Pingwinaria – czyli tam i z powrotem

Wyjechałem w Czwartek rano. Na pociąg umówiłem się wcześniej z Lamagrą, on
nawet załatwił mi bilet. Pociąg odjechał punktualnie o 6:45. Za Katowicami
zaburczało mi w brzuchu i przypominałem sobie o wielkiej smakowitej bułce z
kurczakiem którą mi żona przygotowała… i którą zostawiłem w lodówce.
:-(. Przez chwilę nawet pomyślałem, czy się po tę bułkę nie wrócić,
jednak zrezygnowałem z tego pomysłu. W Krakowie byliśmy o 8:55 i okazało się że
PKS-y do Krynicy mamy o 9:40 i 10:50 (wcześniej myśleliśmy że o 10:40).
Postanowiliśmy pojechać tym wcześniejszym (mimo że tubylec Antymon
twierdził, że ten autobus nie istnieje). Wcześniej szukaliśmy miejsca gdzie
można by coś na szybko zjeść i się nie zatruć. Skończyło się na jakichś
drożdżówkach. Autobusem z nami jechała już całkiem sympatyczna gromadka
pingwinów.

W Krynicy koledzy postanowili że pójdziemy na piechotę i że ja, skoro już tam
byłem, będę prowadził. Do tego na skróty, a nie ulicą. Sam przyznałem, że
gdzieś tam jest czerwony szlak prowadzący pod sam hotel, ale nie
powiedziałem że wiem gdzie ten szlak jest. Gdy szlak znaleźliśmy (po wspięciu
się z plecakami na bardzo stromą górkę) okazało się że idzie on albo w dół
(z powrotem), albo w górę, ale w przeciwnym kierunku. Ja nie chciałem iść w dół,
a oni w górę, więc poszliśmy na przełaj. Oni wciąż myśleli że znam drogę, ja
taki pewny nie byłem. Jednak jakoś trafiliśmy. Potem się okazało że jeszcze
co najmniej jedna grupka dotarła do hotelu w podobny sposób.

Na miejscu organizatorzy już czekali. Kazali się zalogować i iść na
obiad. Obiad był niespodzianką – tym razem można się było nim najeść i nawet był
bar sałatkowy. Po obiedzie miał być wykład lcamtufa, który się nie stawił.
Organizatorzy byli wściekli (jego tłumaczenie: zaspałem), a portret
Michała trafił na tarczę do rzutów, która później została odpowiednio użyta.
Zamiast lcamtufa był wykład TeX dla blondynek sprzed dwóch lat. Potem
pan Barbaszewski opowiadał o swoich wdrożeniach Linuksa za parę milionów.

W piątek jakoś udało się wstać na śniadanie i zaliczyć pierwsze dwa wykłady
Laboratorium studenckie pod VMWare i LVM, EVMS i inne metody
zarządzania dyskami
. Greylistings, obiad i część zamieszania po
obiedzie (coś się w programie pozmieniało) sobie darowałem. Zamiast tego
poszedłem pod Jaworzynę pojeździć na nartach. Śniegu resztki, kawałek trzeba
było narty znieść bo na samej górze śniegu nie było wcale, ale na trasie dało
się jeździć. Miejscami ładny, chociaż sztuczny, śnieżek, miejscami więcej błota
niż czegokolwiek innego, a w cieniu lód. Mimo wszystko jeździło mi się wyjątkowo
dobrze. Po nartach zdążyłem jeszcze na koniec wykładu o strategii robienia
backupów i spotkanie z redakcją Linux Magazine. Potem kolacja i wykład Tristana
o projekcie Alrauna (pomysł użycia Linuksa w szkołach na Windowsowych
pracowniach od Ministerstwa). A na koniec oczywiście Karaoke. Kto nie był niech
żałuje – takich pingwinich ryków nigdzie indziej nie uświadczy. Mnie jakoś się
udało nie stracić po tym głosu (sobotnim prelegentom na szczęście też nie).

W sobotę po śniadaniu pierwszy wykład był o odpowiedzialności za szkodę
spowodowaną przez błędne działanie programu komputerowego
– o obowiązującym
prawie, prowadzony przez prawnika, ale bardzo interesujący (w końcu wszystkich
programistów to w jakiś sposób dotyczy). Wykładu o wxWindows nie było, zamiast
tego ktoś wyszedł prowadzić jakieś luźne rozmowy (teraz zadawajcie mi jakieś
pytania
). Nawet zaczął ciekawie opowiadać o bezpiecznej dystrybucji w
dystrybucji
, ale najwyraźniej nie dość ciekawie, bo poszedłem się gdzieś
szwendać. Spotkałem Tristana i Arghila, którzy wyciągnęli mnie na spacer na
Jaworzynę (adresowanie geograficzne w sieci nie wydało nam się warte
rezygnacji z kontaktu z naturą). Przynajmniej raz miałem okazję tam wejść a
kolejką gondolową zjechać (dotychczas jedynie wjeżdżałem kolejką). Po drodze
obejrzeliśmy sobie innych narciarzy i wodę chlustającą spod ich nart. Widać że
trochę ich tam na weekend przyjechało i nawet uruchomiono wyciąg talerzykowy,
który w piątek nie działał. Na górze wypiliśmy kolę/piwa i zjechaliśmy na dół
na obiad. Już ludzie spotkani po drodze twierdzili że obiad jest marny. No i
rzeczywiście – po zupie ogórkowej (dobra była, ale to tylko zupa) podano pierogi
z jabłkami. Ani ja ani paru kolegów nie uznaliśmy że to poważny obiad, więc po
obiedzie pojechaliśmy coś zjeść na miasto. Wróciliśmy pod koniec prezentacji
IBM-a, która wyglądała na to, że nic ciekawego nie straciliśmy. Potem był wykład
o projekcie rozproszonego środowiska zarządzania obiektami trwałymi Santa
Maria
oraz prezentacja Novella. Prezentacja zaczęła się filmem Lord
of the Net – Two Servers
– cała sala pękała ze śmiechu. Potem facet pokazywał jak
działa pakiet Red Carpet – taki poldek połączony z cronem i paroma skryptami i
opakowany w okienkowy interfejs. Oczywiście komercyjny. Na koniec był jeszcze
jeden film: Kernel.
Po kolacji były dyskusje
o tym jak powinna wyglądać rządowa Strategia dotycząca informatyzacji i
Wolnego Oprogramowania, a potem jeszcze było spotkanie RWO. W tym samym czasie
zaczynało się ognisko. Po spotkaniu RWO poszliśmy na ognisko, a po ognisku
jeszcze trochę dyskutowaliśmy (w nieco innym gronie) w czyimś pokoju. Jak zwykle
do swojego pokoju wróciłem jako ostatni z lokatorów (i tak dużo wcześniej niż
wielu innych kończyło zabawę).

W niedziele były jeszcze trzy wykłady – o sieciach bezprzewodowych
(interesujący mnie o tyle, że zastanawiam sie nad kupnem czegoś takiego), wykład
Antymona o Jabberze (spodziewałem się politycznego nudzenia, ale było
naprawdę ciekawie) oraz Jak skutecznie otworzyć swoje źródła (moje
projekty były najlepiej opisane w punktach czego nie robić
:-)).

Do domu zabrałem się z Tristanem. Jechał z nami też Bartek (do Krakowa) i
Gaber (do Katowic). Obyło się bez żadnych komplikacji czy innych ciekawostek,
więc ten akapit zostaje wyjątkowo krótki. :-)

Teraz z żoną oglądamy zdjęcia z
pingwinariów
… i mnie na żadnym nie ma. Żona zaczyna mieć jakieś głupie
podejrzenia. Więc może ktoś tutaj potwierdzi mój pobyt na Pingwinariach?
;-)

17 uwag do wpisu “Pingwinaria – czyli tam i z powrotem

Co o tym sądzisz?