojego wybrzydzania… Głupio tak gardzić
wszystkim co podadzą, ale zwymiotować zaraz po obiedzie (pewnie przesadzam…
ale sam nie jestem pewien), też niebyłoby miło. Nie chcę też sugerować zmiany
menu specjalnie dla mnie (co np. teściowie już od dawna praktykują), bo u taty
przynajmniej moja żonka ma okazję pojeść sobie takich rzeczy, jaki zwykle przy
mnie nie jada…

Po obiedzie, i zabawie samochodzikami, które Krysia dostała od zajączka,
znowu wdałem się w dyskusję polityczną z bratem… Zostałem nazwany
strasznym radykałem, he he. :-)

11 uwag do wpisu “Życie niejadka jest ciężkie…

  1. Swoją drogą ja też mam swoje żywieniowe zboczenia – ostatnio próbowałem nawet wypracować wzór według, którego coś mi nie smakuje. I np wynika z tego, że jeśli coś lubię (np. rybę), ale zostaje to zmielone to już nie jadam (siakieś paluszki rybne). A pomidorówy tez nie lubię 😛

    Polubienie

  2. Ja jeszcze nie znoszę "konkretnego jedzenia" na słodko. Dlatego za wyjątkowo zdradliwą uważam kuchnię Chińską. Coś się nazywa "pikantne", albo "z sosem czosnkowym", wygląda smakowicie (a nie jak biały, cieknący sos czosnkowy do kebabów), a w końcu okazuje się niejadalne, bo na słodko :-(. Jak nie na słodko, to zwykle bardzo dobre.
    Podobnie z kotletami z ananasem (na szczęście ananasa można zdjąć) itp. cudami — to oczywiście też część kuchni kobiety mojego ojca (jak ją nazywać???)…

    Polubienie

  3. Z włoskimi by nie raczej przeszło (chleb taki był dla mnie nie jadalny), z ziemnymi?… nie wiem. Nie sądzę, żeby mi posmakowało, ale mógłbym spróbować (do mleka czy pomidorów trudno mnie zmusić). Nie jest to słodkie, więc może…

    Polubienie

  4. To ciekawe z tymi dyskusjami z braćmi 🙂 Ostatnio też toczyła się ostra dyskusja z moim, kiedy wyraziłem zdanie, że sejm który wydał ustawe wstrzymającą prace komorników przy ściąganiu długów ze szpitali, powinien zostać rozstrzelany – to mój brat stwierdził, że jego wypłata jest święta (sam pracuje w tejże "służbie)…
    Nie trafiały argumenty, że tak samo ważne są nie zapłacone przez szpitale faktury i że ogólnie państwowa służba zdrowia nigdy nie będzie porządnie leczyć i będzie zadłużona (bo w końcu dostaje pieniądze "od Państwa") i korupcjogenna. Typowe jest u ludzi myślenie, że trzeba pogonić złodziei, rozbić "komune" i ogólnie wszystko zmienić – ale tak naprawdę myślenie jest w dalszym ciągu "bolszewickie". I to jest smutne 😦

    Polubienie

  5. A ja lubię sałatkę z ananasem, którą robi moja mama. Na szczęście niewiele osób jada sałatki "na słodko", więc po imprezach zawsze coś zostaje 😉

    Niestety ananasa w połączeniu z kurczakiem nie tknę choćby nie wiem co. Za to lubię rybę w soku pomidorowym, którą robi moja mama, w przeciwieństwie do ryby po grecku, której nie cierpię ;/

    Polubienie

  6. Ja długi czas nie lubiłem zupy pomidorowej a obecnie, odkąd sam gotuję ( ;), mógłbym jeść ją codziennie.

    Mleko lubię, ale mój organizm nie może otrzymywać go w za dużych ilościach. Natomiast stronię od ryb (wyjątkiem są morskie drapieżniki, odpowiednio przyrządzone, np tuńczyk w sałatce z kukurydzą i śledzie, po kaszubsku bądź w oleju roboty mojego ojca np).

    Poza tym unikam pewnych warzyw (z warzyw to i tak najbardziej lubię schabowe 😉 czy owoców (nie tknę surowych śliwek, choć ciasto ze śliwkami owszem). Itd, itd.. chociaż kiedyś byłem dużo bardziej wybredny. Ach, jestem też wzrokowcem, z tego powodu nie tknę "flaków" i choćby najlepszej potrawy, która wygląda jakby zaraz miała uciec z talerza/była psu z gardła wyjęta.

    Polubienie

  7. Aha, zapomniałem dodać. Ryb unikam do tego stopnia, że na stole wigilijnym występuje tylko w śladowych ilościach, z reguły coś.. morskiego (dobra, jest jeden wyjątek. przypomniał mi się – sandacz/sum.)

    Polubienie

Co o tym sądzisz?